Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / O Rooneyu coś jeszcze

O Rooneyu coś jeszcze

O Rooneyu coś jeszcze
Szok, niedowierzanie, zaskoczenie – to tylko niektóre z emocji targających mną po przeczytaniu ostatnich doniesień. Doniesień, które okazały się prawdziwe. Tym razem nie chodziło o słynną już zdradą Rooneya, o której nie tak dawno rozpisywały się angielskie bulwarówki. Jak wszyscy dobrze wiemy, Wayne chce opuścić Manchester United. Klub, w którym – jak stwierdził niedawno – chciałby zakończyć karierę. Ta jakże smutna wiadomość spadła na nas jak grom z jasnego nieba, choć wcześniej nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Fakt, Wazza nie miał ostatnio wielu powodów do radości, tak w życiu osobistym, jak i w klubie. Pojawiać zaczęły się nawet spekulacje o zmianie otoczenia i transferze do Hiszpanii, nie traktowałem ich jednak zbyt poważnie. Aż do wczoraj.

A wszystko zaczęło się od tak dobrze nam znanej zdrady naszego ulubieńca Wayne’a. Nie będę szukać jaj przyczyn, ważne są skutki. Jak jeszcze wczoraj pisały angielskie gazety, od wspomnianej wpadki zawodnika, Ferguson nie zamienił z nim nawet słowa, ignorując go na treningach. Wiem, że to „tylko” niepotwierdzone doniesienia, ale jeśli tak było rzeczywiście… to smutne. W takiej sytuacji nie dziwię się Rooneyowi – nie czując wsparcia klubu, nie można czuć się w nim dobrze. W przypadku prawdziwości tych informacji, uważam, że sir Alex Ferguson popełnił poważny błąd. Wystarczy spojrzeć na Johnna Terry’ego i aferę obyczajową z jego udziałem. Carlo Ancelotti, pytany o to na konferencjach prasowych, natychmiast ucinał rozmowę twierdząc, że nie obchodzi go to, co zawodnicy robią po treningach. A Terry jak grał tak gra, konfliktów brak. Przyznać też trzeba, że kibice United mocno wspierali Wayne’a, co potwierdza choćby niedawny wpis naszego czytelnika, będącego na meczu z WBA.

Pierwsze symptomy niezadowolenia zobaczyć, a raczej przeczytać mogliśmy kilka dni temu, kiedy to Wayne wypowiedział zgubne w skutkach słowa:

Nie miałem ostatnio żadnej kontuzji kostki.

Wayne Rooney

Zaprzeczając słowom menadżera, Roo z pewnością nie zaskarbił sobie jego miłości, choć odsunięcie od pierwszego składu z pewnością było bolesne. Nie wiem, czy chciał tymi słowami wymusić na Fergusonie wystawienie go w pierwszym składzie, a może palnął, co mu ślina na język przyniosła?

Jak słusznie zauważył jeden z moich redakcyjnych kolegów – AX1D – nie powinniśmy, a nawet nie możemy wieszać psów na Rooneyu, gdy tak naprawdę nie wiemy, po czyjej stronie leży wina. Być może znajduje się ona gdzieś pomiędzy zawodnikiem a klubem, a może zadecydował brak wsparcia ze strony Fergusona. Ale tego dowiemy się chyba dopiero od samego zainteresowanego.

Żal mi, że nasz (nie boję się użyć tego słowa) NAJLEPSZY zawodnik prawdopodobnie odejdzie z United. Pomimo słabej formy i kłopotów rodzinnych był dla mnie niezastąpiony. Nie zawdzięczał tego tylko bramkom, ale także (a może przede wszystkim) sercu, które za każdym razem zostawiał na boisku. Był także liderem drużyny, takim zawodnikiem, jakiego w ostatnich meczach nam brakowało. Niestety nie ma teraz kandydata, który zapełniłby po nim lukę.

Czy są jakieś pozytywy tej małej tragedii? Póki co ich nie dostrzegam. Nie łudźmy się, pieniądze z transferu zostaną przeznaczone na spłatę części zadłużenia, a zapewnienia Fergusona o dostępności funduszy na nowych piłkarzy – są tylko bajką.

Przewiń na górę strony