5. kolejka Premier League zapowiadała się bardzo emocjonująco, głównie przez mecz wielkich rywali: Manchesteru United i Liverpoolu. Inne spotkania, choć nie wydawały się równie ciekawe, obfitowały w wiele emocji i niespodziewanych zwrotów akcji. Zapraszam na podsumowanie tego piłkarskiego weekendu.
Spotkaniem, na które najbardziej czekali wszyscy kibice Czerwonych Diabłów, jak i cała piłkarska Anglia, był derbowy mecz przeciwko Liverpoolowi. Pojedynki między tymi drużynami zazwyczaj są bardzo zacięte i gwarantują dobry poziom piłkarski. Nie inaczej było tym razem. Gracze United od początku przejęli inicjatywę i starali się bez przerwy nękać obronę przeciwnika. Liverpool ograniczał się jedynie do sporadycznych wypadów poza własną połowę, jednak Edwin Van der Sar nie został zmuszony do najmniejszego wysiłku. Czerwone Diabły najczęściej przedostawały się pod bramkę przeciwnika dzięki dobrej grze obu skrzydłowych: Giggsa i Naniego. Po dośrodkowaniu tego pierwszego z rzutu rożnego Manchester objął prowadzenie. Na listę strzelców wpisał się niezawodny w tym sezonie Dymitar Berbatov, któremu udało się uciec spod opieki Torresa i skierować głową piłkę do bramki. Druga połowa nie przyniosła zmian w obrazie gry. Nadal to gracze United częściej utrzymywali się przy piłce i stwarzali kolejne okazje do strzelenia drugiej bramki. O ile strzał Naniego zatrzymał się na słupku, to fantastyczne uderzenie z przewrotki Berbatova znalazło drogę do bramki. Bułgar pokazał w tej sytuacji wszystko to, za co najbardziej kochają go kibice Czerwonych Diabłów – świetne przyjęcie i genialną technikę. Po tym trafieniu wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty, jednak wystarczyła chwila dekoncentracji i dwa błędy indywidualne, żeby wszytko zaczęło się od początku. Najpierw zła decyzja Evansa o wślizgu i rzut karny, wykorzystany przez Gerrarda, później podwójny błąd – Johna O’Shea (niepotrzebny faul) i Darrena Fletchera (wyjście z muru) – spowodowały, że Liverpool wyrównał stan spotkania. To już trzeci mecz w tym sezonie, w którym gracze Manchesteru nie potrafią dowieźć sporej przewagi do końca, niepotrzebnie oddają inicjatywę i tracą kontrolę nad spotkaniem. Takie sytuacje nie powinny się zdarzać klasowym zespołom, miejmy więc nadzieję, że wraz z postępem sezonu będzie ich coraz mniej. Mimo straty dwóch goli Manchester wciąż nacierał, co przyniosło skutek w 84 minucie. O’Shea dośrodkował, a fantastycznie dysponowany Berbatov zapewnił United zwycięstwo. Forma, jaką zaprezentował Bułgar, musi cieszyć, wydaje się, że w tym sezonie będzie on odgrywał bardzo ważną rolę w układance Fergusona. Ostatecznie Manchester zasłużenie wygrał, zmniejszył stratę do Arsenalu i umocnił się w czołówce tabeli.
Kanonierzy po fantastycznym meczu w środku tygodnia przeciwko Bradze (wygranym 6-0), zawiedli na Stadium of Light. Początek spotkania ułożył się jednak dla podopiecznych Wengera bardzo dobrze. Prowadzili już od 13. minuty, po kuriozalnej bramce, strzelonej przez Cesca Fabregasa, od którego odbiła się piłka, po niefortunnym wybiciu Antona Ferdinanda. Piłkarz Arsenalu doznał w tej sytuacji kontuzji, która może wykluczyć go z gry na dłuższy okres czasu. Gol dla Kanonierów nie zmienił jednak sposobu gry gospodarzy, którzy od początku przejęli inicjatywę i starali się jak najczęściej niepokoić Manuela Almunię. Do przerwy wynik nie uległ jednak zmianie. Druga połowa miała podobny przebieg do pierwszej odsłony. Sunderland dominował, jednak nie potrafił udokumentować swojej przewagi bramką. Od 55. minuty sytuacja Arsenalu stała się bardziej skomplikowana po czerwonej kartce dla Aleksandra Songa. Kanonierzy nie ograniczyli się jednak wyłącznie do obrony, ale starali się również wyprowadzać szybkie kontry. Po jednej z nich sędzia Phill Dowd podyktował dla gości rzut karny, którego nie wykorzystał Tomas Rosicky. Ta sytuacja zemściła się już w doliczonym czasie gry, gdy po ogromnym zamieszaniu w polu karnym, gola na wagę jednego punktu zdobył niezawodny Darren Bent.
Kolejną drużyną, która zawiodła swoich fanów w 5. kolejce był Everton. Wydawało się, że po udanej końcówce i odrobieniu dwubramkowej straty w meczu z Manchesterem United, zespół Moyesa powinien pójść za ciosem i łatwo poradzić sobie z beniaminkiem z Newcastle. The Toffies spisali się jednak słabo i zasłużenie przegrali na własnym stadionie 0-1. W pierwszej połowie gra była wyrównana, ze wskazaniem na piłkarzy z St James’ Park. Tuż przed przerwą wyszli oni na prowadzenie, po fantastycznym strzale z dystansu Hatema Ben Arfy. W przekroju całego spotkania był on jednym z najlepszych piłkarzy na boisku i wydaje się, że trener Newcastle, Chris Hughton będzie miał z tego piłkarza dużo pociechy. Inny debiutant Cheik Tioté również wywiązał się ze swojej roli bardzo dobrze, przerywając wiele ciekawie zapowiadających się ataków gospodarzy. W drugiej połowie obraz gry uległ zmianie. Everton zepchnął Newcastle na własną połowę, jednak mimo tego nie oddał wielu strzałów na bramkę debiutującego w Premiership Tima Krula. Dopiero w doliczonym czasie gry drużyna z Liverpoolu mogła przechylić szalę na swoją korzyść, ale najpierw Yakubu trafił zaledwie w słupek, a w ostatniej minucie koszmarnie pomylił się Fellini, pudłując z pięciu metrów do niemal pustej bramki. Po tej porażce Everton znalazł się w strefie spadkowej, z dorobkiem 2 punktów w 5 spotkaniach.
W pozostałych sobotnich meczach nie doszło do wielkich niespodzianek. Będąca w kiepskiej formie Aston Villa zaledwie zremisowała z Boltonem. Wynik otworzył po ładnym strzale z rzutu wolnego Young, a wyrównał jeszcze w pierwszej połowie Davies. Villa miała szansę na 3 punkty, ale po dobrej indywidualnej akcji, nieznacznie pomylił się Ireland. Wydaje się, że nowego trenera klubu z Birmingham, Gerarda Houlliera, czeka sporo pracy, aby przywrócić ten zespół do formy z poprzedniego sezonu.
W typowym spotkaniu zespołów ze środka tabeli: Fulham i Blackburn, również padł remis. Na gola Samby (przy którym błąd popełnił Mark Schwarzer), odpowiedział w drugiej połowie Clint Dempsey. Podopieczni Marka Hughesa zaliczyli już 4. remis w tym sezonie i wciąż pozostają niepokonani.
Pierwsze punkty w obecnych rozgrywkach zdobyli piłkarze West Hamu, remisując po wyrównanym meczu ze Stoke City. Popularne Młoty na prowadzenie wyszły jeszcze w pierwszej połowie, gdy po zamieszaniu podbramkowym piłkę do siatki wepchnął Scott Parker. Wyrównał na początku drugiej odsłony Kenwyne Jones, strzelając już drugą bramkę w barwach nowej drużyny. Nieźle w całym spotkaniu zaprezentował się inny nowy nabytek Stoke, Jermaine Pennant, który nieustannie nękał rywali rajdami prawym skrzydłem. Wydaje się, że drużyna Pulisa wyszła już na prostą, po nieudanym początku sezonu.
Gracze Tottenhamu, po obiecującym początku przygody z Ligą Mistrzów, wrócili do ligowych zmagań i zdołali pokonać na własnym stadionie Wolverhampton. Spotkanie toczyło się pod dyktando Kogutów, jednak to gracze Micka McCarthy’ego schodzili na przerwę zadowoleni, dzięki golowi Stevena Fletchera. W drugiej połowie Tottenhamowi długo nie udawało się złamać obrony rywala, ale w końcu, po przebojowym rajdzie Allana Huttona i faulu w polu karnym, stan gry wyrównał z rzutu karnego Rafael Van der Vaart. W końcówce spotkania graczom Redknappa udało się przeważyć szalę na swoją korzyść. Po golach Pavluchenki i Huttona, pokonali Wilki, dzięki czemu mogli dopisać do swojego dorobku kolejne 3 oczka.
Jako niespodziankę można natomiast potraktować porażkę nieźle radzących sobie w tym sezonie graczy Birmingham z WBA. Mimo szybkiego objęcia prowadzenia po świetnie rozegranym rzucie wolnym i golu Camerona Jeroma, podopieczni Alexa McLeisha dali sobie strzelić trzy gole. Najpierw błąd popełnił Scott Dann, pakując piłkę do własnej bramki. Później nie popisał się Lee Bowyer, który złym podaniem umożliwił strzelenie gola Peterowi Odemwingie. Wynik ustalił strzałem głową Jonas Olsson.
Wyniki niedzielnych spotkań faworytów do czołowych miejsc nie zaskoczyły żadnego fana piłki nożnej. Chelsea nie zwolniła tempa, pokonując Blackpool wygrała już piąty ligowy mecz w tym sezonie. Wynik spotkania otworzył w 1 minucie Salomon Kalou. Przed upływem drugiego kwadransa gry, tablica świetlna pokazywał już wynik 3-0 po golach będącego w świetnej formie Maloudy i Drogby. Po drugim trafieniu Francuza wydawało się, że spotkanie skończy się podobnie jak wcześniejsze mecze Niebieskich z Wigan i WBA, jednak beniaminek nie dał już sobie strzelić więcej goli. Po serii dość łatwych spotkań, w następnej kolejce podopieczni Carlo Ancelottiego zmierzą się z Manchesterem City. Dopiero ten mecz przekona nas, jak zaprezentuje się rozpędzona Chelsea, na tle rywala o podobnych aspiracjach.
Wspomniany Manchester City pokonał na wyjeździe Wigan, dzięki czemu przełamał passę dwóch spotkań bez zwycięstwa. Nie był to wielki mecz podopiecznych Roberto Manciniego, którzy długo nie potrafili przełamać obrony The Latics. Sztuka ta udała się dopiero pod koniec pierwszej połowy Carlosowi Tevezovi. Był on najlepszym graczem na boisku, co potwierdził w drugiej odsłonie zaliczając asystę przy trafieniu Yaya Toure. Dzięki tej wygranej Manchester City awansował na 4 miejsce w ligowej tabeli.
5. kolejka nie przyniosła wielu zmian w tabeli Premier League. Na prowadzeniu wciąż znajduje się drużyna Chelsea, a za jej plecami czają się Arsenal i Manchester United. Dużo ciekawiej prezentuje się dół tabeli, gdzie niespodziewanie znalazły się drużyny Evertonu i West Hamu. Różnice w tabeli są jednak wciąż niewielkie, a to zapowiada ciekawą rozgrywkę w następnych kolejkach.