Nie przegap
Strona główna / Naszym okiem / Liczby są po naszej stronie

Liczby są po naszej stronie

Liczby są po naszej stronie
Od kiedy tylko rozpoczął się sezon w Anglii, wszyscy fanatycy Premiership zastanawiają się, czy Chelsea zdoła utrzymać się na mistrzowskim tronie. Oczywiście my jesteśmy głodni sukcesów naszych ukochanych Diabełków i liczymy, że Terry i spółka nie podołają temu zadaniu. Przyjrzyjmy się jednak nieco bliżej liczbom oraz statystykom i wydajmy chłodny osąd, która drużyna z dwójki faworytów najprawdopodobniej sięgnie po ten tytuł. Wiem, że dla fanów pozostałych ekip, a w szczególności Arsenalu, może wydawać się to krzywdzące, lecz naprawdę nie wierzę, iż ktokolwiek inny niż zespół z tego duetu zajmie pierwsze miejsce w najmocniejszej lidze na świecie.

Carlo AncelottiZacznijmy od tego, kto tym wszystkim zarządza. U naszych rywali jest to Ancelotti, który karierę menadżerską zaczął w 1995 roku, czyli stanowczo później niż Sir Alex Ferguson. Co oczywiste, z tego powodu dorobek Włocha jest dużo skromniejszy. Pierwsze poważne sukcesy zaczął on odnosić w Milanie. Z tym klubem dwukrotnie wygrał Ligę Mistrzów: w 2003 i 2007. W obydwu przypadkach udało mu się również zdobyć Superpuchar Europy. Ponadto w 2003 Ancelotti razem z drużyną wywalczył Puchar Włoch. Rok 2004 też nie należał do najgorszych. Pod okiem tego menadżera Rossoneri zajęli pierwsze miejsce w Serie A i zgarnęli Superpuchar Włoch. Następnie trener ten przeniósł się do Chelsea. Debiutancki sezon z pewnością mógł uznać za niezwykle udany. The Blues swój maraton sukcesów zapoczątkowało zdobyciem Tarczy Wspólnoty w meczu z Manchesterem United. Gdy po regulaminowym czasie gry na tablicy widniał wynik 2:2, została rozegrana seria rzutów karnych, w których nowa ekipa Włocha okazała się lepsza. Później co prawda obyło się bez sukcesów w Europie, ale Ancelottiemu udało się zająć pierwszą lokatę w Premiership, a za tydzień wygrać Puchar Anglii.

Sir Alex FergusonTo wszystko brzmi niezwykle imponująco, dopóki nie spojrzymy na osiągnięcia Sir Alexa Fergusona. Z Aberdeenu, wtedy jeszcze przeciętnego, szkockiego klubu, udało mu się wykreować bardzo solidny europejski klub. Za jego czasów razem z tą ekipą zdobył trzykrotnie Mistrzostwo Szkocji, czterokrotnie Puchar Szkocji, a raz Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy. Natomiast po przenosinach do Manchesteru United sukcesów Szkota było tyle, że nie ma sensu wszystkiego wymieniać. Do najważniejszych należy jedenastokrotne Mistrzostwo Anglii, pięciokrotne wygranie Pucharu Anglii i dwukrotne Ligi Mistrzów.

Przejdźmy teraz do niemniej ważnej kwestii, jaką jest kadra obu zespołów. Jeżeli chodzi o jej wartość, serwis transfermarkt.de wycenia obydwie bardzo podobnie. Dla Manchesteru jest to 371.850.000€, natomiast Chelsea 370.500.000€. Biorąc pod uwagę fakt, iż skład The Blues jest o wiele szczuplejszy, może nas to nieco martwić. Jednak musimy pamiętać, że tacy świetni zawodnicy jak Edwin Van Der Sar, Paul Scholes czy Ryan Giggs są niezwykle mało warci na rynku transferowym ze względu na swój wiek. Natomiast dla nas – wręcz przeciwnie. Po boisku poruszają się jak młodziki, a ich doświadczenie jest niezwykle ważne. Tak więc, jeżeli chodzi o cenę naszych zawodników a cenę piłkarzy Niebieskich, możemy uznać, że jest remis.

Ricardo CarvalhoZahaczyłem przed chwilą o pewien bardzo istotny temat, mianowicie szerokość kadry. Z naszej drużyny możemy skompletować niemal dwie równorzędne jedenastki. Na każdej pozycji mamy przynajmniej jednego solidnego zmiennika. Zawodników zdolnych do gry w pierwszym składzie na godnym poziomie posiadamy aż 30. W Chelsea naliczyłem takich jedynie 20 (w tym 3 bramkarzy). Tak drastycznie niska liczba spowodowana jest sporą ilością transferów wychodzących, gdzie zawodnicy odchodzili często nawet za darmo. Najważniejsi z nich to Joe Cole (do Liverpoolu), Michael Ballack (do Bayernu Leverkusen), Ricardo Carvalho (do Realu Madryt), Juliano Belletti i Deco (obaj do Fluminese). Do ekipy z Londynu dołączyło jedynie dwóch pomocników: Yossi Benayoun oraz Ramires.

Przyjrzyjmy się linii obrony naszego rywala. W jej skład wchodzą: Branislav Ivanovic, Ashley Cole, Jose Bosingwa, Paulo Ferreira, John Terry i Alex. Sześciu zawodników, w tym większość z nich potrafi grać tylko na jednej z flanek bądź po środku. Wystarczą dwie, trzy kontuzje, aby to wszystko się posypało. Jednak załóżmy, że drużyna Ancelottiego będzie miała ogromne szczęście i taka sytuacja nie będzie miała miejsca. Jak z taką ilością zawodników menadżer wyobraża sobie walkę na kilku frontach?

Spójrzmy na terminarz. Dwudziestego piątego września Chelsea będzie podejmować na wyjeździe Manchester City. Trzy dni później zostanie rozegrany mecz na Stamford Bridge z Marsylią w ramach Ligi Mistrzów. Trzeciego października natomiast The Blues zagoszczą na Emirates Stadium, aby zmierzyć się z Kanonierami. Prawdopodobnie w każdym z tych meczów Niebiescy będą zmuszeni wystawić bardzo mocny skład. Jak wytrzymają to kondycyjnie, nie oszukujmy się, już nie najmłodsi piłkarze? Na miejscu kibiców tej drużyny modliłbym się, aby Abramowic zainwestował w maszynę do klonowania. To tylko jedna z wielu ciężkich serii, jakie czekają naszych rywali. Szesnastego października czeka ich wyjazdowy mecz z Aston Villą, a dziewiętnastego kolejny mecz w Champions League. W listopadzie zawodnicy z Londynu również nie odpoczną. Trzeciego znów będą rozgrywane spotkania w Lidze Mistrzów, natomiast siódmego Liverpool na Anfield zagra o 3 punkty z Chelsea. Na dokładkę dziesiątego Fulham u siebie, rywal którego nie można lekceważyć, o czym przekonaliśmy się już niejednokrotnie my, kibice United. Ostatni miesiąc w roku również może przysporzyć The Blues wiele kłopotów. Czwartego grudnia Everton u siebie, ósmego kolejny mecz z Olympique Marsylia, jedenastego wyjazd na stadion Tottenhamu, osiemnastego powrót do siebie, aby podjąć Manchester United, dwudziestego szóstego mecz z Arsenalem na wyjeździe, a grudniowe spotkania dla Niebieskich zakończą się dwudziestego ósmego, gdzie na Stamford Bridge zawalczy z nimi Bolton. W nowym roku natomiast Ancelotti wraz ze swoimi piłkarzami przywita Aston Ville u siebie. Cały styczeń będzie pełen walk w angielskich pucharach, lecz myślę, że stosunkowo niegroźny dla ekipy z Londynu.

W lutym rozpocznie się pierwsza runda eliminacyjna Champions League, w dodatku The Blues będą musieli zmierzyć się z Liverpoolem u siebie oraz z Fulham na wyjeździe. W marcu czeka ich rewanżowy mecz Ligi Mistrzów, o którym już wspominałem, lecz może się on odbyć w czterech terminach. Ósmego, dziewiątego, piętnastego lub szesnastego. Osobiście trzymam kciuki za dwie ostatnie daty, ponieważ razem z ćwierćfinałem FA Cup dwunastego oraz meczem na własnym stadionie z Manchesterem City dziewiętnastego, może to stworzyć piekielnie trudną serię. A jak już mowa o takiej, to w dwa ostatnie miesiące sezonu terminarz dla The Blues wygląda naprawdę ciężko. Właściwie trudne mecze zaczynają się dopiero pod koniec kwietnia, ale potem trwają przez cały maj. Dwudziestego szóstego lub dwudziestego siódmego kwietnia pierwszy mecz półfinałowy Champions League. Miesiąc ten kończy spotkanie Chelsea – Tottenham. Natomiast za kilka dni rewanż przed chwilą wspomnianych półfinałów, a po trzech lub czterech dniach wielka okazja dla Manchesteru United na utarcie nosa The Blues.

Wydaje się, że nie ma lepszego momentu na mecz z Chelsea na Old Trafford jak siódmy maja. To wrażenie potęguje fakt, iż dalej również nie jest piłkarzom Ancelottiego gładko. Czternastego finał FA Cup, dwudziestego drugiego wyjazdowy mecz Niebieskich z Evertonem i wreszcie dwudziestego ósmego finał Ligi Mistrzów. Terminarz więc koszmarny dla kogoś z tak wąską kadrą. Jednak nie ma co się zbytnio entuzjazmować, bo przecież nikt nie powiedział, że Chelsea w tych wszystkich pucharach będzie grała do samego końca.

Możliwe, że to The Red Devils będą się w nich męczyć, a The Blues już dawno odpadną. Trzeba pamiętać, że to broń obusieczna, po której to United może mocno ucierpieć, a Londyńczycy ujść cało. Szczególnie, że w kalendarzu Diabłów można odnaleźć podobne serie, jak np. siódmego lub ósmego listopada ostatni mecz fazy grupowej Ligi Mistrzów, dziesiątego spotkanie wyjazdowe z Manchesterem City, a trzynastego rozgrywka z Aston Villą na Villa Park. Czas na odpoczynek dodatkowo skracają godziny rozgrywanych meczów. Z The Citizens zagramy o 21.00 czasu polskiego, natomiast spotkanie z The Villans odbędzie się o 13.45. Jak widać, terminarz dla żadnego z faworytów Premiership nie był łaskawy, ale przewaga jest po naszej stronie z uwagi na szerszą kadrę.

Manchester mistrzem!Ostatnimi liczbami jakie wezmę pod uwagę będą punkty potrzebne do uzyskania mistrzostwa Anglii. W sezonie 2009/2010 wystarczyło ich 86, aby Chelsea cieszyła się z pierwszego miejsca. Rok, dwa i trzy lata wcześniej, kiedy triumfowało United, potrzeba ich było kolejno: 90 (2008/2009), 87 (2007/2008) i 89 (2006/2007). W sezonie 2005/2006 Niebiescy uzbierali ich aż 91, ale nawet gdyby mieli ich o 8 mniej nadal zajmowaliby „królewskie” miejsce. Z uwagi na wzmocnienia wielu klubów w Anglii, uważam że czołowe drużyny będą traciły więcej punktów niż zwykle. Liverpool po kiepskim ostatnim sezonie znów może namieszać dzięki zmianie trenera, a grube miliony wpakowane w Manchester City z pewnością nie pójdą na marne. W dodatku kłopoty kadrowe Chelsea nie pozwolą im na na wygrywanie meczu za meczem. Z tego można wywnioskować, że aby spokojnie wygrać ligę w tym sezonie wystarczy Diabłom 87 punktów, a nawet kilka oczek mniej. Maksymalnie natomiast można ich uzyskać 114.

Poprzez wpadkę z Fulham górna granica dla United zmniejsza się do 112. Nawet jeśli przegralibyśmy jeszcze siedem spotkań i zremisowali dwa, nadal najprawdopodobniej cieszylibyśmy się ze zwycięstwa w lidze. Najważniejsze dla Sir Alexa Fergusona to nie tracić punktów z Chelsea, ponieważ porażka z tą drużyną to nie strata trzech punktów w stosunku do nich, lecz sześciu. Jednak jak widać, nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Wysokie zwycięstwa rywala mogą nas trochę dołować, jednak poczekajmy na te piekielne serie, podczas których The Blues z pewnością utracą wiele punków. Odrzućmy pesymizm na bok, bo liczby są po naszej stronie.

Przewiń na górę strony