Ostatnimi czasu, dość głośno zrobiło się na temat Paula Scholesa, który (jak donosi prasa) ma rychle zakończyć karierę. Były reprezentant trzech lwów, już od pewnego czasu skarży się na gorszą dyspozycję fizyczną i powoli zaczyna rozmyślać nad swoją najbliższą przyszłością. Czy, obecny sezon 2010/11 będzie dla naszego kochanego weterana ostatnim w barwach United? Jeśli tak, to co dalej? Kto go zastąpi?
Jak już wspomniałem wcześniej, Scholes zaczyna zbliżać się do piłkarskiej emerytury i jak mniemam, ciężko jest mu się z tym pogodzić. Rudowłosy Anglik, ma już na karku trzydzieści pięć lat, a niebawem, będzie to już trzydzieści sześć. Cóż zrobić? Lata lecą i coraz trudniej jest się pogodzić z nieuchronnym zakończeniem kariery. Niestety, taka jest rzeczywistość, w którą ja sam nie mogę uwierzyć.
Paul, to jeden z najlepszych środkowych pomocników jaki grał w Manchesterze. Już dziś, mogę spokojnie nazwać go legendą, nie bojąc się o to, iż ktoś temu zaprzeczy. Lata spędzone na Old Trafford, sprawiły, iż każdy prawdziwy kibic dostrzega zmiany, jakie dokonały się w tym, niegdyś młodym i pałającym energią do gry zawodniku. Niektórzy spekulują, iż wiek zrobił swoje i Scholes nie jest już tak zwinny i dynamiczny jak niegdyś. Owszem, zgodzę się z tym i dodam również, że nie ma on już tego refleksu co w latach świetności, gdy biegnąc przez pół boiska potrafił precyzyjnie wygarnąć rywalowi piłkę wślizgiem.
Niestety, to już ponad 16 lat, gdy po raz pierwszy ujrzeliśmy go na murawie Teatru Marzeń. Obecnie jest to piłkarz twardy i zacięty, który swoim doświadczeniem śmiało może się dzielić z innymi. Magiczne trio: Scholes, Giggs i Neville już mają swoje lata i osiągnęli z klubem wszystko, co tylko można było sobie wymarzyć.
Zagłębiając się w statystki, za którymi niezbyt przepadam, uświadomiłem sobie jednak, iż to w ostatnich trzech sezonach Anglik wypracował sobie opinie „zabójcy”. Chodzi mi oczywiście o jego brutalne faule i ostrą grę, jaką prezentuje w barwach klubowych. Zawodnik ten, nie ujrzał od arbitra czerwonej, a nawet żółtej kartki przez ponad 14 lat. Sezony od 1994/95, aż do 2007/08 grał czysto, co jak na środkowego pomocnika niesamowicie mnie zadziwiło. Dopiero, w ostatnich trzech sezonach musiało mu się zrobić żółto przed oczami, gdyż sędziowie wyciągali z kieszeni, aż dwadzieścia razy kartonik koloru żółtego i trzy razy koloru czerwonego. Scholes po prostu od niedawna zaczął trenować siatkówkę i zamiast uderzać piłkę głową, bawił się w Maradonę.
Anglik ma swoją umowę zakontraktowaną do 2011 roku i bardzo bym chciał, aby ją jeszcze przedłużył. Oczywiście rozumiem to, iż nie jest on w stanie grać regularnie i biegać po boisku przez pełne dziewięćdziesiąt minut spotkania. Uważam jednak, że takie ikony jak on, dobrze wpływają na młodzież, a jednocześnie w ciężkich chwilach potrafią odwrócić losy spotkania.
Co do Gary’ego Neville’a, to faktycznie brak mu już trochę sił, ale jako kapitan zawsze potrafi udźwignąć spoczywający na jego barkach ciężar. Drugi z trzech weteranów, Ryan Giggs wyjątkowo dobrze radzi sobie ze swoim wiekiem i niejednokrotnie udowodnił w ubiegłym sezonie, że jeszcze potrafi nas zadziwiać. Co do Scholesa to cały czas przed oczami mam jego ostre wejścia i brutalne wślizgi. Jednak zawsze, gdy o nim myślę przypominają mi się również cudowne chwile, w których strzałem z za linii pola karnego pokonywał najlepszych bramkarzy świata.
Gol z Barceloną w 2008 roku jest jednym z najwspanialszych uderzeń, jakie widziałem. Anglik jest obdarzony piekielnie silnym uderzeniem, co z lubością wykorzystuje, gdy nadarza się ku temu okazja. Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, iż bramkarze rywali mają do niego idiosynkratyczny stosunek, gdyż po jego strzale nigdy nie wiadomo czy piłkę łapać, czy się przed nią chować.
Paul Scholes występował w barwach Czerwonych Diabłów, aż 533 razy i zdobył dla klubu 115 goli. W reprezentacji synów Albionu też udowodnił, że jest wartościowym zawodnikiem. W 66 spotkaniach, które rozegrał, aż czternastokrotnie zmuszał bramkarzy, by wyciągali piłkę z siatki.
Jak pewnie wielu z Was wie, rudowłosy Anglik nie jest zbyt lubiany w Polsce. Dlaczego? Dla tych, co nie wiedzą muszę powiedzieć, iż w roku 1999 to właśnie Scholes strzelił naszej reprezentacji narodowej, aż trzy gole, z czego jedną wpakował ręką, w meczu eliminacyjnym do mistrzostw Europy na stadionie Wembley (niezdobyta twierdza).
Mało kto, jednak pamięta o jego znakomitych podaniach przez pół boiska i umiejętności dogrania piłki idealnie do nogi. Paul jest już zasłużonym weteranem, lecz z grą w piłkę jest jak z jazdą na rowerze. Nigdy się jej nie zapomina. Były reprezentant Anglii niejednokrotnie udowadniał nam swoją wartość, której nikt nie zakwestionuje. Boli mnie to, gdy słyszę kibiców United mówiących. „On już się nie nadaje”, „Jest stary i bezwartościowy”, „Niech już lepiej idzie na emeryturę”. Denerwują mnie takie zachowania, gdyż Ci luzie zapominają, co ten człowiek zrobił dla naszego klubu. Oczywiście inaczej bym się odnosił do tych wypowiedzi, gdyby dany piłkarz grał w naszym klubie rok, bądź dwa. Z Paulem, Ryanem i Garym jest inaczej. To zawodnicy, którzy swoją karierę zapoczątkowali na Old Trafford i prawdopodobnie tu ją też zakończą. Nasz kochany Rudzielec, zaczął grać w czerwonym trykocie mając zaledwie 14 lat i w debiucie strzelił, aż dwie bramki.
Przegląd pola i genialne podania są domeną tego zawodnika. Postrzeganie kolegów na boisku i podania na wyjście są jego mocną stroną, o której powinniśmy pamiętać. To nie jest tak, że Ferguson trzyma go wyłączni ze względu na przywiązanie i osobiste upodobania. Sir Alex prawdopodobnie widzi jeszcze w Scholesie duży potencjał, którym mógłby się podbielić z młodzieżą i jednocześnie pomóc drużynie w zdobyciu kolejnych cennych trofeów do klubowej gablotki.
Kto będzie następca? Tego nie wiem i szczerze to nawet nie chcę jeszcze o tym myśleć. Jedyny, który przychodzi mi do głowy to młodziutki Darron Gibson. Jest on jednak jeszcze za mało doświadczony i nie ma tego przeglądu pola co Paul. Jedynie jego silne strzały robią na mnie wrażenie, a przecież nie tylko to się liczy. W momencie otrzymania piłki trzeba spokojnie się zastanowić i rozegrać futbolówkę, a nie monotonnie uderzać na bramkę rywali. Oby Gibson się tego nauczył i kto wie może kiedyś….? Tylko czy nie jest już za późno?
Wracając do meritum to, jako kibic muszę powiedzieć, iż nigdy nie zapomnę tych fenomenalnych uderzeń z przed linii pola karnego, gdy piłka zagrana przez Beckhama wpadła pod nogi Paula Scholesa, który atomowym uderzeniem umieszczał ją w siatce rywali. Mam nadzieję, że ten sezon będzie wyjątkowy nie tylko dla niego, lecz również dla całej drużyny, bo przecież jak odchodzić to tylko w chwili glorii.