Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / Kiedy stoisz w miejscu – cofasz się!

Kiedy stoisz w miejscu – cofasz się!

Sir Alex Ferguson
Sir Alex Ferguson jest Bogiem – zwykło się słyszeć tu i tam, w szeregach kibiców i fanów Manchesteru United. Największy trener w historii futbolu, najwspanialszy kreator młodych talentów naszego pokolenia (miano najlepszego stratega podkradł mu, według niektórych, Benirez)… Trener, który w klubowym futbolu osiągnął tak wiele, że trzeba by zebrać 11 innych, żeby mu dorównali. Ferguson stał się ikoną, żywą legendą, a ten, kto go zastąpi, będzie się musiał zmierzyć z nie lada wyzwaniem, żeby choć w małym stopniu dorównać Szkotowi.

Z racji swojej ‘boskości’, wielu kibiców (a raczej ‘kibiców’) United uważa, że nikt nie ma prawa kierować pod adresem Sir Alexa żadnych słów krytyki. Jednak ja, jako zdeklarowany ateista, nie przejmuję się boskością i postanowiłem podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat ostatnich, dość wątpliwej jakości poczynań Szkota.

Nie ma ludzi niezastąpionych…

…wydawał się myśleć Ferguson, wypuszczając na raz Ronaldo i Teveza z klubu latem 2009 roku. Wydaje się, że miał plan awaryjny, który zakładał ściągnięcie na Old Trafford Karima Benzemę i Michaela Owena. Plan ten jednak, jak na Fergiego, był jakoś słabo przygotowany, a i jego powodzenie było wątpliwe, i finalnie okazało się połowiczne. Owen trafił do Manchesteru, ku ‘uciesze’ kibiców z Merseyside, ale Francuz wybrał słoneczną Hiszpanię, dając tym samym Fergusonowi i kibicom United prztyczka w nos (a przy okazji kręcąc sobie nieświadomie bat na własną skórę). Pozbyliśmy się więc dwóch niesamowicie ofensywnych graczy, sprowadzając na ich miejsce dobrego skrzydłowego z Ekwadoru, wielką zagadkę z Francji i chronicznie psującego się Anglika. Wystarczy? Chcieliśmy wierzyć, że tak. Dziś można powiedzieć, że nie. Co więcej, uzasadnienie dla ściągnięcia Owena wydaje się sensownym tylko przy dużej ilości dobrej woli.

4-5-1. Te cyfry w takiej kolejności przeklinane są przez wielu kibiców Czerwonych Diabłów na całym świecie. Wielu odpowiada im, że tym właśnie ustawieniem wygrywaliśmy większość ważnych meczów w ostatnich latach. Ci drudzy mają rację, ale… jeśli spojrzymy na charakterystykę naszego składu, aż dziw, że Ferguson nie widzi tego, że dziś mamy jednego napastnika i dwóch skrzydłowych pasujących do tego schematu… A co z resztą? No właśnie. Mówi się, że nazwiska nie grają, ale Ferguson i o tym chyba zapomniał. Po tym, jak na Old Trafford trafił Berbatov, zastanawiałem się, jak wpasuje się on w naszą grę; jak znajdzie się w tym piekielnym ustawieniu 4-5-1, gdzie od napastnika wymaga się szybkości, waleczności, siły i uderzania ‘z niczego’. Jedyną pociechą wydawało się to, że idolem Bułgara był Shearer, który jak mało kto w Anglii, potrafił zdobywać bramki hurtem, w dziwnych, czasem wyglądających na beznadziejne, sytuacjach. Szybko przyszło nam się przekonać, że jedynym, co Berbatov ma z Big Al’a, to koszulka z numerem 9.

To dopiero początek…

Wydaje się, że przyjście Berbatova na Old Trafford było pierwszą tak złą/nietrafioną/nieprzemyślaną decyzją transferową Fergusona od dość długiego czasu (Veron?). Na szczęście dla niego, dla Bułgara i częściowo dla nas, mieliśmy wtedy w składzie najlepszego ówcześnie piłkarza na świecie. Cokolwiek nie mówić o Ronaldo, był on w stanie wygrywać mecze samemu, pociągnąć akcję/kontrę skrzydłem, paść, będąc faulowanym i wykorzystać rzut wolny na zdobycie bramki, często rozstrzygającej losy meczu. Dokładając do tego Rooneya przesuniętego na skrzydło, oraz Teveza i Berbatova gotowych wejść na zmianę (na zmianę), jako drugi napastnik, nasza gra zachwycała, co odzwierciedlają osiągnięcia klubu w tamtym okresie. Wszystko wyglądało wyśmienicie, a United zdominowali ligę, Europę i świat. Jeśli tak, to po co cokolwiek zmieniać?

Trzy lata różnicy

Niby nic… Jednak w przypadku profesjonalnych piłkarzy – sporo. Mając o trzy lata młodszego Scholesa, nasz środek pola wyglądał wyśmienicie, a Paul był wtedy (tak, tak uważam) najlepszym środkowym pomocnikiem na świecie. Z trzy lata młodszym Giggem na skrzydle, który często wręcz telepatycznie porozumiewał się zarówno ze Scholsem, jak i z napadem, nasza siła ofensywna była porażająca. W przypadku United, ich stylu gry, mocne, szybkie i agresywne skrzydła to 80% sukcesu. Wtedy je mieliśmy, z Giggsem i Ronaldo na czele. Jednak nawet Sir Alex nie opracował jeszcze recepty na eliksir młodości i ani Ryan, ani Paul nie będą grać wiecznie. Cóż, wyżej pisałem, że nikt nie jest niezastąpiony… Na miejsce potencjalnego następcy Scholesa przyszedł młody Anderson. Wydawać by się mogło, że Brazylijczyk z taką techniką, dobrą budową ciała, niezbędną w English Premier League, dość dobrym przeglądem pola, wymaga jedynie doszlifowania, żeby stać się światowej klasy playmakerem. Giggs, chociaż wciąż olśniewa i gra częściej wyśmienicie, niż słabo, też doczekał się potencjalnych następców. Nani, Valencia, oraz grywający na skrzydle Park, powinni być wystarczającym zabezpieczeniem na wypadek decyzji o emeryturze Walijskiego Czarodzieja. Są?

Coś poszło nie tak…

Skład United waha się na równoważni, po jednej stronie mając poziom przyzwoity, a po drugiej wspaniały. Dzięki swoim zdolnościom, Fergusonowi prawie zawsze udaje się przepchnąć go na tę ‘drugą’ stronę. Jednak sam skład nie wygląda tak dobrze, jak zapewne większość z nas by sobie życzyła.

Nani wypada coraz lepiej, a jego poświąteczne występy wlewają optymizm w serca kibiców. Nie oszukujmy się jednak – jego gra jest jeszcze lata świetlne od standardu (jakże wysokiego! przyznaję), wyznaczonego przez Giggsa przez ostatnie 20 lat wspaniałych występów.

Inni weterani, Scholes i Van der Sar, wydają się nie mieć godnych następców w składzie, bo za takich mało kto uzna Andersona i Fostera. Ich wahania formy właściwie na starcie skreślają ich kandydatury, bo i Scholes i chyba przede wszystkim Van der Sar to przez długi czas jedne z najbardziej stabilnych elementów układanki United. Jedyną nadzieję (a może obawę) może mieć Gary Neville. Rafael Da Silva wydaje się być na tyle obiecującym, walecznym, szybkim i ambitnym, słowem – dobrym obrońcą, że Gary, chyba jako jedyny z naszego kwartetu seniorów, doczekał się godnego następcy „za życia”.

Luki powstałe w składzie United po odejściu/nagłym załamaniu się formy tych piłkarzy, przerażają mnie na tyle, że nie potrafię sobie wyobrazić, jak wtedy wyglądałaby gra zespołu z Manchesteru. Podchodząc bardzo optymistycznie do kandydatów na następców seniorów, i tak nie mamy żadnej pewności, że ‘wyrośnie z nich’ coś dobrego, świetnego, na miarę tej drużyny i ich poprzedników. Podobnie sytuacja ma się z pozostałymi młodzikami – zarówno Evans jak i Macheda pokazują się nam z wszystkich możliwych stron, przeplatając świetne i bardzo obiecujące występy, słabymi, pełnymi błędów meczami. Dokładając do tego Darrona Gibsona, który wydaje się dawać nam najmniej nadziei na to, że oprócz dobrego uderzenia z pola, może przydać się na coś jeszcze, i Owena Hargreaves’a, teoretycznie naturalnego następcy Scholesa, którego powrót po kontuzji wciąż się odwleka, a kończący się kontrakt latem tego roku zobowiązuje go do udowodnienia swojej przydatności w tej drużynie, nie wygląda to dobrze…

United JEST drużyną jednego zawodnika

I nie chodzi mi tu o wyniki, nie chodzi o mecze – chodzi o myśl szkoleniową, o pomysł na drużynę, o strategię na lata. Budowana przez ostatnie lata pod Cristiano Ronaldo taktyka musiała być zmieniona po odejściu Portugalczyka do Madrytu. Oczywiście, naturalnym sukcesorem schedy Ronaldo, na którego teraz można było zrzucić obowiązek strzelania bramek i wygrywania meczów, stał się Wayne Rooney. Pod niego więc została ustawiona i dobrana pozostała dziewiątka (no, może piątka) graczy z pola. Czy to źle? Oczywiście, że nie – Wayne udowodnił swoim niesamowitym sezonem, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Tylko… na ławce brakowało (i wciąż brakuje) ludzi, którzy w razie tragedii w postaci kontuzji Wazzy, mogą go godnie zastąpić. Wcześniej wspominałem o wątpliwym sensie obecności w zespole Michaela Owena.

Pisałem też o zupełnej nieprzydatności Berbatova. Teraz powiem więcej – wszyscy nasi napastnicy – Michael Owen, Federico Macheda, Dimitar Berbatov i Danny Welbeck, mogą w tej drużynie funkcjonować tylko jako wchodzący z ławki, drugi napastnik. Żaden z nich nie nadaje się, i nie lubi grać w środku, jako samotny napastnik, jak robi to Wazza.

Moim zdaniem nie obejdzie się więc bez zakupów. Nie chodzi tu jednak, żeby kupić napastnika z nazwiskiem (Aguero, Silvom i Villom mówię stanowcze NIE). Chodzi o to, żeby znaleźć ducha, a najlepiej dwóch dla naszego skarbu, Rooneya. Drugim rozwiązaniem oczywiście jest zmienienie ustawienia i stylu gry drużyny, jednak ani w to nie wierzę, ani szczególnie bym tego nie chciał. Jest kilku, dosłownie kilku zawodników, którzy mogą się sprawdzić, jako duch Rooneya. Wśród nich jest, wydaje mi się, tak łatwo odpuszczony przez Fergusona Benzema.

Innych nie będę wymieniał, bo nie o tym rzecz. Jednak, bez wymiany zawartości ławki rezerwowych, nie zajdziemy nigdzie, czego dobitnym przykładem może być kontuzja Roo, nieudolny mecz Berbatova na szpicy przeciwko Chelsea i nienaturalnie szybki, niebezpiecznie szybki wręcz powrót Wazzy na mecz z Bayernem. I to ten powrót właśnie każe mi myśleć, że Ferguson wreszcie zauważył, że bez Rooneya United są cieniem samych siebie i wreszcie pojedzie na zakupy latem. Moim zdaniem, 3 produkty – dwa duchy dla Wayne’a i jeden dla Scholesa i możemy znów podbijać Europę i Anglię, podczas, gdy Berba i Owen bądź staną się wiecznymi ‘pierwszymi rezerwowymi’, bądź poszukają sobie innych klubów (Dimitar, Newcastle wraca do English Premier League…).

Mimo tego wszystkiego, kibice United powinni być dumni ze swoich ulubieńców. Po takich stratach i chaosie wkradającym się w myśl taktyczną i przeplatającym się z pomysłem na drużynę, United kończą bardzo dobry sezon, utrzymując jeszcze szanse na wygranie czwartego z rzędu mistrzostwa Anglii i tym samym napisanie na nowo historii futbolu w tym kraju – kolebce tego sportu. Nawet odpadnięcie, dość niefortunne, z Ligi Mistrzów, nie powinno przysłonić tego, co udało się ‘wyczarować’ na szybko po odejściu dwóch kluczowych dla drużyny graczy. Najgorsze, co United może teraz zrobić, to osiąść na laurach i zlekceważyć poważne potrzeby, które drzemią pod tymi dobrymi wciąż występami. Takie lekceważenie może być dramatyczne w skutkach, czego przykład mieliśmy w dwumeczu z Bayernem.

Niemcy po raz… kolejny

Po raz kolejny Niemcy ukradli nam marzenie. Po nieudanych potyczkach w ostatnich latach z VfB Stuttgart, Borussią Dortmund, Bayerem Leverkusen, także Bayern Monachium wrócił po kilku latach i znów udowodnił, że niemieckie drużyny nie są najwygodniejszymi rywalami dla United, jeśli chodzi o arenę europejską. Tylko właśnie – diabeł tkwi w szczegółach – czy to Bayern udowodnił nam, że nie potrafimy w ostatnich latach grać przeciwko Niemcom w meczach ‘o stawkę’, czy to Ferguson udowodnił, że moja teza o jego nie do końca przemyślanych decyzjach, jest trafna? Stawiam na to drugie.
Już od pierwszego meczu z Milanem (a właściwie od meczu z Leeds, kiedy to pisałem, że wątpię, żeby ta drużyna miała jakieś wielkie sukcesy w tym roku, jeśli nie potrafiła się zmobilizować na taki mecz), zacząłem się obawiać o United. To właśnie w pierwszym meczu z Milanem mieliśmy pierwszy pokaz niedojrzałości młodych zawodników, którzy po strzeleniu trzech bramek, postanowili dać pobiegać Mediolańczykom i spokojnie czekać na rewanż. Późny gol Clarence’a Seedorf’a pozwolił ‘Włochom” nawiązać walkę, i tak wydawałoby się pewny awans, wcale już nie był tak pewny. Na szczęście wyśmienite widowisko w Manchesterze zatarło na chwilę ten błąd. Ale, co się odwlecze, to nie uciecze…

Przyszedł pierwszy mecz z Bayernem. Zaczął się, jak marzenie. Bramka w 2 minucie?! Czego chcieć więcej? Już odpowiadam – WALKI!. Właśnie walka i gra do końca to to, czego zabrakło United w tym ćwierćfinale. Przed rewanżem z Milanem, Ferguson mówił:

Nie będziemy się bronić, ‘siedzieć’ na własnej połowie i przyjmować ataki Włochów. My tak nie gramy, fani by nam tego nie wybaczyli. Awansujemy do finału grając ofensywny futbol.

I jak mu teraz wybaczyć to, co zrobił z drużyną w dwumeczu z Bayernem?!? Już w 30 minucie pierwszego meczu w Monachium wiadomo było, że go nie wygramy. Cała drużyna ‘siedząca na własnej połowie i przyjmująca ataki Niemców’… Stało się więc to, czego wszyscy się obawiali, ale i po części większość się spodziewała – Bayern strzelił (szczęśliwie, oczywiście, ale jednak) dwie bramki i miał wyśmienitą zaliczkę przed rewanżem. Park szeroko na skrzydle, fatalni Neville i Carrick, średni Scholes, i skandaliczny błąd Evry w ostatniej akcji meczu odebrały nam spokóji dość poważnie nadwątliły nadzieje na półfinał. No nic, mamy rewanż na Old Trafford – odgryziemy się.
Po podjęciu przez Fergusona katastrofalnych w skutkach decyzji w meczu z Chelsea, który może kosztować nas mistrzostwo, miałem nadzieję, że Bayern zostanie zmieciony z powierzchni ziemi.

Tak samo myślałem, patrząc na wyjściowy skład, najsilniejszy chyba z dostępnych nam na dzisiejszy dzień. Wygramy i awansujemy. Czy ktoś z Was pomyślał, że tak nie będzie, kiedy wczoraj zegar pokazywał trzydziestą minutę spotkania? Czy ktoś spodziewał się takiego rozpoczęcia meczu, takiej dominacji i aż tak druzgocącego zgniecenia Bayernu? Pewnie niewielu. Jednak pierwsze pół godziny meczu kazało nam myśleć, że mamy drugi rewanż z Romą, a 7 to najmniejsza kara dla Bayernu za rozzłoszczenie United w ostatnich sekundach pierwszego spotkania…

Niestety – rozluźnienie w szeregach zawodników i katastrofalne dwa błędy Carricka zaowocowały straceniem bramki na 3-1. Kiedy wydawało się, że Bayern może się podnieść, United were saved by the bell, przyszła przerwa. Oczywiście, większość z nas pomyślała, że to tylko wypadek przy pracy, i po przerwie Man Utd będzie w swoim żywiole, znów dominując na boisku i wygrywając wysoko. Druga połowa – start z Rooneyem, więc będzie atak i agresja… no właśnie…
– brak reakcji na kartkę i faul (tak, między kartkami Rafaela był jeszcze faul obrońcy, który powinien dać trenerowi do myślenia) Rafaela – młodego, agresywnego, bocznego obrońcy, kryjącego na dodatek Ribery’ego;
– pozostawienie na boisku utykającego i mało przydatnego od 35-40 minuty Rooneya;
– zdjęcie napastnika i wstawienie w jego miejsce obrońcy;
– zostawienie na boisku Carricka;
– zaparkowanie autobusu przed bramką z nadzieją, że wytrwamy tak pół godziny(!!);
– i wreszcie wpuszczenie Berbatova
Czy Ferguson mógł popełnić więcej błędów w trakcie tego spotkania (oprócz wystawienia Fostera w bramce)? Równie istotne nie przychodzą mi do głowy. Przecież…

Nie będziemy się bronić, ‘siedzieć’ na własnej połowie i przyjmować ataki Włochów. My tak nie gramy, fani by nam tego nie wybaczyli.

To decyzje podjęte, i szczególnie ta jedna niepodjęta w trakcie meczu, kosztowały Fergusona, drużynę i miliony fanów na świecie miejsce w półfinale Ligi Mistrzów 09/10. To przez jego złe zmiany, złą taktykę na resztę spotkania, pozostawienie słabo grających zawodników na boisku i wpuszczenie napastnika, o którym cały świat wie, że w pojedynkę nie zrobi nic, a już na pewno nie nadaje się do grania kontr, było kluczem do porażki. Zwalanie winy na sędziów i ‘zagrania Niemców’ napawa mnie politowaniem, niestety.

Co teraz?

Jestem pełen wiary, że będziemy walczyć do końca o tytuł mistrza Anglii, nie odstępując Chelsea o krok, i wygrywając wysoko każdy mecz. Bilans bramkowy się liczy, pamięta pan, Panie Ferguson – sam Pan to mówił dwa miesiące temu. Jestem pełen obaw, jeśli chodzi o transfery. Mimo, że chyba wszyscy widzą, że są niezbędne (nie mówię tu o wymianie połowie drużyny – niezbędne zmiany opisałem wyżej), Ferguson powtarza swoją mantrę, że nie będzie zakupów.

Coraz mniej prawdopodobne jest to, że Glazerowie nie mają z tym nic wspólnego… Jestem przekonany, że aby znów odnosić sukcesy, United obok zmian personalnych i nastawienia, musi wrócić do swojej gry! Musi wrócić gra piłką, setki podań, mocne skrzydła, szybki i silny napastnik w środku. Wierzę, że Sir Alex Ferguson – Bóg, to wie. Wierzę, że Szkot nie pogubił się w swoim pomyśle na drużynę i następne transfery będą przemyślane i wkomponowane w wizję 4-5-1 United. Wierzę, bo pozyskanie młodego piłkarza Chivas Guadalajara – Javiera Hernandeza jest o wiele bardziej obiecujące, niż Berbatov, Diouf, i Owen razem wzięci. Chłopak jest szybki, silny, zwrotny, dynamiczny. Ma szansę wpasować się doskonale w koncept Szkota na United. Wierzę, że czwarty tytuł jest w zasięgu ręki, a jeśli Chelsea się nie pomyli i odbierze nam szansę na rekord, od przyszłego sezonu zaczniemy znów budować fundamenty, żeby wywalczyć czwarte z rzędu mistrzostwo za cztery lata. Do tego jednak potrzeba niezbędnych działań! Trzeba działać, Panie Ferguson! Nie bronić się – działać!

Przewiń na górę strony