Nie przegap
Strona główna / Wielki krok ku mistrzostwu

Wielki krok ku mistrzostwu

Wielki krok ku mistrzostwu
Ostatnia kolejka Premier League dostarczyła nam ogromnych emocji. W sobotę zwycięstwem w derbach Londynu swoją pozycję, jako kandydata do tytułu mistrzowskiego, ugruntował Arsenal i wygląda na to, że tym razem na finiszu od peletonu odstają trzy, a nie dwa zespoły. Jednak dla nas – wiernych kibiców United – powodem do wielkiej radości okazały się niedzielne zmagania.

Około godziny 13:30 czasu miejscowego rozpoczęły się, elektryzujące nie tylko kibiców brytyjskich, ale także tych z całego świata, 179. Derby Północnej Anglii. Zaledwie pięć minut później spełnił się najgorszy koszmar gospodarzy – wykorzystując uśpienie przeciwnika, znienawidzony Liverpool wyszedł na prowadzenie. Jednak Czerwone Diabły waleczność i determinację mają we krwi.

Niejednokrotnie zdarzało się bowiem, że potrafiły przesunąć szalę zwycięstwa na swoją korzyść w ostatnich sekundach meczu, w momencie, gdy inni tracili już wszelką nadzieję. Stracona bramka ocuciła nieco zespół z Old Trafford, który rzucił się do ataku i ostatecznie zdołał obronić trzy punkty. Mecz może i nie był wybitnym widowiskiem, o czym świadczy ilość strzałów na bramkę. Nie było też pięknej, finezyjnej gry. Dominowała ostra walka w środku pola.

W niewielu aspektach przypominał on fantastyczny spektakl, który zafundowali nam podopieczni Fergusona w derbach Manchesteru, czy, żeby daleko nie szukać, w ostatnim starciu z Milanem. Nie ma to jednak większego znaczenia, ponieważ właśnie ten mecz i ten dzień mogą zaważyć o końcowym triumfie.

Osobiście trochę się obawiałem tego spotkania. Co prawda, Liverpool jest już cieniem tego zespołu, który roztrzaskał nas przed rokiem, wciąż jednak są groźną drużyną. Mimo że Alonso odszedł, Torres i Gerrard dalej są tymi samymi genialnymi piłkarzami, którzy jednym zagraniem potrafią odwrócić losy meczu. Z pewnością cały zespół jest również potwornie sfrustrowany tym, jak potoczył się dla nich bieżący sezon. Taka wewnętrzna złość i nadludzka mobilizacja na spotkanie z odwiecznym rywalem mogła narobić nam sporo kłopotów.

Na szczęście do tego nie doszło, a po meczu wszystkich kibiców ogarnęła nieopisana radość i pewna ulga. Nie był to jednak koniec niedzielnych emocji. Pół godziny po zakończeniu zmagań na Old Trafford Blackburn podejmowało na własnym stadionie naszego głównego konkurenta w wyścigu po mistrzostwo. Chelsea od razu przejęła inicjatywę, a swoją miażdżącą przewagę potwierdziła szybko strzeloną bramką. Dominacja londyńczyków pozbawiała złudzeń, jakoby była jakakolwiek możliwość na powiększenie dorobku punktowego Blackburn. Nagle pojawił się cień szansy. Otóż zbliżała się godzina 18:00, a mój ojciec – zajadły kibic Chelsea – zbierał się powoli do wyjścia na salę, aby pokopać piłkę z kolegami.

Zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że gdy the Blues grają swój mecz, a mój ojciec wychodzi, londyńczycy zawsze zaczynają tracić bramki. Tak było chociażby z Evertonem czy Manchesterem City. Zatem wraz z jego wyjściem zacisnąłem mocniej kciuki i pokrzepiłem się myślą, że zgodnie z tą zasadą nasz rywal jeszcze zgubi dziś punkty. Nie zawiodłem się. Blackburn wyrównało, a przyjezdni nie zdołali ponownie wyjść na prowadzenie. Euforia!

W perspektywie całego sezonu, miniona niedziela może być kluczowa. W prawdzie od dwóch tygodni okupowaliśmy fotel lidera, ale głównie ze względu na fakt, że Chelsea miała jeden rozegrany mecz mniej. Teraz, gdy londyńczycy zgubili dwa punkty, nawet po wygranej w zaległym spotkaniu, to my pozostaniemy na szczycie tabeli, a ostatnie lata pokazują, że gdy Manchester United na finiszu dorwie się do liderki, to już jej nie oddaje. Do tego dochodzą jeszcze trudne mecze the Blues z Aston Villą, Liverpoolem i Tottenhamem, a także wyjazdowe spotkanie z Czerwonymi Diabłami.

Przed nami również kilka ciężkich przepraw, jak chociażby wycieczka na City of Manchester Stadium. Nie można też lekceważyć Arsenalu, który także ma realne szanse na końcowy sukces. Śmiem twierdzić jednak, że ostatecznie to bezpośrednia potyczka na Old Trafford wyłoni tegorocznego mistrza Anglii. Pozostaje nam zatem w zniecierpliwieniu oczekiwać 3 kwietnia, a w międzyczasie dopingować naszych ulubieńców, ukradkiem licząc na potknięcia głównych rywali.

Autor: Mateusz Jędraś

Przewiń na górę strony