Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / Football, it’s our religion!

Football, it’s our religion!

Football, it's our religion!
Kilka miesięcy temu przytłoczony brakiem obiektywnie konstruktywnych zajęć, siedziałem w swoim pokoju bezmyślnie rozmyślając i przyszło mi do głowy, że piłka nożna stała się moją religią. Zafascynowało mnie moje odkrycie, tym bardziej, że po chwili namysłu uświadomiłem sobie, że to prawda. I doznałem wizji, w której staję się duchowym przywódcą wyznawców mojego postrzegania footballu, który porusza masy i jednoczy ludzi z całego świata. Moment mego objawienia miał mi przynieść chwałę i pieniądze na wieki, oraz sprawić, że głos kibiców miałby większe znaczenie niż słowa papieża czy prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nic takiego się jednak nie stało. Tym bardziej, iż okazuje się, że pomysł przyrównania piłki nożnej do religii nie jest wcale taki odkrywczy i temat ten był już nawet na Redlogu przybliżony.

Jestem ateistą, football jest moją religią.

Już będąc małym dzieckiem zacząłem interesować się koszykówką. Piękny sport, którym zaraził mnie mój najstarszy brat. Pamiętam godziny spędzone na asfaltowych i żwirowych „boiskach” do „kosza”. Pamiętam oglądanie NBA w środku nocy, marzenia by stać się pierwszym polakiem grającym w tej lidze, takim polskim Muggsy Boguesem (wspominałem już, że byłem niskim dzieckiem?). Były to wspaniałe lata. Czasy filmów związanych z koszykówką („White Men Can’t Jump”, „He Got Game”) na kasetach wideo, a koszykarski Śląsk Wrocław rok po roku zdobywał tytuły mistrza kraju (pod wodzą Urlepa z Wójcikiem, Zielińskim, McNaullem i Miglinieksem). Niestety sielanka nie trwała wiecznie i Śląskowi zaczęło iść coraz gorzej, a w międzyczasie matka wyniosła z domu telewizor (bo, wraz z braćmi, za dużo czasu przed nim spędzałem) i tak urwała się moja znajomość z NBA.

Natomiast Średni (brat – przyp. Autora) zawsze większym uczuciem darzył football. Był bramkarzem w Lechii (Dzierżoniów – jest tylko jedna Lechia) i do dziś piłka pozostaje jego największą pasją. Ja tymczasem grałem w nią chętnie na komputerze (SWoS, FIFA) ale tylko czasami, dla odmiany, z kolegami na boisku za blokiem. Przed telewizorem siadałem wyłącznie na te ważniejsze mecze – głównie finały. Pamiętam, że oglądałem finały Mistrzostw Świata Francja ’98, finał Pucharu UEFA pomiędzy Feyenoordem a Borussią (fantastyczna bramka Kollera) ale to chyba dopiero od mundialu w Korei i Japonii piłka nożna zaczęła być dla mnie sportem numer 1.

Systematycznie football stawał się dla mnie coraz istotniejszy. Tak, że dzisiaj dwa razy nie trzeba mnie zapraszać na „granie”, bo najchętniej bym nie przestawał kopać futbolówki. Lecz pomimo tego, że nie oglądam wszystkich meczów bez opamiętania (chociaż spotkań United – there’s only one United – staram się nie omijać) to i tak mój najstarszy brat, który z czasem też pokochał football (i Arsenal) boi się, że żyję tylko piłką i nie powinienem zamykać się na inne zagadnienia, ponieważ staję się monotematyczny i odcinam od ludzi, którzy nie podzielają mojej pasji. Mam podobne obawy i sam nie chcę by piłka nożna była dla mnie wszystkim. W tej kwestii, wyjątkowo, jestem zachłanny i chcę od życia czegoś więcej. Nie chcę być jedynie biernym odbiorcą boiskowych wydarzeń, żyjącym z tygodnia na tydzień jedynie dzięki nieustannemu oglądaniu meczów.

Jestem jednak już na etapie, na którym piłki nożnej nie mogę nazwać zaledwie sportem. Stała się moją religią. I tak jak nikt nie przekona mnie, że Bóg istnieje, tak football jest dla mnie rzeczą świętą, jak mistyczne zjawisko. Zabieram go ze sobą wszędzie w swoim sercu, nie mogę się z nim rozstać. I nie chcę, bo go kocham. A koszykówkę uważam za drugi najfajniejszy sport zespołowy na świecie.

Gdzie tu miejsce dla wiary?

Moją prywatną definicją wiary jest: „wiara to takie przekonanie o czymś czego nie ma, lub też czego istnienia nie da się udowodnić, że osoba wierząca nie jest w stanie przyjąć braku tego czegoś do wiadomości”. Nie ma za to sensu ani potrzeby wierzyć w to, że ołówka nie ma, gdy ten leży przed nami, bądź w to, że grawitacja nie istnieje, bo gdy powyższy ołówek sturla się z biurka, to z całą pewnością spadnie na podłogę. Warto jest wierzyć jedynie wtedy, gdy taki stan coś zmienia. I tu w piłce nożnej pojawia się wiara.

Manchester United jest najwspanialszym klubem na świecie.

Kibice wierzą w zwycięstwo, nawet gdy w 75. minucie ich drużyna przegrywa czterema bramkami. Wierzą, że ich ukochany zespół zdobędzie mistrzostwo nawet gdy wydaje się to najbardziej nierealnym scenariuszem (w tym roku na wewnętrznej stronie koszulek Burnley pojawił się znaczek z okazji pięćdziesięciolecia wywalczenia tytułu mistrzów Anglii z napisem: „Dare to Dream”, sugerujący istnienie sposobności odzyskania trofeum). Kibice Arsenalu w zaufaniu do Wengera wymyślili hasło: „In Arsene we Trust”, następnie fani Liverpoolu przerobili je na: „In Rafa we Trust”. Wspominam o sympatykach the Reds ponieważ kilkanaście miesięcy temu w obliczu zbliżającego się końca sezonu ich drużyna miała już wyłącznie czysto matematyczną możliwość zakończenia rozgrywek na pierwszym miejscu. W ich sercach mimo wszystko nie umarła nadzieja, gdyż Benitez zapewniał na konferencjach, że wciąż jeszcze mieli szanse. Powstał wtedy termin Liverpoolizacja, czyli obłędna wiara, na przekór rozumowi, np. w wygranie ligi nawet gdy na pięć kolejek przed końcem rozgrywek strata do lidera wynosi 13 punktów, a do drugiej w tabeli Chelsea 11.

Eric Cantona - Dieu

W ramach mojej religii istnieje ogrom wyznań, odłamów. Wokół każdego klubu piłkarskiego tworzy się osobna grupa wiernych. Poszczególne grupy sympatyzują ze sobą bądź rywalizują. Czasami ta konkurencja przeradza się w konflikt zbrojny lecz raz zakorzenionej wiary nie da się już wyplewić. Uważam przemoc fizyczną pomiędzy kibicami za coś nieskończenie głupiego, ale liczbę ofiar wszystkich starć stadionowych chuliganów trudno porównywać z tym ilu ludzi zginęło na tle innych walk religijnych.

Piłka nożna a religia.

Chyba najlepszym (a z pewnością najbardziej pasującym z mojego punktu widzenia) opisem religii jest ten sformułowany przez Gustava Menschinga: „Religia to przeżyciowe spotkanie człowieka z tym, co święte oraz wyrażona w działaniu odpowiedź człowieka uwarunkowana i określona przez świętość”. Wypisz wymaluj jest to definicja piłki nożnej.

Football ma swoje dogmaty oraz nakazy. Do tych pierwszych z pewnością trzeba zaliczyć fakt, że zwykły śmiertelnik może dołączyć do wąskiego grona bogów, bo piłka nożna jest religią politeistyczną, a Keane, Rooney, Larsson, Henry czy Pele są bogami. Takie są fakty. Nakazami są natomiast wszelkiego rodzaju zasady, przepisy gry. Zmieniają się one nieustannie, ale wszystkie je nadzorują odpowiednie organa z FIFA i UEFA, czyli dwoma największymi, na czele. W różnych krajach zasady mogą się różnić, ale ich istota jest zawsze taka sama. Muszę tutaj zaznaczyć, że podobnież jak w przypadku chrześcijaństwa, gdzie są ludzie, którzy przyjmują większość wierzeń, a odrzucają głównie instytucje kościoła, tak w piłce nożnej można spotkać osoby uważające międzynarodowe związki za złe, skorumpowane i zabijające wyniosłe idee leżące u podstaw The Beautiful Game.

Piłka nożna oczekuje też czegoś w zamian od swoich wyznawców. Jak każda religia najbardziej boi się zapomnienia, dlatego też musimy wciąż wyznawać jej swoją miłość, składając ofiary i odwiedzając miejsca kultu. Są nimi przede wszystkim stadiony piłkarskie, na które nieustannie pielgrzymi z całego świata udają się z prośbami o zwycięstwo zespołów, którym kibicują. Podczas meczów pątnicy śpiewają hymny chwalebne na cześć swoich drużyn. Ja natomiast chciałbym przytoczyć, tym, którzy jeszcze nie mieli przyjemności spotkania się z nim, tekst z reklamy Sky Sports z 1997 roku, który uważam za modlitwę najpiękniejszą z najbardziej uniwersalnych:

Life
It can be difficult
You know that
We all need someone to rely on
Someone who’s going to be there
Someone who’s going to make you feel like you belong
Someone constant
It’s ecstasy, anguish, joy and despair
Part of our history
Part of our country
And it will be part of our future
It’s theatre, art, war and love
It should be predictable… but never is
It’s a feeling that can’t be explained but we spend our lives explaining it
It’s our religion
We do not apologise for it
We do not deny it
They’re our team, our family and our life.
Football
We know how you feel about it
Because we feel the same

Życie
Może być ciężkie
Wiesz o tym
Wszyscy potrzebujemy kogoś na kim można polegać
Kogoś kto przy nas będzie
Kogoś kto sprawi, że odnajdziemy swoje miejsce
Kogoś stałego
To ekstaza, cierpienie, radość i rozpacz
Część naszej historii
Cześć naszego kraju
I to będzie częścią naszej przyszłości
To teatr, sztuka, wojna i miłość
Powinien być przewidywalny… ale nigdy nie jest
To uczucie, którego nie da się opisać ale poświęcamy nasze żywota próbując tego dokonać
To nasza religia
Nie będziemy za to przepraszać
Nie będziemy się tego wypierać
To nasza drużyna, nasza rodzina i nasze życie
Football
Wiemy co do niego czujesz
Bo czujemy to samo

Poza chodzeniem na mecze udowadniać swoją wiarę możemy również poprzez kupowanie klubowych pamiątek, stroi piłkarskich i gadżetów, oglądanie piłki nożnej w telewizji, ale przede wszystkim poprzez branie samu aktywnego udziału w grze i szerzenie wiary poprzez słowo. Musimy wszelako pamiętać, że jedyne co football nam może zaoferować to doznania estetyczne, niesamowite emocje i poczucie wspólnoty, a chce w zamian zaledwie, żebyśmy byli mu lojalni, ufali mu, byli z niego dumni i kochali go.

Przy tym wszystkim jego wyjątkową cechą jest to, że nie zabrania on łączyć go z innymi wyznaniami. W religii rzymskokatolickiej jednym z przykazań jest: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Piłka nożna natomiast jest dla Ciebie dobra i nie zabrania Ci oddawać czci bóstwom innym niż piłkarzom. Staje ponad przejawami rasizmu, seksizmu, braku tolerancji wobec innych wyznań. Jest czymś co łączy miliony ludzi na całym świecie. Sprawi, że gdy ludzkie oko dostrzega jedynie magiczne zwody Messiego czy atomowe uderzenie Scholesa, Ty dostrzeżesz poezję ruchu, stopy posyłające pocałunki futbolówce i dotyk boga. Pozwala się wznieść zwykłemu człowiekowi na wyższy poziom.

OK, ale czyli co?

Tekst ten miał na celu przekonać Was, że piłka nożna jest tworem zarówno niezwykłym jak i cudownym. Ale to już wiecie. Miał również skłonić do zastanowienia się czy dla Was jest ona dalej tylko sportem, czy może czymś więcej, bo bez sportu da się żyć. Może, dzięki tym rozważaniom, podczas następnego spisu ludności w rubryce religia znajdzie się godny odnotowania odsetek wpisów: „piłka nożna”.

Chciałbym także, żebyście starali się żyć w zgodzie ze szlachetnymi ideałami footballu. Przykazania te są jedynie drogowskazami jak powinniście zachowywać się podczas gry, ale niektóre z nich mają swoje odzwierciedlenie poza boiskiem. Nie znajdziecie tu takich nakazów jak nadstawianie drugiego policzka lub nie jedzenie mięsa w piątek (chociaż kupienie biletu na mecz i wspomożenie remontu stadionowego dachu jest jak najbardziej na miejscu). Nikt nie będzie oczekiwał od Was, żebyście się pięć razy dziennie modlili, albo przez kilkadziesiąt dni w roku pościli (gdy w lecie liga ma przerwę zawsze możecie wziąć sprawy w swoje ręce i nogi). Nie musicie być ani skromnymi, ani wystrzegać się gniewu, wolno Wam szczycić się swoimi boiskowymi osiągnięciami i dbać o swój wygląd (zarówno na, jak i poza stadionem), nikt nie wymaga od Was ascezy. Powinniście zawsze jednak kierować się pięcioma ideałami piłki nożnej:

1. Szanuj grę. Nie oszukuj. Nie jest to zakaz faulowania, które jest tylko przejawem naszych niedoskonałości, braku wystarczających umiejętności motorycznych, technicznych i taktycznych, ujawniających się pod wpływem zaangażowania z jakim gramy. Jednak symulowanie, celowe zagrywanie ręką, etc. przynosi tylko wstyd. Trzeba też umieć pogodzić się z konsekwencjami swoich czynów i zawsze mówić prawdę (nie oszukiwać przy liczeniu bramek podczas gierki z kolegami) oraz przyznać się do błędu, także po meczu, tak jak to zrobił jeden z polskich piłkarzy: „Żadnym oszustem nie jestem! W tamtej chwili były emocje, ryk kibiców. Szedłem na karnego i do momentu obejrzenia powtórki byłem przekonany, że faul był. Potem zobaczyłem, że mnie nie dotknął”. Istotą jest uświadomienie sobie, że o ile zwycięstwo jest lepsze od porażki; porażka jest nieskończenie razy lepsza od oszustwa.

2. Drużyna jest ważniejsza. Zawsze. Graj zespołowo, pamiętaj o swoich kolegach na boisku. Sukcesy klubu przekładaj ponad indywidualne osiągnięcia. Miano najlepszego strzelca jest niczym, jeżeli przez twoje egoistyczne zachowanie zespół ostatecznie nie wygra. Czasami dobro ogółu wymaga od piłkarzy by pokornie usiedli na ławce rezerwowych i pomogli drużynie gdy zajdzie taka potrzeba. Niekiedy też trzeba się dla niej poświęcić, np. taktycznie faulując, by dało się dowieść satysfakcjonujący rezultat do końca spotkania.

3. Szanuj swój klub. Raul Lozano powiedział kiedyś mądre słowa: „W trakcie swojego życia możesz zmienić prawie wszystko – żonę, kochankę, miejsce zamieszkania, zawód. Nie zmienisz tylko swojej matki i klubu, któremu kibicujesz”. Oczywiście, dla piłkarzy, często jakaś drużyna jest tylko przystankiem na drodze do rozwoju kariery, ale nie zwalnia ich to z obowiązku okazywania szacunku klubowi (i nie chodzi mi tu o wsparcie zakazu zdejmowania koszulek) i jego kibicom. Wiadomo, że lojalność jest w cenie, a gdy już planuje się opuszczenie jakiegoś zespołu dobrze jest to zrobić nie za czyimiś plecami, a uczciwie, z zachowaniem pewnych standardów.

4. Szanuj swoich. Nawet gdy kibicują komuś innemu, oni darzą piłkę nożną takim samym uczuciem. Są wprawdzie twoimi adwersarzami i naturalnym jest, że raz oni cieszą się z Twoich niepowodzeń, a innym razem Ty z ich nieszczęścia, ale łączy Was wspólna miłość do piłki nożnej i powinniście się szanować. Szczególnie na boisku niewskazane jest poniżanie przeciwnika poprzez plucie czy obelgi, jak również przemoc. Brutalne lub nieuzasadnione faule nie mają nic wspólnego z pięknem gry.

5. Graj. Nigdy się nie poddawaj i zawsze dawaj z siebie wszystko. Wolą walki i pełnią zaangażowania pokonasz nawet najcięższych przeciwników i największe trudności.

Pamiętajcie o pięciu ideałach footballu, noście je w swoich sercach, a może pewnego dnia tak jak ja powiecie: „Piłka nożna jest religią, jest moją religią”.

Przewiń na górę strony