Nie przegap
Strona główna / Z przymrużeniem oka / Uśmiechy Fortuny

Uśmiechy Fortuny

Uśmiechy Fortuny
Gole zdobywają napastnicy, triumfy zapewnia obrona a Manchester United ma tylko szczęście – takim zdaniem można za jednym „zamachem” określić opinie całego mnóstwa fanów angielskich drużyn w Polsce. Nie mówię o wszystkich, ale o tych, których wyraźnie boli fakt, iż Czerwone Diabły po raz kolejny są liderem Premiership. Trochę to żałosne, trochę śmieszne, jednak jak w każdym pomówieniu i tutaj mamy ziarnko prawdy. Zastanówmy się nad tym głęboko, może z małym przymrużeniem oka…

Punkty: 22, gole zdobyte: 21 (średnia na mecz: 2,33), gole stracone: 9 (średnia na mecz: 1). Oto bilans mistrzów Anglii po 9. ligowych kolejkach. 22 punkty na 27 możliwych do zdobycia wystarczają by objąć przodownictwo w tabeli wyprzedzając po ostatniej kolejce londyńską Chelsea. Red Devils zanotowali w tym sezonie tylko jedną, dość sensacyjną porażkę z beniaminkiem Burnley. Nie był to rewelacyjny spektakl okraszony dużą ilością akcji podbramkowych. Nie rozdrabniając się – Manchester wyraźnie nie trafił z formą na ogromnie zmotywowane Burnley, które na swoim stadionie czuje się w tym sezonie niezwykle pewnie. 0:1 ujmę, owszem, przynosi ale możemy się poszczycić tym, że gol dla rywali nie padł po wrzucaniu przez naszych kibiców ciekawych artefaktów na płytę boiska. Wtedy dopiero byłby wstyd.

Do tego dochodzi jeden remis – z Sunderlandem. Ten spektakl na Old Trafford istotnie możemy nazwać spektaklem – 4 gole, mnóstwo sytuacji z obu stron, rewelacyjna postawa Bena Fostera, czy też gol w ostatnich sekundach zdobyty przez Antona Ferdinanda. Nie, to wcale nie było trafienie na 2:2 jeno na 2:2 (widać różnicę, prawda?). Oto bowiem rodzony brat Rio usiłując zablokować strzał rozpaczy Evry skierował futbolówkę do własnej bramki. Zdarza się – przynajmniej udało nam się uciułać remis. Nieważne jest to, że Berbatow zdobył najpiękniejszą bramkę w swojej karierze w Teatrze Marzeń, niczym jest zawalenie przez Fostera przy trafieniu Jonesa – MU znowu strzeliło w końcówce, czyli to oni mają cholernego fuksa!

Anton nie jest jedynym nieborakiem występującym w roli świętego Mikołaja. Przedtem zdarzyło się to Abou Diaby’emu. Pokrótce – nie mogliśmy strzelić gola Arsenalowi który prowadził na Old Trafford 1:0, ale Almunia, Bóg jeden wie po co, sfaulował Rooneya w polu karnym, ten wykorzystał jedenastkę i zrobiło się 1:1. Później Diaby okazał się największym darczyńcą w historii spotkań United z Kanonierami (pomijając zestawy upominkowe Bartheza). Ryan Giggs wrzucił piłkę z rzutu wolnego w pole karne Arsenalu a tam, stojący sobie z boczku Abou spanikował i pięknym uderzeniem głową pokonał własnego bramkarza. 2:1 i tak już do końca. I znowu mamy fuksa. Ano, mamy.
Bo gdyby nie dwa idiotyczne błędy Almunii i Diaby’ego oraz strzał w poprzeczkę Van Persiego i kapitalna (tym razem na serio!) parada Fostera po jego kolejnym uderzeniu mogłoby być z Diabełkami krucho. Tym razem punkt dla antagonistów Fergusona i jego świty.

Trolle internetowe występujące na rozmaitych portalach informacyjnych uwielbiają wspominać sytuację z derbów miasta Manchesteru, gdzie United podejmowali w Teatrze Marzeń City. 1:0, 1:1, 2:1, 2:2, 3:2. 3:3, 4:3. Tak to wyglądało. I dla tych wszystkich jegomości toczących pianę z ust z powodu wyniku, mecz powinien zakończyć się rezultatem 3:3 kilka chwil po drugim golu Bellamy’ego. Dlaczego? Ano dlatego, że dający nam zwycięstwo strzał Owena został oddany, gdy na tablicy świetlnej widniała następująca minuta: 95.28, choć doliczone zostały tylko 4.
Szkoda tylko, że okazywanie radości przez walijskiego napastnika The Citizens oraz zejście Andersona i pojawienie się na boisku Michaela Carricka trwało akurat tyle, że arbiter miał prawo przedłużyć tę bitwę. To był mądry argument, więc czas na mniej efektowny – z całym szacunkiem, ale City miało tyle samo czasu co United by zdobyć decydującego gola, czyż nie? A może Mark Hughes po starej znajomości zakazał swoim podopiecznym dalszego strzelania? Nie wspominając o tym, że przy rezultacie 2:2 United miażdżyli sąsiadów totalnie i tylko ICH szczęście sprawiło, że nie zostali zmieceni z powierzchni ziemi…
Po tym meczu angielscy dziennikarze wymyślili ciekawe określenie dotyczące minut doliczanych do regulaminowego czasu gry podczas meczów Manchesteru United a mianowicie: „Fergie Time”. Zabawne, jednak nie dla wszystkich:

„Macie szczescie,ze trafiliscie na brak kilku graczy,a sedzia to juz przegiol za co doliczyl 8 minut.Moze mecze na traffordzie beda juz trwaly po 100 minut,zeby tylko nie stracic punktow.!!”

Yo.

No i ostatni mecz Manchesteru United – z Boltonem Wanderers u siebie. Wygraliśmy 2:1 (zatem ledwo, ledwo!) i to… po kolejnym golu samobójczym! Nikt przecież nie kazał Zatowi Knightowi próbowania wybijania piłki wewnętrznymi stronami obu ud, ale co z tego? To był jeden wielki fuks. Po raz kolejny nicością okazały się ostre naboje lecące na bramkę Jaaskelainena i to, że tylko jego wielkie umiejętności uratowały Kłusaki przed wywiezieniem z OT przynajmniej sześciobramkowego bagażu goli. Faktem jednak jest to, iż po pięknej akcji Gary’ego Neville’a i Patrice’a Evry padł gol dla Boltonu. Od tego momentu goście wyraźnie przeważali i na pewno zasłużyli co najmniej na jeden punkt! Niestety, tym razem nie było fergitajmu, bo przecie MU wygrywało, więc mecz zakończył się niemal przed czasem. Rażąca niesprawiedliwość i kolejny pokaz futbolu fartownego.

***

Co jeszcze usłyszymy, jeśli, nie daj Boże, mistrzowie Anglii po raz kolejny staną na szczycie? Że w pierwszej kolejce ktoś z nadnaturalnymi zdolnościami manipulował piłką, tak, że po odbiciu od słupka wróciła pod nogi Wazzy? Że gol Wayne’a z City był spowodowany nagłym atakiem przerostu prostaty Givena przez co Anglik zdołał wpakować mu piłkę do bramki między rozchylonymi z bólu nogami? Że bramkarz Wigan, Chris Kirkland miał za dużą czapeczkę zakrywającą mu oczy w kryzysowych sytuacjach przez co wpuścił aż pięć goli? Że w ostatniej sekundzie meczu z Arsenalem, w akcji z nie uznanym golem Van Persiego Gallas nie był na spalonym, bo wystawała mu tylko głowa, która i tak do niczego nie jest mu potrzebna? Nie wiem, ale już nie mogę się doczekać.

Szczęście sprzyja lepszym a historię piszą zwycięzcy!

Przewiń na górę strony