Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Manchester United od szatni

Manchester United od szatni

Manchester United od szatni
„Sędzia zagwizdał po raz ostatni w tej części spotkania. Piłkarze udadzą się na przerwę, a ja oddaje głos do studia. Do usłyszenia za 15 minut!”. Mniej więcej tymi o to słowami sprawozdawca za zwyczaj kończy pierwszą połowę meczu. My, kibice, korzystając z wolnej chwili idziemy coś zjeść, wypić, co po niektórzy idą na papierosa. Każdy chce jak najlepiej spożytkować ten czas. Nie inaczej jest w przypadku graczy United i sir Alexa Fergusona. Słysząc końcowy gwizdek każdy zawodnik, trener czy masażysta ma w głowie milion myśli, które należy ogarnąć, poukładać i wyciągnąć wnioski na najbliższe trzy kwadranse.

Postaram się uwypuklić trzy sytuacje jakie mogą mieć miejsce w szatni drużyny z „Teatru Marzeń”. Każda będzie przedstawiać osobną: Jedna przy dobrym wyniku, druga przy przeciętnym a trzecia uwzględniać będzie opcje przy której United udaje się do szatni z nadbagażem goli. Opis będzie oczywiście dość ogólny, gdyż ciężko opisywać poszczególne przypadki uwzględniając każdy wynik (1:0,2:2,3:1,0:2 itp.)

Wariant pierwszy (Red Devils kończą pierwszą połowę z zadowalającym wynikiem (powiedzmy 2:0) okraszonym przyzwoitą grą):
Zawodnicy z lekkim uśmiechem na twarzy udają się do szatni, broń Boże nawet nie wyobrażam sobie sytuacji, w której na twarzach graczy można odczytać drwinę czy pogardę dla rywala, nawet gdyby był nim Liverpool, któremu strzeliliśmy trzy gole. Komu jak komu, ale takiej firmie jaką niewątpliwie jest Manchester United po prostu nie wypada. Zastanawiam się tylko czy zawodnicy słysząc gwizdek bardziej cieszą się na myśl o bezpiecznym prowadzeniu, czy o tym, że w przerwie nie będą musieli wysłuchiwać krzyków i wrzasków swojego przełożonego.

W szatni można wyczuć ten komfort psychiczny, który zapewniły zdobyte bramki, aczkolwiek każdy wie, że przed nimi jeszcze druga połowa i o braku koncentracji nie może być mowy. Boss przekazuje wskazówki, w których mówi o tym, by spokojnie przetrzymywać piłkę w środku pola, nie forsować zbytnio tempa, no bo po co, przecież to my prowadzimy. Czekać na ewentualny błąd oponenta i skrupulatnie go wykorzystać. Unikać konfliktowych sytuacji, by nie łapać niepotrzebnych kartek i nie wprowadzać nerwowości w nasze szeregi. Oszczędzać nogi na trudniejsze spotkania, bo te prędzej czy później niewątpliwie nadejdą. Jeszcze tylko kilka uwag wymienionych między samymi zawodnikami i można ze spokojem zacząć drugą część spotkania.

Podsumowując pierwszy akapit można stwierdzić, że każdy z zawodników wie co robić, by dowieźć jakże cenne trzy punkty do końca spotkania a i sam Ferguson wie, jak rozgrywać takie spotkania, przecież to dla niego chleb powszedni i nie sądzę, by pozwolił zespołowi na rozluźnienie i stratę kilku głupich bramek.

Wariant drugi (ekipa z Old Trafford nie oczarowuje grą a i remisowy rezultat też nikogo nie powala na kolana):
Remis nigdy nie był rezultatem dla którego gracze United grali 90 minut. Załóżmy, że jest remis 1:1. Oczywiście nie ma co robić tragedii, w końcu nie przegrywamy, ale też nie zdołaliśmy strzelić o tego jedno gola więcej. Zawodnicy z pewnością przewidują to, że podczas „pit-stopu” może czekać na nich kilka gorzkich słów ze strony menedżera. Do szatni na pewno wkradła się nerwowość, chociaż nie osiągnęła ona jeszcze jakichś zatrważających rozmiarów. Boss nakłania swoich podopiecznych do bardziej odważnej, agresywnej gry. Rozmawia z rozgrywającym, analizują wspólnie grę i szukają nowych rozwiązań. Widzi, kto nie czuję się dzisiaj na siłach, ale jeszcze nic nie zmienia, daje pewnego rodzaju ultimatum: narzucacie swój styl albo trzeba będzie coś zmienić.

Mówiąc to, ma na myśli z pewnością kogoś z ławki rezerwowej, a tam nie brakuje zawodników, którzy w każdej chwili gotowi są wejść i wprowadzić nową jakoś do drużyny. 45 minut na strzelenie jednego, zwycięskiego gola to dużo. Trzeba po prostu wybiec na murawę, zaprezentować swoje doświadczenie, narzucić swój styl, strzelić gola i nie pozwolić rywalom na oddanie groźnego strzału na własną bramkę.

Myślę, że w ten o to zaprezentowany sposób może wyglądać narada drużyny podczas danej sytuacji. Nie sądzę, by już w przerwie padały mocne, konkretne słowa, nie mówiąc już o słynnej suszarce. Podopieczni szkockiego szkoleniowca są zbyt utytułowaną drużyną by już po pierwszej połowie przy remisowym stosunku goli popadać w jakąkolwiek panikę. Chyba nikt nie ma wątpliwości odnośnie tego, że Red Devils są ekipą grającą do ostatniego gwizdka i że są w stanie zadać decydujący cios dosłownie w ostatnich sekundach meczu(skąd my to znamy?).

Wariant trzeci (tak słabego spotkania team Manchesteru United nie rozgrywała od dawna. Piłka zatrzepotała w siatce naszego bramkarza aż trzykrotnie, my nie zdołaliśmy oddać nawet jednego celnego strzału na bramkę):
Żuchwa Fergusona pracuje na wysokich obrotach, zawodnicy podążają w kierunku szatni z opuszczonymi głowi, wyglądają, jakby szli na ścięcie. Trzeba się poważnie zastanowić co jest przyczyną tej anomalii. Konia z rzędem temu, kto przypuszczałby, że pogawędka między bossem a jego podopiecznymi będzie wyglądała tak:

Spokojne tłumaczenie i rozkładanie rąk nie jest w jego stylu. Sądzę, że krewki Szkot dałby się we znaki swoim zawodnikom włączając „suszarkę”. Z pewnością, każdy z was pamięta czym ta wybuchowość naszego charyzmatycznego szkoleniowca skończyła się dla Davida Beckhama. Kiedy napięcie osiągnęło swoje apogeum ,sir Alex znalazł dość niekonwencjonalne rozwiązanie i postanowił wyładować swoją złość na bogu ducha winnemu bucie, który akurat znajdował się w jego pobliżu. Ferguson kopnął go w tak niefortunny sposób, że ten wylądował na łuku brwiowym angielskiego gwiazdora. Na szczęście skończyło się tylko na kilku szwach. Myślę, że ten przykład dobitnie obrazuje, jakie emocje mogą towarzyszyć wszystkim członkom z pod znaku Czerwonego Diabła.

To na początek, by uświadomić każdemu, jaka jest sytuacja. Z pewnością wszyscy są podenerwowani, spięci, lecz nie ma mowy o strachu. Manchester United nie jest drużyną, która się kogokolwiek boi – to wszyscy inni powinni się bać drużyny Red Devils. Tyle na temat spraw mentalnych, bo żeby wygrać mecz, trzeba dokonać radykalnych zmian wśród samych zawodników.

O tym z pewnością wie nasz menedżer, który decyduje się postawić wszystko na jedną kartę i zdjąć dwóch defensywnie usposobionych graczy na rzecz dwóch, którzy wzmocnią siłę ognia i dadzą drużynie to, czego najbardziej ona potrzebuje – goli. Bronić nie ma czego, a i na strzelenie kilku bramek potrzeba trochę czasu. Jeszcze kilka ciepłych słów na pokrzepienie serc oraz podreperowanie morale zespołu i trzeba zademonstrować na placu gry wszystkie swoje umiejętności, poparte twardym charakterem i wolą walki by odwrócić ten niechlubny wynik na swoją korzyść.

Wiadomo, że każdemu może przytrafić się słabszy mecz, ale właśnie w takich sytuacjach cała drużyna musi pokazać, iż są profesjonalistami w każdym calu i zwłaszcza w tak trudnych momentach udowodnić swoją wartość. Oby takich występów z udziałem naszych pupili było jak najmniej czego wam wszystkim czytelnikom i sobie życzę.

Jak sami widzicie przerwa nie służy tylko do odpoczynku, wręcz przeciwnie, to tutaj podejmuje się jedne z najważniejszych decyzji w przekroju całego spotkania. Jak głosi stare piłkarskie porzekadło to za pracę wykonaną w przeciągu tego kwadransa trener dostaje 50% swojego wynagrodzenia i trudno z tym określeniem się nie zgodzić.

Przedstawiłem tylko trzy z kilkuset możliwych scen jakie rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami. Jak jest naprawdę? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy, ale zawsze można pobawić się w wróżbitę i napisać kilka ciekawych scenariuszy, gdyż samo gdybanie na ten temat wzbudza sporo emocji…

Przewiń na górę strony