Bez wątpienia przegrana Hiszpanii 0:2 z USA jest największą (po odpadnięciu Włochów i ich porażce 0:3) niespodzianką Pucharu Konfederacji. Poniżej przedstawiam kilka własnych przemyśleń po obejrzeniu kilku spotkań tych rozgrywek. Luźno, może mało składnie, ale subiektywnie.
Hiszpania na kolanach
Mistrzowie Europy polegli w Bloemfontein z reprezentacją USA. Pomimo 29 oddanych strzałów nie byli w stanie pokonać Tima Howarda, który rozgrywał świetne zawody. Bob Bradley wraz ze swoimi zawodnikami rozpracował zespół z Półwyspu Iberyjskiego i to właśnie ten mecz zakończył wspaniałą passę Hiszpanii – braku porażki od 35 spotkań.
Co było tego przyczyną?
Po pierwsze primo zbyt pewność siebie Hiszpanów lub jej brak. Z jednej strony – Hiszpania, Mistrz Europy, zespół niepokonany od 35 spotkań miał zmierzyć się z zespołem, który przegrał 0:3 z Brazylią, a awans zapewnił sobie w ostatniej kolejce (i to lepszym bilansem). Nie oszukujmy się – każdy widział w tym meczu jednego faworyta – prezentującą piękny futbol Hiszpanię (Bwin: kurs na Hiszpanię – 1,25; na USA – 11,00). Być może zawodnicy Hiszpanii byli zbyt pewni siebie lub… nie podołali ciążącej presji, o czym wspominali wcześniej piłkarze Mistrzów Europy.
Po drugie primo USA zagrała fantastyczne spotkanie. Bob Bradley ustawił swoją drużynę, odciął Hiszpanów od krótkich podań i nie pozwolił im na grę kombinacyjną oraz dominację w środku pola. Po meczu można było usłyszeć głosy o antyfutbolu w wykonaniu USA. Parsknąłem śmiechem, gdy to przeczytałem. Tak samo było po spotkaniu Chelsea z Barceloną na Camp Nou w tym sezonie. Antyfutbol, antyfutbol, antyfutbol. Jak inaczej ma zagrać zespół, spotykając się z Barceloną na Camp Nou? W dodatku drużyna ta ma przed sobą rewanż. Nie stracić bramki – to najważniejsze założenie. Solidna obrona, ładna gra w destrukcji spowodowały, że w sezonie 07/08 Manchester sięgnął po Ligę Mistrzów. I co z tego, że Barcelona miała wtedy 80% posiadania piłki? Nic. Manchester nie stracił bramki na Camp Nou, wygrał na Old Trafford, a następnie podniósł w górę puchar Ligi Mistrzów. Umiejętna gra jest kluczem do sukcesów. Stany zagrały bardzo mądrą, wyważoną piłkę. Wykorzystały błędy Hiszpanów i są w finale. Czego chcieć więcej?
Proszę nie mylić tutaj gry z finezją i polotem (na przestrzeni kilku spotkań, sezonu, historii), a obronnej gry w meczu z świetnie grającym w ataku zespołem.
Hiszpania trafiła na silnego rywala, który grał bardziej piłkę siłową niż techniczną. Zagrali bardzo dobrze w defensywie i umiejętnie grali w ataku. 2:0 dla USA.
Mierzyliśmy się z Hiszpanią przed Euro 2008 i rozegraliśmy dobre zawody. Obserwowaliśmy ją podczas tego turnieju i rozmawialiśmy o jej stylu gry. Wiemy jak ich zatrzymać i jesteśmy pewni swego.
Bob Bradley, selekcjoner reprezentacji USA – przed meczem z Hiszpanią
Sergio Ramos
Na stronach Realu nieraz czytałem, że jest najlepszym prawym obrońcą świata. Śmiech na sali. Jeden z najbardziej przereklamowanych zawodników na świecie. Na prawej obronie zdecydowanie wolę naszego Johna O’Shea. O’Solid jest niedocenianym, ale bardzo dobrym (tudzież świetnym) defensorem. Mam nadzieję, że kiedyś, przy okazji pojedynku z Realem, Evra bądź nasz bohater John pokaże klasę Ramosowi. Hiszpan w ofensywie prezentuje się średnio, ale w obronie fatalnie. Ech, dla kibiców Realu ciągle najlepszy prawy obrońca świata.
I tylko RPA żal
Szkoda mi trochę reprezentacji RPA. Walczyli z 5-krotnym Mistrzem Świata jak równy z równym i mogli wygrać półfinałowe spotkanie. Niestety, Dani Alves zaraz po wejściu na boisko strzałem z rzutu wolnego zapewnił swojemu zespołowi występ w finale. Żałuję, że nie było dogrywki (ewentualnie rzutów karnych). Oba zespoły zagrały nieźle, jednak mam wrażenie (może przez niemałą niechęć do Brazylii), że to RPA powinna awansować. Chociażby z głupiej przekory, dużych postępów RPA i ładnej gry drużyny Bafana Bafana.
A oglądając Pienaara, cały czas myślałem, że to Anderson.
Boo(th)
Burza (chyba setna w ciągu ostatnich dni) sprawiła, że spóźniłem się na spotkanie RPA z Brazylią. Za każdym razem, gdy przy piłce był jeden z obrońców RPA na trybunach rozlegało się buczenie. Co ciekawe, był to jedyny białoskóry piłkarz drużyny z Afryki. Przez kilka następnych godzin byłem zniesmaczony faktem rasizmu na stadionach RPA i oczekiwałem sankcji ze strony FIFA. Rozmawiając dziś o tym ze znajomym, ten uświadomił mnie, że ów obrońca ma na nazwisko Booth, a kibice głośno wykrzykują jego nazwisko, gdy ten jest przy piłce. Z rasizmem nie ma to nic wspólnego, a defensor, który grał m. in. w Krylji Sowietow, jest bardzo szanowany przez fanów RPA i jest ich ulubieńcem.
To dla tych, którzy spóźnili się na mecz przez burzę, inne zjawiska atmosferyczne czy jeszcze coś innego. Booth!
Trąbki
Czy Was też tak wkurzają? Vuvuzele, jak nazywane są w RPA, są swoistym symbolem Pucharu Konfederacji. Telewizje i zawodnicy podkreślają, że jest to irytujące, ale mimo to kibice mówią, że to część ich kultury. Zamiast przyśpiewek czy braw słychać tylko nieustanne buczenie. Jest to już poważny problem, a Simon Burnton, dziennikarz „Guardiana”, zapowiedział, że za rok podczas Mundialu na całym świecie zapanuje jedna tendencja – wyłączanie dźwięku podczas transmisji. FIFA nie chce zakazać instrumentów, bo to miejscowa tradycja, o czym wypowiedział się sam prezydent FIFA, Sepp Blatter.
To cząstka afrykańskiej kultury, a my będziemy w Afryce i musimy pozwalać im na okazywanie rodzimego folkloru kiedy tylko chcą. Trąbki, bębny i śpiewanie niemal od zawsze towarzyszyły piłkarskim widowiskom na Czarnym Lądzie. Dla nich to część kultury, więc pozwólmy im dąć w vuvuzele.
Sepp Blatter
Skoro FIFA nie kazała nigdy Anglikom śpiewać trochę ciszej, to niech też zostawi w spokoju nasze vuvuzele. To piękny hałas i część naszej tradycji – odpowiadają kibice RPA. I na tym kończy się dyskusja o trąbki, a konkretniej o nieznośne buczenie. Denerwuje to chyba większość oglądających, a wszystko wskazuje na to, że jedynym wyjściem podczas przyszłorocznego Mundialu będzie wyłączenie głosu w telewizorze. Atmosfera i kultura kibicowania w Afryce są inne niż w Europie i trzeba to zaakceptować.
Sędziowie
Kilka moich spostrzeżeń. Wiadomo, że błędy sędziowskie są nieodłącznym elementem futbolu, ale w takich sytuacjach jestem za wprowadzeniem powtórek wideo podczas spotkań. Hiszpania powinna stracić co najmniej jeszcze jedną bramkę, ponieważ dwukrotnie zawodnik USA wybiegał sam na sam, jednak sędzia odgwizdywał spalonego. Michael Bradley otrzymał w końcówce tego spotkania czerwoną kartkę.
Czerwona kartka niezasłużona, nie był to brutalny faul. W dodatku nic nie zmieniła, a Bradley w finale nie zagra. Nie zgadzam się z takimi decyzjami, tak samo jak z czerwienią Fletchera w półfinale z Arsenalem. Przy okazji możecie posłuchać trochę vuvuzeli :-)
Dani Alves też dostał żółtą kartkę po golu z RPA. Za co?
Domyślam się, że sędzia interpretował to jako ściągnięcie koszulki. Ale czy Alves ją ściągnął?
Prawdopodobnie największym odkryciem Pucharu Konfederacji była vuvuzela. To właśnie jej buczenie najbardziej zapamiętam z tych rozgrywek. Przed nami finał, w którym zmierzy się Brazylia z USA. Może podopieczni Boba Bradleya znów zaskoczą? Oby.