Nie przegap
Strona główna / Inny punkt widzenia / Triki na Livescorze

Triki na Livescorze

Triki na Livescorze
Piłka nożna od zawsze opierała się głównie na murowaniu bramki, wykorzystywaniu stałych fragmentów gry, poceniu wyników 1:0 i jeszcze szczelniejszym murowaniem bramki. Nie bez powodu największe uznanie w świecie futbolu zdobywali zawodnicy i trenerzy czyniący z meczu taniec robotów.

A może jest jednak inaczej. Czyżby najfajniej się oglądało otwartą i ofensywną piłkę, zawodników lepiej operujących stopami niż neurochirurg dłońmi, piękne gole i żwawą akcję? Czy w panteonie gwiazd nie zasiadają przypadkiem Maradona, Pele i George Best a nie Vinnie Jones?

A jednak zdarza się spotkać osobników twierdzących inaczej. To dziwne przypadki, które twierdzą że liczy się tylko wynik i tylko on zostaje zapamiętany. Ważne są trofea, a nie to jak się je zdobywa. Ja się z tym nie zgadzam. Oznaczałoby to że jesteśmy maszynkami zdolnymi do gromadzenia i katalogowania danych, niespecjalnie natomiast jesteśmy podatni na przeżycia estetyczne.

Ja pamiętam styl. Pamiętam wyczołgane przez Grecję mistrzostwo Europy. Żenada. Mogą sobie to mieć w gablotce, ale szacunku tym nie zdobędą. Żadnym sposobem nie mogę umieścić ich osiągnięcia na tym samym poziomie co mistrzostwa Hiszpanów. I wiem że znajdą się ludzie młócący tępe: „trofeum to trofeum”. Cóż, żal mi ich z powodu tak płaskiej wizji piłki nożnej.

Zastanawiam się, zwyczajnie i po ludzku, co ich w piłce nożnej jara. Odbijając się od piłki reprezentacyjnej na bardziej bliską: jaki Manchester wolą? Rozbijający Romę 7:1 czy pocący zwycięstewka jedenzero ze Stoke i innymi ligowymi popychadłami? I jeśli usłyszę: „nie ma różnicy wynik to wynik, piłka jest okrągła a bramki są dwie, kręci się ziemia wokół słońca”, to będę musiał zadać następne pytanie.

Po co ci ludzie oglądają mecze skoro nie bardzo widzą różnicę? Z takim nastawieniem można po prostu zerknąć po meczu na livescore, przyjąć do wiadomości wynik i iść spać. Oszczędność czasu i energii. Tam jest wszystko co najważniejsze. Wynik.

Ja lubię obejrzeć sobie coś fajnego. Pewnie sobie do końca przechlapię, bo zamierzam przyznać że lubię sztuczki techniczne. Kiedy widzę że ktoś podaje piętą z większą precyzją niż ja to zrobię, mając czas, miejsce i przód stopy w zanadrzu to odczuwam frajdę. Lubię oglądać składnie przeprowadzone akcje i dynamiczną wymianę piłek. Najbardziej odpowiada mi Manchester napierający do przodu i tłukący tak że obrona nie ma nawet czasu zesrać się ze strachu.

Ci drudzy natomiast mówią coś o trofeach, punktach i tym wszystkim. Zupełnie jakby nie można było tego łączyć i cyniczna dupochronna taktyka miała być receptą na seryjne sukcesy. Po mojemu to brzmi zupełnie jak definicja sezonowca. Wiecie, tego gościa co leci na drużynę z sukcesami, bo wyniki go kręcą. Czy „wynikowcy” odpadliby bez sukcesów? Wierzę że nie i oni pewnie też, ale w takim razie warto byłoby się zastanowić co ich trzyma przy drużynie.

W przyszłym sezonie chciałbym obejrzeć Manchester z sezonu 2006/07. Radosną tłuczkę i zmiatanie przeciwników. Bo ten był paskudny. Bardzo dobry pod względem wyników, ale estetyka to mi się burzy. Wiele spotkań podczas których zęby bolały i kiedy piłka wturlała się na jedenzero,właściwie wiedziałem że nie wturla się raz jeszcze.

Tym bardziej doceniałem rzadkie chwile naprawdę pięknej piłki. Takiej jak wygrane 3:0 spotkanie z Chelsea. I mimo że pamiętnego gola z „rożnego-ducha” nie ma zapisanego w annałach, to pamiętam tę sztuczkę. Mimo że nie za wiele dała, ciągle uważam że była fantastyczna.

„This game is about skills, heart, honour, joy , team spirit”- Eric Cantona. Tego nie ma w statystykach, ale to właśnie jest najważniejsze.

Przewiń na górę strony