Brzydki jak noc, zawsze w cieniu Ronaldo. Korzystający z usług prostytutek, zawsze w cieniu Ronaldo. Mąż kobiety określanej mianem “lalki Barbie”, zawsze w cieniu Ronaldo. Posiadacz wytatuowanego na prawym ramieniu krzyża celtyckiego, zawsze w cieniu Ronaldo. Człowiek o nieprzeciętnych umiejętnościach, których nie może w pełni wykorzystać, bo jest, a raczej był… zawsze w cieniu Cristiano Ronaldo.
Fabio Capello, selekcjoner reprezentacji Anglii, widzi dla R10 na boisku tylko jedną pozycję: środkowy napastnik. Nie rzuca go na skrzydła, nie każe mu się nadmiernie cofać. Efekt? Czerwony Diabeł z Old Trafford w pełni pokazuje swój talent i strzela jak na zawołanie. To pod niego ustawiani są poszczególni zawodnicy, nie on pod nich. Właśnie w takiej roli Wayne czuje się najlepiej. Jako egzekutor wymierzający sprawiedliwość swoją prawą nogą (oj, głowy i lewicy też używa…). Capello zrozumiał, że Rooney nie nadaje się do funkcji wyrobnika pracującego na chwałę innych. Błyskawicznie poznał się na jego niebywałym talencie i postanowił go w pełni wyeksploatować. A można to uczynić tylko w jeden sposób – zaufać strzeleckiemu instynktowi Wazzy. Bo o tym, że on umie strzelać, nie trzeba nikogo przekonywać. Problem w tym, iż już od kilku sezonów Rooney nie może ustabilizować swojej snajperskiej formy. To duża bolączka nie tylko samego piłkarza, ale i fanów, którzy co roku obstawiają, iż to angielski playboy zdobędzie koronę Króla Strzelców, a później srodze się rozczarowują.
Sir Alex Ferguson ma olbrzymie szczęście, iż Rooney należy do grupy piłkarzy, którzy nie grymaszą, gdy coś nie idzie po ich myśli. A przecież Anglik, mimo iż chce grać na szpicy, to występuje na skrzydle i – o dziwo! – robi to najlepiej jak umie. Wielu zawodników w takiej sytuacji postanowiłoby nie przykładać się zbytnio do nowych obowiązków, pokazując chęć powrotu na ulubioną pozycję. KangaRoo taki nie jest. A przecież na pewno irytuje go to, że musi grać w taki sposób, aby to ktoś inny (ekhm!) zdobywał laury. Nie od dziś wiadomo, że były gracz Evertonu jest zawodnikiem niezwykle ambitnym. To, rzecz jasna, nie jest cecha wybitnie rzadko spotykana w dzisiejszym futbolu, ale na pewno koniecznie potrzebna komuś, na kim opierać ma się potęga piłkarskiego kolosa.
Jakby na przypomnienie o mocy, jaka w nim drzemie, Rooney powiedział w wywiadzie przed meczem kwalifikacyjnym do Mistrzostw Świata z Kazachstanem: „Najbardziej lubię grać na środku ataku. W Manchesterze rzadko mam jednak taką możliwość. Wiem jednak, że taka jest decyzja managera. Ale… ja z reguły mówię, co mi leży na sercu”.
Czyżby zatem Wayne wściekł się w końcu na Fergusona? Być może tak bardzo spodobała mu się rola jaką pełni w reprezentacji, że teraz ma ochotę odegrać podobną w United? Najwyraźniej. Nie dziwi mnie to ani trochę. Rooney ma prawo czuć się nieco upokorzony. Póki Cristiano Ronaldo nie eksplodował talentem, to właśnie Anglik występował jako napastnik. „Niestety”, portugalski skrzydłowy zaczął grać na poziomie nieosiągalnym dla 95% futbolistów na świecie i jego angielski kolega zszedł na drugi plan. Mimo wszystko, grał on nadal jako napastnik. Jednak gdy Ronaldo zaczął nagle strzelać gola za golem, Ferguson wyczuł co się święci i przesunął dość chimerycznego Shreka do pomocy. Oczywiście, Wayne nie marudził, bo prawdopodobnie sądził, iż to tylko przejściowy stan rzeczy. Po raz kolejny „niestety” Portugalczyk był w znakomitej dyspozycji strzeleckiej a Wazzie przypadła mało chlubna rola jego adiutanta. Krnąbrny Anglik na pewno nie miał ochoty być tylko asystentem Ronaldo, ale nie słyszeliśmy o jego fochach. Nadal był sercem United a nagrodą dla niego, była degradacja z pozycji napastnika do skrzydłowego.
Dziś Cristiano nie ma już na Old Trafford. Dlatego, bez najmniejszych wątpliwości, tysiące ludzi wskazują na Rooneya, mówiąc o kolejnym mesjaszu z Old Trafford. Nie ma bowiem drugiego takiego skrzydłowego jak Ronaldo, zatem pozycja napastnika dla Wayne’a jest wręcz niepodważalna. No, chyba że Ferguson ściągnie Benzemę i ten wraz z Berbatowem będą grać w pierwszej linii, a za nimi hasać będzie rozwścieczony Rooney. W to jednak wątpię. Waleczny, twardy, silny, doskonale wyszkolony technicznie – o zaletach naszej „Dychy” można napisać kilka felietonów. Pytanie jednak brzmi: czy Roo podoła zadaniu, jakie ma przed sobą? Myślę, że już do tego dojrzał. Jak wspomniałem – tłumy widzą w nim nowego lidera, nowego twórcę potęgi United. To wokół niego powstanie nowa konstelacja, z niedocenianymi Carrickiem, Fletcherem i Berbatowem oraz młodymi Andersonem czy Nanim na czele. On musi podnieść MU z kolan, na których w opinii wielu znawców znalazło się po odejściu Cristiano.
Czy jest piłkarz, który nadaje się do tego zadania lepiej, niż pochodzący z Liverpoolu Rooney?