Gary Neville, John Terry, Paolo Maldini – wymieniając tych zawodników, każdy fan piłki nożnej myśli o szacunku, przywiązaniu do barw klubowych i miłości do klubu. Ci gracze są wychowankami swoich ukochanych ekip, im zawdzięczają wszystko, są ich ikonami i żywymi legendami. Nikt nie ośmieli się powiedzieć na nich złego słowa (chyba że w przypływie emocji), zawsze cieszą się estymą i pełnym uznaniem. Ale nie każdy gracz jest tak szanowany przez niemal wszystkich sympatyków piłki nożnej…
Z Barcelony do Realu, z Leeds do Manchesteru United, z Tottenhamu do Arsenalu, z Arsenalu do Chelsea, z Interu do Milanu. Transfery na takich „liniach”, są z reguły określane jednym słowem: zdrada. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzą olbrzymie pieniądze. Kibice nie mogą wybaczyć tego, jak ich ukochany zawodnik może odejść do znienawidzonego zespołu w tak trudnym momencie (Figo, Barcelona -> Real). Albo dlaczego gracz, który leczył kontuzję w jednym zespole i jeszcze brał za to olbrzymie pieniądze, bez wahania odszedł, a później wrócił do tej samej ligi, tyle że przywdziewając trykot znienawidzonych wrogów (Ronaldo, Inter -> Real -> Milan).
Ciekaw jestem, ile czasu spędzali na anonimowych wizytach u psychologów, a może i psychiatrów niektórzy bohaterowie mojego artykułu. Trudno bowiem pogodzić się z tym, że w jednej chwili z gracza uwielbianego stajesz się właściwie wrogiem publicznym numer 1. Wyzwiska, demonstracje, głośne buczenie – to wszystko staje się nowym rozdziałem w życiu zdrajców. Muszą oni sobie zdawać sprawę z tego, że zagrożone jest nawet ich życie. Dopóki kibice ograniczają się „tylko” do przekleństw i flag z rozmaitymi inwektywami pod adresem nieszczęśnika – OK. Ale gdy piłkarz otrzymuje telefony albo listy z pogróżkami, jawnymi groźbami zabicia tudzież porwania może zacząć się bać.
A podobno piłka nożna to tylko dobra zabawa. Radość lub łzy. Nie nienawiść. Ta jest domeną terrorystów, rasistów i zwykłych przestępców. Tak to wygląda w teorii. A w praktyce jest o wiele gorzej. Fanatykom ciężko się pogodzić z tym, że ukochany zawodnik dezerteruje do znienawidzonego klubu. Niektórzy wyładowują swoją agresję na innych, niektórzy urządzają pikiety (!), inni po prostu rzucają się w odmęty czarnej rozpaczy. Oto lista 10. moim zdaniem największych zdrad klubowych barw w historii piłki nożnej.
10. Rio Ferdinand – Z Leeds do Manchesteru United
Rosły stoper reprezentacji Anglii nie cieszy się zbyt dużym szacunkiem wśród kibicowskiej braci The Whites. W 2002 roku Rio podpisał kontrakt z jednym z najgorszych możliwych wrógów – Manchesterem United. Nie był to zbyt szczęśliwy okres dla ekipy z hrabstwa Yorkshire. Nie zakwalifikowała się ona do Champions League, klub stracił wskutek tego mnóstwo pieniędzy a to z kolei sprawiło, że nie mógł spłacić olbrzymich kredytów zaciągniętych w „lepszych czasach”. Rio odszedł do United za 30 milionów funtów. Po nim, Leeds opuściło jeszcze wielu innych graczy, co było ewidentnym przejawem szukania środków na pokrycie długów. Te ostatecznie spłacono, ale kosztem spadku drużyny do Championship a następnie League One. Co ciekawe, Rio przyznał, iż gdy grał w Leeds, to z całego serca nienawidził United. „Zazdrościłem im sukcesów, chwały, po prostu nie mogłem patrzeć na ten klub” – powiedział Anglik. Tym większa zatem jest wściekłość fanów The Whites na byłego gracza, który jeszcze niedawno całował herb byłego teamu wyklinając przyszły.
9. Antonios Nikopolidis – Z Panathinaikosu do Olympiakosu
Grecki bramkarz od 2004 roku wiedzie dość smutny żywot. Oto bowiem na każdym niemal kroku, może się spodziewać przejawów antypatii graniczącej z nienawiścią. Ośmielił się przenieść z Panathinaikosu do Olympiakosu – dwóch zespołów których kibice kochają się jak przysłowiowy pies z kotem. Fani klubu z Aten nie mogli mu wybaczyć, jak po 15. latach kariery, po dobiciu do etykiety „Legendy” mógł zdecydować się na ten transfer. Do dziś Antonios może podczas starć obu drużyn oglądać na trybunach rozmaite bohomazy, na których widnieje w trykocie ze znaczkiem „$” lub po prostu jest określany jednym, jakże dobitnym słowem – Zdrajca!
8. Luis Enrique – Z Realu Madryt do Barcelony
Jeden z najbardziej wszechstronnych hiszpańskich zawodników. Zdarzało się, iż w jednym meczu grał w ataku, w kolejnym w pomocy a w jeszcze innym na obronie! Wychowanek Sportingu Gijon, prędko przeniósł się do klubu odpowiedniego dla wymiaru jego talentu; Realu Madryt. Tam spędził pięć sezonów i był już graczem cieszącym się wśród sympatyków Królewskich sporym szacunkiem, głównie z powodu wspomnianej uniwersalności i nie marudzenia, z powodu gry na innej pozycji niż to sobie wymarzył. Dziwnym jednak trafem, okazało się iż Luis wcale nie był szczęśliwy na Santiago Bernabeu. Stwierdził, że zarząd traktuje go nie tak jak powinien, oraz że fani okazują mu zbyt mało wyrazów sympatii. Enrique nie zastanawiając się ani chwili dłużej, podpisał lukratywny kontrakt z… FC Barceloną. Początkowo Cules nie byli zachwyceni zawarciem umowy przez swój ukochany zespół z byłym graczem Królewskich, ale szybko przekonali się co do przydatności Hiszpana w drużynie. Natomiast fani Realu nie mogli znieść przenosin Luisa i podczas meczów Dumy Katalonii z Królewskimi pomocnik mógł wielokrotnie usłyszeć jakim jest podłym i niewdzięcznym sprzedawczykiem.
7. Roberto Baggio – Z Fiorentiny do Juventusu Turyn
Fantastyczny włoski napastnik z charakterystycznym „kucykiem” z tyłu głowy, przez wiele lat był postrachem bramkarzy Serie A. Zasłużył również na etykietkę Judasza, z czym trudno się nie zgodzić. Miał bowiem czelność zamieniać Inter Mediolan na AC Milan (dzielnikiem między oboma ekipami była Bologna) i, co okazało się nieporównywalnie gorsze, Fiorentinę na Juventus. Fanatyczni kibice klubu z Florencji wyszli na ulicę, prowadząc demonstrację która miała na celu zmuszenie Baggio do cofnięcia swojej decyzji i pozostaniu na Stadio Artemio Franchi. Gdy okazało się, iż nic nie wskórają, zaczęły się zamieszki w trakcie których rannych zostało kilkadziesiąt osób. Drżący o swoje życie Roberto wyznał w wywiadzie, iż to władze byłego klubu wymusiły na nim odejście do Starej Damy. Mimo tego rozpaczliwego apelu, kibice Fiorentiny nigdy nie wybaczyli Włochowi.
6. Mo Johnston – Z Celticu do (…) Glasgow Rangers
Filigranowy napastnik ze Szkocji, okazał się ogromnym niewdzięcznikiem. Samo hasło „Sprzedawczyk” w ojczyźnie Sknerusa McKwacza jest równoznaczne z innymi dwoma wyrazami: „Do odstrzału”. Brzmi to bardzo groźnie, ale tak jest w istocie. Mo, w ciągu trzech lat spędzonych na Celtic Park sprawił, iż fani pokochali go niemal jak członka rodziny. Nie był on może wybitnym strzelcem (52 gole w 140. meczach), ale jego zadziorny charakter sprawił, iż cieszył się olbrzymim poważaniem. Ku rozpaczy fanów The Bhoys, zdecydował się na transfer do francuskiego Nantes. Spędził tam 2 sezony, po czym… wrócił do Szkocji. Niestety, nie do Celticu, ale do Rangersów. Zaślepieni żądzą zemsty fani „Koniczynek” bez skrupułów postanowili na nim „wymierzyć sprawiedliwość”. Zawodnikowi przyznano ochronę. Jakby mało tego było, jawny katolik, jakim był Johnston, nie potrafił rozkochać w sobie protestantów z Glasgow którzy przez długi czas traktowali go na swoim stadionie jak piąte koło u wozu.
5. Sol Campbell – Z Tottenhamu do Arsenalu Londyn
Olbrzymi stoper reprezentacji Anglii, także nie jest symbolem przywiązania do klubowych barw. W 2001 roku był nadzwyczaj często wymienianym celem transferowym najlepszych drużyn świata. Nic dziwnego, potężnie zbudowany czarnoskóry obrońca budził postrach wśród swoich rywali. Był dowódcą defensywy Kogutów, uwielbiano go za bezpardonowe interwencje, twardą grę i wielki spokój. Campbell rzadko kiedy dawał się sprowokować rywalom, których przecież mógłby zgnieść jednym ruchem. Nie przylgnęła nigdy do niego opinia boiskowego brutala, choć na pierwszy rzut oka wygląda jak czarny Materazzi. Wracając do tematu – kibice ekipy z White Hart Lane zapewne pogodziliby się ostatecznie z tym, że ich ulubieniec chce walczyć w silniejszej drużynie i zdobywać trofea, ale nie potrafili zrozumieć, dlaczego wybrał Arsenal… Dlatego i on, dawniej tak bardzo szanowany stał się w opinii fanów Tottenhamu kimś mniejszym od robaka, kimś kogo można bezkarnie upokarzać. Dlatego, gdy dochodziło do derbów północnego Londynu, to właśnie Solowi obrywało się najmocniej. Sympatycy Kogutów zapoczątkowali modę na koszulki z własną opinią na temat danego gracza. Posiadanie t-shirtu z napisem „Stand up if you hate Campbell” było dla prawdziwego fana Spurs priorytetem…
4. Ashley Cole – Z Arsenalu do Chelsea Londyn
Jeden z najlepszych lewych obrońców świata, w pamięci fanów kochających ekipę z Emirates Stadium na zawsze pozostanie synonimem człowieka plugawego, pazernego i niewdzięcznego. Wychowany w słynnej akademii, poddany obróbce przez jednego z najwybitniejszych trenerów pracujących z młodzieżą wreszcie odchodzący w niesławie. Tak najkrócej można opisać Cole’a. Gdy w 2006 roku odchodził do Chelsea Londyn, z miejsca stał się jednym z najbardziej nienawidzonych graczy w historii Premiership. Fani Arsenalu nazywają go „Cashley”, wygwizdują i podczas każdych derbów obrzucają inwektywami oraz buczą, gdy tylko dojdzie do piłki. Bardziej wulgarni sympatycy Kanonierów, naśladują małpie odgłosy podczas kontaktu Cole’a z łaciatą. Także wielu sympatyków The Gunners w Polsce darzy Anglika dość wątpliwymi uczuciami; oto wypowiedź jednego z nich:
Co tu dużo mówić, Cole się sprzedał, poszedł za kasą i być może w chwili obecnej (niestety) większą szansą na trofea. Jako kibic Arsenalu nie mogę się oczywiście pogodzić z odejściem „Cashley Cole’a” do lokalnego rywala. Sprzedał się i tyle, na pewno swą decyzją zawiódł niejednego kibica Arsenalu.
3. Hugo Sanchez – Z Atletico Madryt do Realu
W 1985 roku, pewnego słonecznego letniego dnia, fani Atletico wściekli się bardziej, niż można to sobie wyobrazić. To nie była wściekłość, to była zimna furia, która domagała się nie tylko połamania kilku krzeseł, ale nawet krwi… Co było powodem tego zamieszana? Raczej kto – Hugo Sanchez, wybitny meksykański napastnik. Uwielbiany przez kobiety ze względu na urodę amanta filmowego, ceniony przez mężczyzn z powodu niesamowitych umiejętności. Co spowodowało jego haniebną ucieczkę z jednego klubu do drugiego? Nikt tego nie wie. Być może bossów Atletico skusiła wysoka suma odstępnego, jaką niewątpliwie płacili za bramkostrzelnego Meksykanina działacze Realu? Może sam piłkarz postanowił spróbować czegoś większego, bardziej ekscytującego? A może po prostu Sanchez był masochistą, którego radowały obraźliwe transparenty i wyzwiska – ba, motywowały do jeszcze lepszej gry? Chyba najbardziej prawdopodobna jest ta pierwsza teoria…
2. Oscar Ruggeri – Z Boca Juniors do River Plate
Jeden z najlepszych argentyńskich obrońców, niedościgniony wzór dla młodych defensorów z ojczyzny Diego Maradony. Wychowanek Boca, wraz z boskim Diego zdobył w 1981 roku mistrzostwo kraju. Fani Los Bosteros niedługo cieszyli się z oglądania eleganckiego obrońcy. Pokochali go, byli dumni z powodu posiadania w zespole tak utalentowanego wychowanka, a on… Odszedł. Bez pożegnania, bez słowa wyjaśnienia uciekł z klubu który go wychował. Być może fanatyczni kibice Boca przełknęliby tę gorzką pigułkę, gdyby nie fakt, że Ruggeri odszedł do River Plate! Jeśli ktoś miał wątpliwości co do tego, iż w Argentynie futbol jest czymś bardzo, ale to bardzo ważnym, to w 1985 roku mógł się o tym przekonać. Burdy podczas meczów, ogłoszenia (na szczęście szybko zdejmowane) na słupach z poleceniem „Ujęcia i zamordowania zdrajcy Ruggeriego”, groźby pod adresem rodziny Oscara, próba wtargnięcia do jego domu, to najgorsze akty nienawiści, jakich dopuścili się oszukani kibice Boca Juniors.
1. Luis Figo – Z Barcelony do Realu Madryt
Fani Dumy Katalonii do dziś nie potrafią zrozumieć, dlaczego ich umiłowany Portugalczyk uciekł do Madrytu. W dodatku w tak trudnym momencie, gdy Barca była w dołku, a Real, przy pomocy olbrzymich pieniędzy jakimi dysponował, tworzył ekipę wszech czasów. Nikt nie potrafił zapomnieć, jak Figo mógł w ostatnim meczu całować herb dzisiejszego Mistrza Europy, a następnie bez najmniejszej skruchy odejść. Podczas pierwszego Gran Derbi na Camp Nou w jakim wystąpił Luis, atmosfera była bardzo gorąca. Figo został powitany „kocią muzyką”, która trwała przez cały mecz, gdy tylko pomocnik Realu dochodził do piłki. Podczas wykonywania rzutów rożnych, kibice Barcelony ciskali w niego zapalniczkami, telefonami komórkowymi, puszkami z napojami a nawet… głową świni! Niecodzienny gadżet został w jakiś sposób przemycony na Camp Nou i rzucony pod nogi znienawidzonego zdrajcy. Olbrzymie transparenty z napisami „Figo pesetero!” (Figo sprzedawczyk – przyp. Szymcio) lub głową Luisa umieszczoną na amerykańskim dolarze rozciągały się na całe trybuny.
Zdrada portugalskiego skrzydłowego jest przez wielu uważana za najbardziej podłą w historii piłki nożnej. Sam piłkarz do dziś spotyka się z jawnymi oznakami nienawiści i lepiej dla niego, gdyby nigdy nie przybywał na wakacje w okolice Katalonii…
Spośród wszelkich piłkarskich symulantów, brutali, cwaniaków, prowokatorów i metroseksualistów, najtrudniejsze życie mają zdrajcy. Nienawidzeni do ostatnich granic, wyklęci przez fanów byłego klubu, rzadko są też darzeni sympatią przez innych sympatyków piłki nożnej. Postrzegani jako postaci wyjątkowo chciwe, utożsamiani z Judaszem i jego niecnymi planami. Swoją drogą, schodząc na tematy biblijne, gdyby nie Judasz, to cały boski plan spaliłby na panewce – może zatem ten najgorszy uczeń Jezusa w rzeczywistości wcale nie był taki zły?