Nie przegap
Strona główna / Miniblog / Red Army from Poland na finale Ligi Mistrzów w Rzymie!

Red Army from Poland na finale Ligi Mistrzów w Rzymie!

Red Army from Poland na finale Ligi Mistrzów w Rzymie!
Liga Mistrzów to tak prestiżowe rozgrywki, że dostanie się na mecz graniczy z cudem. Ale sama myśl, że można by oglądać mecz będąc tuż obok drużyny, jak i z tysiącami kibiców, sprawiała, że modliliśmy się o ten finał jeszcze bardziej. Pomysł pojawienia się w Rzymie padł na długo przed tym jak United dotarli do finału, a gdy wygraliśmy półfinałowe mecze, wizja wyjazdu do Rzymu stała się realna. Tym razem nie było jednak czasu na organizację wielkiego wyjazdu. Podróż odbyliśmy w kilku grupkach ruszających z całej Polski. W sumie było nas około 40 osób. Dwie ekipy lecące samolotem i 2 jadące busem(z Katowic i Opola).

26 maj 2009 – wtorek

Nasza wyprawa rozpoczynała się we wtorek 26 maja 2009. Już o godzinie 11 Ja(Angel) i Karola stawiłyśmy się na dworcu kolejowym, udawałyśmy się do Opola skąd busem mieliśmy wyruszyć w fascynującą podróż. Od razu na początku zaliczyłyśmy wpadkę, gdyż chyba zaaferowane samym wyjazdem, zamiast do pociągu jadącego w kierunku Opola, wsiadłyśmy na Wodzisław. Dobrze, że w zaraz po rozlokowaniu bagaży zorientowałyśmy się, że coś tu nie gra. Z wielkim uśmiechem wysiadłyśmy w ostatniej chwili i czekałyśmy na opóźniony pociąg jadący do celu naszej podróży. Śmiałyśmy się, że zaczynają się wpadki wyjazdowe, które zawsze najmilej się potem wspomina. Na trasie miał dołączyć do nas Pinio, który już czekał na nas w Kędzierzynie. I tutaj kolejna wpadka, bo Pinio najzwyczajniej w świecie przegapił pociąg. Zdarzenie ubawiło nas bardzo, ale niestety musieliśmy przez to opóźnić nasz planowany na 14.00 wyjazd. Na miejscu w Opolu czekali już na nasz Szychtos, Burza, Smolin, Zbyniu, Kuba i Czarny.

W tym samym czasie w Katowicach powoli zbierała się nasza kolejna ekipa, która miała ruszyć do Rzymu. Koto i Fred the Red spotkali się o 14 i czekali na sukcesywnie pojawiających się kompanów podróży, a mianowicie Sekiego, Cinka, Miszcza, Wróbla, Roo i Adnigha. Browar, Dzordż, Kubuś, Maciek7 i Czyżo udawali się na lotnisko w Rębichowie, niepokojąc się że kilometrowe korki uniemożliwią im dotarcie na miejsce. Około 17 wyruszyli na lotnisko i od samego domu korki…30 km na lotnisko , a pokonali ta drogę w około 70 minut, i na miejscu byli 15 minut przed końcem odprawy. Szybkie przejście przez wszystkie bramki i czekają w kolejce do samolotu. Pierwsze zdjęcia w odblaskowych kamizelkach, które wzbudziły niemałe zainteresowanie wśród innych osób. Przy wejściu na pokład samolotu stewardessa od razu im powiedziała, że mają być spokojnie, bo lecą w nim również inne osoby, a nie tylko kibice.

W Opolu ostatnie przygotowania dobiegły końca i kiedy już cały bagaż zapakowaliśmy do busa, przyszedł czas na oflagowanie naszego środka pojazdu. Po każdej ze stron przykleiliśmy flagi, w środku nasze szaliki i my sami w koszulkach United, prezentowaliśmy się dumnie i tak wyruszyliśmy wspierać nasze diabły. Podróż zapowiadała się niezwykle męcząco. Przed nami 23h do celu. Plan naszej trasy to Niemcy-Austria i wreszcie Włochy. Jeszcze dobrze nie wyjechaliśmy z Polski a już poszły w ruch pieśni o United. W busie zabawa była niesamowita, jechaliśmy z sercem pełnym nadziei i miłości do United.

Krótkie przystanki po drodze, smsy i telefony jak podróżuje się reszcie naszej ekipy. Okazało się, że bus z Katowic o 19. wyruszył i sprawnie porusza się do celu, natomiast samolot z naszymi kolegami o 21. wylądował w Rzymie. Maciek7 i reszta ekipy jako pierwsi postawili swoją stopę w wiecznym mieście. Od tego momentu ekipa z Polski rozpoczęła reprezentowanie kibiców United! Okazało się, że na miejscu pogoda dopisuje i jest niezwykle parno. Po dotarciu do hotelu i szybkim odświeżeniu chłopcy udali się na zwiedzanie miasta i poszukiwanie innych kibiców United. W pewnym momencie trafili na grupkę około 100 Anglików skandujących pieśni, co zaowocowało 2h zdzieraniem gardeł na cześć naszego klubu. Tak się bawią kibice!

27 maj 2009 – środa

W Rzymie ekipa obudziła się wcześnie rano i po szybki śniadanku poszli odebrać Zagadkę jak i resztę ekipy z kolejnego samolotu, który wiózł na pokładzie Prezesa, Shada, Erica, Gracka i Leslava i udali się pod Coloseum. Tam doping dało się słyszeć już z oddali. Tłumy fanów United, wojny na przyśpiewki i zabawa zdawała się nie mieć końca. Ekipa wywiesiła flagę MUSC, która od razu znalazła się w centrum zainteresowania.

Moja ekipa w tym czasie przemierzała Włochy. Piękne widoki gór wynagradzały nam, choć trochę nieprzespaną noc. Niektórzy na chwilę zasnęli, ale adrenalina przedmeczowa nie pozwalała reszcie zwolnić tempa i bawili się całą noc przy pieśniach United. W trakcie drogi minęło nas kilka samochodów z szalikami Barcelony, które z przekory chcieliśmy gonić i pokazać jak się kibicuje w drodze. Kiedy zbliżaliśmy się już w okolice Rzymu zostaliśmy zatrzymani, podobnie jak inne „kibicowskie” pojazdy na kontrolę. Sprawdzano nasz bus i niestety odebrano wszelki napoje „bezalkoholowe”. Panowie byli o dziwo bardzo mili. Sprawdzili nasze dokumenty, torby i przez chwilę jeszcze staliśmy na poboczu. Właśnie wtedy spotkaliśmy się z pierwszymi kibicami United jadącymi na mecz. Od razu do nas podeszli, przywitali się a nawet zrobili sobie z nami pamiątkowe zdjęcie. Wypili z nami za zdrowie United (oczywiście napojami „bezalkoholowymi”).

Na miejscu byliśmy na kilka godzin przed meczem. Kiedy wjechaliśmy do samego centrum Rzymu to podkręciliśmy atmosferę w busie. Pieśni o United na cały regulator, nasze zdzieranie gardeł i flagi w górę, łącznie z wystawieniem flagi przez okna. Już tutaj dało się wyczuć atmosferę zbliżającego się meczu. Na około ludzie w koszulkach obu klubów. Pozdrawialiśmy fanów United z naszego busa, a oni odwdzięczali się nam machając i uśmiechając się do nas. Trochę czasu zajęło nam znalezienie wolnego miejsca gdzie można by było zaparkować. Wysiedliśmy wreszcie i z biciem serca ruszyliśmy w stronę stadionu. Po drodze mijaliśmy kibiców zarówno Manchesteru jak i Barcelony. Nie mogliśmy przejść niezauważeni, wszyscy w barwach, z flagami i z pieśnią na ustach stanowiliśmy główną atrakcję pod stadionem.

Nawet angielscy kibice przyglądali nam się zaciekawieniem. Ludzie robili sobie z nami zdjęcia, dawaliśmy wywiady i każdy z uśmiechem na twarzy nas pozdrawiał. Jednym słowem bawiliśmy się na całego. Bardzo dużo osób zaczepiało nas z zapytaniem czy chcemy kupić szalik, ale jakoś nikt z ekipy nie kwapił się do zakupu szalika, którego połowę zajmuje klub hiszpański. Postanowiliśmy, że udamy się coś zjeść, bo po takiej podróży każdy marzył o ciepłym posiłku. Pogoda dopisywała, było tak ciepło, że zimne napoje okazały się zbawieniem. Zaraz potem udaliśmy się ponownie pod stadion gdzie spotkaliśmy się z obiema ekipami samolotowymi. Niektórzy z nas dawno się nie widzieli, więc uściskom nie było końca. Próbowaliśmy obejść stadion dookoła, ale okazało się, że jest pilnie strzeżony i tylko osoby z biletami mogą oglądać jego podwoje. Trochę zniesmaczeni ruszyliśmy na Fergi Fields, żeby razem z innymi kibicami pośpiewać przed meczem.

Część ekipy przekazała nam swój ekwipunek i udała się na FF pieszo a my ruszyliśmy w kierunku busa. Kiedy zastanawialiśmy się jak dostać się w miejsce docelowe podeszło do nas 3 Anglików i zapytali czy wiemy gdzie jest FF. Uznaliśmy, że dokładnie nie wiemy. Krzyknęłam do chłopaków, żebyśmy ich ze sobą zabrali, bo przecież i tak zdążają w tym samym kierunku. Ulokowaliśmy się jakoś w busie i z pieśnią na ustach ruszyliśmy na FF. Anglicy z naszego busa trochę dziwnie nam się przyglądali, ale chyba uznali, że co prawda jesteśmy pokręceni, ale pozytywnie i też dołączyli się śpiewania. Droga okazała się zawiła, gdyż musieliśmy ulokować jakoś nasz pojazd. Jechaliśmy głównie za ludźmi, którzy podążali w wiadomym kierunku, prowadził nas „czerwony tłum”. W pewnym momencie Szychtos, który prowadził busa wychylił się i krzyknął do kolesia w koszulce United „Rooney where’s FF”. Nie wyobrażacie sobie, jaką koleś miał uśmiechniętą mordencję! I zaraz pokazał, że mamy jechać prosto i skręcić na 2 zjeździe.

Przed samym FF zamieszania było sporo. Jak zwykle zawiodła organizacja i musieliśmy swoje odczekać zanim pojawiliśmy się na miejscu. Spotkaliśmy kolejne osoby, które dojechały do Rzymu busem z Katowic. Długo czekaliśmy na prezesa naszego stowarzyszenia, ale okazało się, że Prezes nie będzie się z nami bawił na FF, bo udało mu się zdobyć bilet na mecz. Mieliśmy jeszcze sporo czasu do meczu, ale trochę zajęło nam także dostanie się do środka. Na Fergie Fields atmosfera była bardzo gorąca. Wszędzie angielscy kibice i duuuużo śpiewów. Chłopcy dołączyli się do śpiewającej grupki kibiców, a my poszłyśmy się rozejrzeć jak i gdzie będziemy oglądać mecz. Jak to na takich wyjazdach bywa, kolejnym problemem okazał się brak sygnału programu, na którym mieliśmy oglądać mecz. W pewnym momencie Anglicy zaczęli wychodzić twierdząc, że z oglądania meczu tutaj nic nie będzie i idą poszukać miejsca gdzie na spokojnie zobaczą spotkanie. Przyznam, że trochę nerwów było. Każdy myślał o tym, że przyjechaliśmy tysiące kilometrów i możemy nie zobaczyć najważniejszego starcia sezonu. Dosłownie na kilka minut przed rozpoczęciem meczu pojawił się sygnał. Ludzie zaczęli się schodzić przed ekran i punktualnie o 20.45 rozpoczął się finał Ligi Mistrzów.

Atmosfera na meczu bardzo nas rozczarowała. Po stracie pierwszego gola kibice z Anglii zamilkli i tylko od czasu do czasu ktoś zaintonował U-N-I-T-E-D. Nie mogliśmy uwierzyć w to, że ludzie przejechali tyle kilometrów żeby stać pod ekranem i nie wspierać swoich ulubieńców. Jedyne co robili, poza zdawkowymi pieśniami to rzucanie piwem w ekran, trafiając przy tym ludzi przed sobą. Nie tak wyobrażaliśmy sobie atmosferę na FF, bo wielu z nas pojechało tam właśnie dla cudownej oprawy i po to żeby pokibicować z fanami United z całej Europy. Ekipa z Polski godnie reprezentowała fanów United i dopingowaliśmy chłopaków przez całe 90’. Nie szczędziliśmy sił, bo po to tam pojechaliśmy, nawet pod koniec meczu, kiedy już chyba nikt nie wierzył w zwycięstwo my z sercem pełnym nadziei zdzieraliśmy gardła dla naszych ulubieńców. Po końcowym gwizdku ekran szybko wygasł i zostaliśmy na placu boju z sercem pełnym smutku. Nie tak miało się skończyć to spotkanie, ale nie zawsze można wygrywać. W kiepskich nastrojach opuszczaliśmy FF, nie obyło się także bez łez. W tym momencie zaczynaliśmy się żegnać. Część została na FF, reszta udało się do hoteli, a nasza ekipa bardzo szybko zebrała się w kierunku morza, gdzie mieliśmy swój nocleg ;) Byliśmy już bardzo zmęczeni podróżą, opadły emocje i każdy marzył o tym żeby się chwilę przespać.

28 maj 2009- czwartek

Rano obudziliśmy się w nie najlepszych nastrojach, ale bardzo szybko humor poprawiła nam śliczna pogoda i cudowne morze. Spacer brzegiem morza okazał się zbawienny, Chłopcy próbowali się nawet wykąpać, ale kamieniste podłoże utrudniało im ten wyczyn. W drogę powrotną ruszyliśmy przed południem. Postanowiliśmy zobaczyć trochę Rzymu, między innymi Coloseum. Udaliśmy się także do włoskiej pizzeri, gdzie uznaliśmy, że pizza jest na serio niejadalna.

Ekipa Katowicka podobnie jak my pozwiedzała trochę Rzymu i udała się nad morze. Widać, że każdy chciał skorzystać z okazji i pobyć trochę nad wielką wodą, skoro już byliśmy tak blisko. Reszta, która leciała samolotem w momencie, gdy my zażywaliśmy słonecznych i wodnych kąpieli lokowała się na podkładach swoich samolotów.

Droga powrotna zajęła nam prawie 26h. Moja ekipa udała się także, pod Allianz Arena, gdzie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. I tak nasza podróż dobiegła końca.

A co myślą inni uczestnicy tej cudownej wyprawy:

Przede wszystkim wielki szacunek dla tych, którzy byli w Rzymie i na FF za pokaz doskonałego dopingu. Naprawdę warto było czekać od Barcelony’99 ( było nas tylko 2 bez biletów) na taką ekipę z Polski.

Prezes MUSC PL

Co tam się działo nie ogarniałem jakaś telewizja podchodziła wywiady no MEGA MEGA MEGA z Wami w ogień. Jezu, co tam się działo ajjj nie ogarniam po prostu KOCHAM KOCHAM WAS DUMNY JESTEM, z podniesioną głową mimo porażki

PINIO

Kosmiczny wyjazd Red Army from Poland! Prawie 40 osób z Polski, z czego zdecydowana większość to MUSC POLAND. Jestem cholernie dumny z tego jak zaprezentowaliśmy się w Rzymie! Naprawdę, aż trudno mi opisać jak bardzo byłem i jestem szczęśliwy będąc z Wami wszystkimi pod Coloseum i na FF! Dzięki dla wszystkich, którzy pojechali do Rzymu zdzierać gardło. Szacunek dla osób jadących busami, bo dobrze wiem, jakie to jest męczące.

ERICRYAN

Cały wyjazd mega! To był dopiero mój drugi wyjazd na mecz i jestem dumny, że mogłem jechać z taką świetną ekipą! Warto było te 20h w busie przejechać!! Tego, co się działo nie da się opisać, dawno się tak nie bawiłem.

ADINGH

Brawo Panie i Panowie za ten trip Od początku wiedziałem, że będzie MEGA kozacko i po relacjach nie śmiem w to wątpić Zastanawiam się tylko, gdzie leży granica naszych możliwości… Co wyjazd to ją przesuwamy, co raz dalej Po takich wyjazdach to aż słów brakuje, bo duma roznosi Gdzie wyście wszyscy byli, jak Was nie było? Dopiero rok tworzymy tę super ekipę, a ja już nie potrafię sobie wyobrazić, jak by to wyglądało bez Was… No nie da się po prostu!

HARCESIS

Nic nie jest w stanie odebrać nam tego, co tam poczuliśmy. Dumnie kroczyliśmy w koszulkach United, nawet po przegranym meczu czuliśmy się dumni z tego ze jesteśmy kibicami tak cudownego klubu. Co zapamiętam z tego wyjazdu? Niesamowitą atmosferę, fantastyczną zabawę w gronie cudownych kibiców, pozytywnie zakręconych i przyjaźnie nastawionych ludzi, jak i gigantyczne ćmy, które zaatakowały moich kolegów ;)
Po tym wyjeździe z czystym sumieniem możemy o sobie mówić RED ARMY FROM POLAND!

Nie wiem czy choć w połowie udało mi się w tym opisie oddać to, co działo się na tym wyjeździe. Jedno jest pewne, był to zupełnie inny wyjazd niż pozostałe i pełen tak wielu emocji, że nie sposób tego oddać w słowach. Tam trzeba było być i poczuć to wszystko na własnej skórze.

W tym miejscu życzę sobie i wam żeby w następnym roku było nam dane przeżyć równie emocjonujące chwile, warte każdej nieprzespanej minuty i każdej złotówki wydanej na tej wyjazd! Ukłony dla tych, którzy byli i kibicowali całym sercem i zdartym gardłem!

UWS!

Autor: Klaudia Mańka (Angel)

Przewiń na górę strony