Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / Dzień, w którym futbol umarł – Heysel 1985r.

Dzień, w którym futbol umarł – Heysel 1985r.

Dzień, w którym futbol umarł - Heysel 1985r.
Po tragedii na Heysel gazety pisały: „Masakra na stadionie”, „Czarny dzień futbolu”, „Dzień, w którym futbol umarł”. Wydarzenia, które rozegrały się na trybunach tuż przed finałem Pucharu Europy, były jednymi z najbardziej wstrząsających chwil w historii piłki nożnej. Dzisiaj mija 24. rocznica brukselskiej tragedii.

Kiedy zdecydowano, że finał Pucharu Europy odbędzie się na belgijskim obiekcie Heysel, położonym w północno-zachodniej części Brukseli, zewsząd spływały do UEFA listy wyrażające wątpliwość wyboru tego stadionu na arenę sportowych zmagań: był przestarzały, w fatalnym stanie technicznym, nie spełniał podstawowych norm bezpieczeństwa – brakowało nawet wyjść ewakuacyjnych.

Peter Robinson, jeszcze przed finałem, powiedział UEFA, że segregacja kibiców jest niewystarczająca, obiekt nie spełnia wszystkich standardów, ale oni tego nie słuchali. Chciałbym z tego miejsca przeprosić rodziny włoskich kibiców, których bliscy stracili tam życie, jednak myślę, że UEFA mogła zapobiec tej tragedii. Wystarczyło posłuchać Paula Robinsona i wielu innych osób, którzy ostrzegali przed złym stanem brukselskiego stadionu.

Les Lawson (sekretarz oficjalnego fanklubu Liverpoolu)

Jednak UEFA pozostawała głucha. Organizując pobyt fanów na stadionie, postanowiono, że kibice Liverpoolu i Juventusu zasiądą po przeciwnych stronach obiektu, za bramkami. Sektor przylegający do miejsca przeznaczonego dla fanów z Anglii, mieli zająć miejscowi, głównie Belgowie. Jednak tuż przed meczem, wielu z neutralnych kibiców odsprzedało swoje wejściówki włoskim imigrantom mieszkającym w Brukseli i tym sposobem obok strefy zajmowanej przez grupę fanatyków The Reds, znaleźli się fani Starej Damy. Oba sektory dzieliły tylko dwie metalowe siatki.

Stadion zaczął zapełniać się już od godziny 19, zaś sam mecz miał się rozpocząć o 20:15. W okolicy Heysel panowały zgiełk i zamieszanie. Służby porządkowe nie były wystarczająco przygotowane do czuwania nad tak wielką imprezą. Kibic Liverpoolu, Peter Hooton, tak wspomina tamten wieczór:

Byliśmy rozczarowani organizacją tego wydarzenia. Jeszcze zanim cokolwiek się wydarzyło, zanim weszliśmy na stadion, zewsząd dało się słyszeć „Co jest grane?”, „Gdzie jest kolejka?”. Nawet jeśli już miałeś bilet i udało się tobie wejść na stadion, mogłeś zarobić uderzenie gumową pałką bez konkretnego powodu, tak dla zasady.

Peter Hooton, fan Liverpoolu

Heysel, sektor ZKiedy brukselska arena zaczęła się zapełniać kibicami, doszło do pierwszych spięć między fanami obu drużyn. Sektor X, w którym zgromadzeni byli Anglicy przylegał do sektora Z, gdzie siedzieć mieli wyłącznie neutralni widzowie, a ostatecznie znalazła się tam także spora grupa sympatyków Juventusu. Pseudokibice, podający się za fanów Liverpoolu, w dużej części już pijani, zachowywali się agresywnie względem włoskich kibiców. Zaczęło się od wulgarnych wyzwisk wykrzykiwanych pod adresem rywal, wkrótce do sektora Z poleciały butelki i kamienie. Sprowokowani kibice Juventusu, odpowiedzieli na agresywne zaczepki Anglików, inni ze strachu zaczęli się wycofywać w głąb trybuny. Wówczas, kilku belgijskich policjantów pilnujących porządku w tej części stadionu zauważyło, że brytyjscy chuligani zaczynają forsować ogrodzenie. Siatka oddzielająca fanów obu drużyn została szybko zniszczona i doszło do starć między kibicami przeciwnych drużyn. Anglicy byli uzbrojeni w kije, pręty wyrwane z ogrodzenia, a także kastety. Wśród Włochów wybuchła panika, każdy kto mógł uciekał z niebezpiecznego sektora. Ludzie tłoczyli się u dołu trybuny, tylko nielicznym udało się przeskoczyć ogrodzenie i przedostać na boisko. Setki stłoczonych ludzi walczyło o życie, policja była bezradna. Pod naporem tłumu, ściana oddzielająca widownię od murawy, runęła. Ludzie wysypali się na zewnątrz. Część osób zostało przygniecionych murem, inni ginęli tratowani przez spanikowany tłum.

Policja zdołała opanować sytuację dopiero po dwóch godzinach. Zewsząd dobiegał dźwięk syren – radiowozów i ambulansów. Karetki oraz helikoptery transportowały rannych do szpitala, wokół stadionu roiło się od służb porządkowych, ratowników i pracowników Czerwonego Krzyża. Ponad 600 osób umieszczono w szpitalach, część z nich trafiła na intensywną terapię. Jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Tragedia na Heysel pochłonęła 39 istnień. Najmłodszą ofiarą był Andrea Casula, 11-letni chłopiec, który przyszedł na mecz z tatą.

Lista ofiar:
Rocco Acerra Loris Messore
Bruno Balli Gianni Mastrolaco
Alfons Bos Sergio Bastino Mazzino
Giancarlo Bruschera Luciano Rocco Papaluca
Andrea Casula Luigi Pidone
Giovanni Casula Bento Pistolato
Nino Cerrullo Patrick Radcliffe
Willy Chielens Domenico Ragazzi
Giuseppina Conti Antonio Ragnanese
Dirk Daenecky Claude Robert
Dionisio Fabbro Mario Ronchi
Jacques François Domenico Russo
Eugenio Gagliano Tarcisio Salvi
Francesco Galli Gianfranco Sarto
Giancarlo Gonnelli Amedeo Giuseppe Spalaore
Alberto Guarini Mario Spanu
Giovacchino Landini Tarcisio Venturin
Roberto Lorentini Jean Michel Walla
Barbara Lusci Claudio Zavaroni
Franco Martelli

Relacje uczestników wydarzeń są wstrząsające. Giampietro Donamigo, sympatyk Juventusu, przeżył piekło, cudem uniknął śmierci. Jego wycieczka na piłkarski mecz przeistoczyła się nieoczekiwanie w podróż do kresów człowieczeństwa. W jednym z wywiadów wspomina:

Pamiętam chłopaka, który klęcząc błagał o litość. Pomyślałem sobie – co za głupiec… Tymczasem jeden z Brytyjczyków zamierzał mnie zaatakować, wywijając stalowym prętem. Wyglądał jak zwierzę, jak bestia. Ślina ciekła mu z ust, jego oczy były dzikie, musiał być pod wpływem narkotyków. Myślałem, że zbliża się mój koniec.

Giampietro Donamigo

Również w pamięci innych kibiców tragedia na Heysel odcisnęła głębokie piętno – wystarczy posłuchać relacji włoskich fanów: „Widziałem ludzi stratowanych na śmierć przez opanowany paniką tłum.”, „Widziałem za dużo. Widziałem śmierć na stadionie.”. W obliczu dramatu, jaki rozegrał się na trybunach, władze UEFA wraz z belgijskimi służbami porządkowymi, zebrali się, aby zdecydować, czy odwołać spotkanie.

W końcu podjęto decyzję, że finał Pucharu Europy jednak zostanie rozegrany. Kapitanowie obu drużyn wyszli na murawę i zapowiedzieli, że drużyny wybiegną na murawę. Mecz rozpoczął się o 21:30, jednak tamtego wieczora futbol zupełnie stracił znaczenie. Nikt nie przejmował się spotkaniem, każdy myślał o tragedii, która wydarzyła się na trybunach. Tak wspomina tamten wieczór Ian Rush, zawodnik Liverpoolu, który feralnego wieczora wystąpił w jedenastce The Reds:

Ian RushCiężko mówić o tamtym dniu. Myślę, że zostaliśmy pokrzywdzeni przez sędziego, Ronnie Whelan faulował przed polem karnym. Ale wszystkie boiskowe wydarzenia tracą znaczenie w obliczu tragedii, która się rozegrała na stadionie. Możesz popytać się zawodników, jak wspominają spotkanie i dostaniesz odpowiedź, że to był zwykły mecz. Nie żaden finał Pucharu Europy, najważniejszych klubowych rozgrywek. Po prostu zwykłe spotkanie, które każdy chciał jak najszybciej zakończyć i upewnić się, czy rodzina jest cała i zdrowa.

Ian Rush

W finale zwyciężył Juventus, zawodnicy odebrali puchar w szatni. Michel Platini, strzelec jedynego gola w meczu, powiedział „Puchar odebraliśmy w szatni. To nie była moja wizja futbolu.”. Po spotkaniu piłkarze obu ekip udały się do hotelów, oczywiście pod ochroną policji.

Kiedy piłkarze The Reds opuszczali Brukselę, pod hotelem, w którym się zatrzymali, zgromadzili się rozgoryczeni fani Juventusu. Wielu z nich miało pretensje do piłkarzy za agresywne zachowania pseudokibiców. Inni przyszli, aby wyrazić swój żal i smutek po utracie bliskich lub przyjaciół. Kenny Dalglish, zawodnik Liverpoolu, współczuł wszystkim zgromadzonym.

Kenny DalglishWidzieliśmy płaczących fanów Juventusu, którzy dobijali się do naszego autokaru, kiedy opuszczaliśmy hotel. Kiedy opuszczaliśmy Brukselę, włoscy fani byli wściekli. Mnóstwo policjantów ochraniało nasz pojazd. Pamiętam twarz jednego kibica, którą dojrzałem za szybą. Płakał i krzyczał. Szczerze mu współczułem. Współczułem każdemu, kto tamtego wieczora stracił swoich bliskich.

Kenny Dalglish

Cała Europa była wstrząśnięta tragedią. Zastanawiano się, czy można było uniknąć zamieszek i ofiar, szukano winnych. We Włoszech pojawił się nawet pomysł postawienia brytyjskich pseudokibiców przed sądem. Ostatecznie do tego nie doszło, a ukarane zostały kluby: Liverpool wykluczono z rozgrywek międzynarodowych na 6 lat, z kolei pozostałe angielskie drużyny na 5 lat. Rząd Margaret Thatcher oświadczył, że przeznaczy ponad 300 tys. dolarów na pomoc ofiarom tragedii.

Michel Platini i Ian Rush, kwiecień 2005 r.Wydarzenia, które rozegrały się na Heysel, zapisały czarną kartę w historii piłki nożnej. Mimo, że minęło już ponad 20 lat, kibice obu drużyn nadal pielęgnują pamięć o ofiarach tragedii. Do pięknego gestu ze strony kibiców Liverpoolu doszło podczas ćwierćfinałowego spotkania Ligi Mistrzów w 2005 roku, kiedy to na Anfield przyjechał zespół Starej Damy. Podczas minuty ciszy, angielscy fani utworzyli na trybunach mozaikę układającą się w napis „Amicizia” (wł. przyjaźń). Z kolei jedenastki obu ekip na murawę wyprowadzili Ian Rush i Michel Platini, którzy brali udział w meczu w Brukseli. Wychodząc na boisko, nieśli oni transparent, na którym widniało hasło „In Memory And Friendship” (ang. W imię Pamięci i Przyjaźni). W tym samym roku, nieco ponad miesiąc po rozegraniu wspomnianego spotkania, w miejscu, gdzie kiedyś stał stadion Heysel, wzniesiono pomnik poświęcony pamięci ofiar.

Dziś mija 24 rocznica tragedii. Choć minęło już tak wiele czasu, część fanów nadal nie potrafi pojednać się z kibicami rywali. Kiedy cztery lata temu sympatycy Liverpoolu oddali ofiarom hołd podczas spotkania z Juventusem na Anfield, część włoskich fanów odwróciła się plecami, lekceważąc gest Anglików. Mam nadzieję, że tym razem wszyscy piłkarscy kibice odłożą nienawiść na bok i wspólnie wspomną 39 osób, które zostały pogrzebane na Heysel. Futbol powinien jednoczyć, nie dzielić. W imię Pamięci i Przyjaźni.

Przewiń na górę strony