Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Manchester United: podsumowanie sezonu 2008/2009

Manchester United: podsumowanie sezonu 2008/2009

Manchester United: podsumowanie sezonu 2008/2009
Jako że jestem jednym z młodszych członków redakcji Redloga, to na mnie spoczęło niezbyt miłe zadanie polegające na opisaniu wszystkich spotkań Manchesteru United w tym sezonie w lidze angielskiej. To oczywiście żart – sam się za to zabrałem z własnej, nieprzymuszonej woli. Oto przed Wami, drodzy Czytelnicy, zbiór faktów a także przemyśleń, które przemykały przez moją głowę w tym sezonie – prawdziwa piguła prawdziwego kibica.

Manchester United 1:1 Newcastle United

Niezbyt dobre rozpoczęcie rozgrywek w wykonaniu Czerwonych Diabłów. Owszem, podopieczni Fergusona mieli przewagę, ale nie potrafili jej udokumentować. Bardzo słabo zaprezentował się w tym meczu Wayne Rooney, raziła też nieobecność Cristiano Ronaldo i Carlosa Teveza. Jakby tego było mało, przegrywaliśmy 0:1 po trafieniu Obafemiego Martinsa. Bohaterem United okazał się niepozorny chłopaczyna z numerem 24 na plecach – Darren Fletcher. Po świetnym podaniu leciwego Ryana Giggsa Szkot umieścił piłkę w siatce. Cóż, bywało lepiej, ale nie mamy powodów do przedwczesnej paniki. Remis na otwarcie taki zły w końcu nie jest.

Najbardziej gorliwy kibic: Cristiano Ronaldo (ekhm…)

Portsmouth 0:1 Manchester United

Pierwszy mecz mistrza Anglii na obcym stadionie. Po średnio udanej inauguracji, nadszedł czas rewanżu. Oczywiście, marzenia wielu z nas zostały prędko sprowadzone na ziemię. Drużyna znów nie błyszczała, ale już odrobinkę lepiej prezentował się Rooney. Jednak to nie on strzelił arcyważnego gola na wagę 3 punktów. To znowu Fletcher! Szkot chyba poczuł się bardzo pewnie zastępując Ronaldo. Triumf cieszy, ale wyśmienita postawa bladego niczym upiór w operze walczaka jeszcze bardziej. A jeszcze kilka miesięcy temu, niektórzy chcieli go sprzedawać… Teraz rzecz jasna wszyscy go bronią.

Liverpool 2:1 Manchester United

Przygotowaliśmy się na powtórne utarcie nosa naszym ulubionym rywalom, ale rzeczywistość okazała się wybitnie tragiczna. Mimo, iż prowadziliśmy 1:0 po trafieniu Teveza (asysta nowo pozyskanego Berbatowa!), to daliśmy sobie wbić 2 gole i zamiast radości, smutek zagościł w naszych jakże intensywnie czerwonych serduszkach. Przy bramce Riery, całkiem uroczym „swojakiem” popisał się Wes Brown, a przy golu Babela, Ryan Giggs pozwolił by siatkę założył mu najlepszy piłkarz ubiegłego spotkania tych drużyn na Old Trafford (3:0) Javier Mascherano. Płacz i zgrzytanie zębów dało się słyszeć w domach kibiców Red Devils. Tym bardziej, że kolejnym rywalem miała być…

Chelsea Londyn 1:1 Manchester United

Na szczęście, nie taki Londyn straszny jak go malują. Szkoda, że znów pozwoliliśmy wyszarpać sobie pewne zwycięstwo z ręki. Na 1:0 dla naszych ulubieńców po pięknej akcji strzelił Park. Koreańczyk wpakował piłkę do siatki, po tym, jak Petr Cech wybił przez siebie piłkę uderzaną przez Dimitara Berbatowa. Ciekawostką jest to, iż w bramce MU przez większą część meczu stał Tomasz Kuszczak. Polak zastąpił Edwina Van der Sara, który nabawił się, na szczęście, niegroźnego urazu. 10 minut przed końcem, gdy wydawało się, iż Diabełki wygrają, Rio Ferdinand nie upilnował Salomona Kalou i ten chytrym strzałem głową pokonał Kuszczaka. Polski bramkarz mógł się w tej sytuacji nieco lepiej zachować. Mimo wszystko, największym plusem owego spektaklu nie był wcale 1 punkt, ale powrót do gry Cristiano Ronaldo.

Parada meczu: Tomasz Kuszczak wspaniale obronił strzał znajdującego się na pozycji spalonej Floranta Maloudy. Owa interwencja nie została nigdzie odnotowana, ale co tam.

Manchester United 2:0 Bolton

Portugalczyk nie miał zamiaru zasypywać gruszek w popiele i od razu zabrał się za strzelanie goli. Nie przyszłoby mu to jednak tak łatwo, gdyby nie pomoc arbitra, który z lubością podyktował wymyślonego karnego przeciwko gościom. Cristiano nie pomylił się i pewnie trafił do siatki. Chwilę później, na boisku pojawił się Rooney. Anglik, z powodu beznadziejnej formy siedział od początku na ławce rezerwowych. Okazało się, iż wpuszczenie rozwścieczonego Anglika było strzałem w 10. Okazało się, iż CR współpracuje z nim lepiej niż z kimkolwiek innym. Fantastyczne podanie Ronaldo piętą do Wazzy, zwód tego drugiego i kapitalny „rogal” tuż przy słupku. 2:0! Czyżby Diabełki wracały do formy?

Blackburn 0:2 Manchester United

Tak, udało się! Wayne pokazał, iż jest strzelcem wyborowym, trafiając na 2:0, po świetnym podaniu od Ronaldo. Bomba Rooneya w okienko bramki Blackburn, była naprawdę piękna. Piękna jak sam… niestety nie autor trafienia. Cóż… Tym razem jednak, najlepszy na boisku był Wes Brown, który w zasadzie spełniał rolę drugiego prawego skrzydłowego, angażując się w niemal każdą akcję ofensywną, co bardzo się opłaciło – Wes strzelił bowiem gola na 1:0! Nikt nie wiedział, skąd ta nagła zmiana stylu gry Anglika. A tak nawiasem – A to dziwne! Rzec by się chciało. Dwóch graczy, uznawanych często za niegodnych noszenia koszulki z Diabłem na piersi, w tym sezonie grają coraz lepiej. Mowa oczywiście o Fletcherze, no i właśnie Brownie. Co będzie dalej?

Najładniejsza fryzura: Bujna czupryna Rooneya.

Manchester United 4:0 West Bromwich Albion

Po pierwszej, dość słabej pierwszej połowie, w drugiej gospodarze nie byli już tak gościnni. Strzelaninę rozpoczął Wayne Rooney po świetnym podaniu Berbatowa. Później, Ronaldo założył „siatkę” bramkarzowi i było już 2:0. Dośrodkowanie Naniego, strzał Dimitara – 3:0. Na samym końcu, Nani ze spokojem wpakował piłkę do siatki z najbliższej odległości. Widać było, że MU odzyskał dawną formę. Zawodnicy cieszą się kolejnymi golami, grają pięknie – no prawie jak niedościgniona Barcelona.

Największa eksplozja radości po zdobyciu gola: Szaleństwo Berbatowa.

Everton 1:1 Manchester United

Żaden fan United nie był szczególnie zadowolony po końcowym gwizdku sędziego. Czerwone Diabły wygrywały bowiem 1:0 po tym, jak świetną asystą popisał się Ryan Giggs a precyzją i skutecznością Darren Fletcher. Niestety, po przerwie naszym ulubieńcom chyba lekko coś się poprzestawiało w główkach i zagrali wyjątkowo słabo. Tragicznie mylił się Rio Ferdinand, który popełnił dwa kuriozalne błędy. Strzałem głową wyrównał Fellaini i skończyło się na podziale punktów. Cóż, szkoda.

Manchester United 2:0 West Ham United

W tym meczu niesamowitymi umiejętnościami błysnął Berbatow. To, co zrobił przy drugim golu Ronaldo trudno opisać. W niesamowity sposób ograł obrońcę gości tuż przy linii końcowej boiska, a następnie wyłożył piłkę jak na tacy Portugalczykowi („Siódemka” zdobyła też pierwszą bramkę, po ładnym uderzeniu lewą nogą.). Kibice długo nie mogli wyjść z podziwu nad trickiem Bułgara. Usiłując go naśladować na lekcji wychowania fizycznego kilka dni później wpadłem w drabinki rozbijając sobie boleśnie kolano.

Sztuczka techniczna sezonu: Czary-mary Dimitara B.

Manchester United 4:3 Hull City

Western na Old Trafford zakończył się triumfem gospodarzy. Dawno nie widziałem takiego meczu, muszę przyznać. 1:0, 1:1, 2:1, 3:1, 4:1, 4:2, 4:3. Końcowe minuty przypominały koszmar z którego trudno było się obudzić. Po końcowym gwizdku sędziego długo stałem na progu domu czerpiąc zimne powietrze w celu uspokojenia skołatanych nerwów. Tygrysy pokazały, że mają ochotę bić faworytów. Tym razem na szczęście im się to nie udało. Bramki dla MU zdobywali: Ronaldo (na 1:0 i 3:1), Carrick (2:0) i Vidic (4:1). Okazało się, że Serb uratował nam skórę! Ech, coś słabo się spisuje ta nasza obrona…

Arsenal Londyn 2:1 Manchester United

To nie był dzień Gary’ego Neville’a. Kapitan i żywa legenda klubu z Old Trafford tym razem koszmarnie zawalił. Nie mógł sobie poradzić z Samirem Nasrim i był raz po raz niemiłosiernie ogrywany. W dodatku, po strzale Francuza lewą nogą – słabym strzale, warto dodać – piłka trafiła w nogę rozpaczliwie interweniującego Anglika i wpadła do siatki. W drugiej połowie, Gary nie spisywał się lepiej. Kompletnie nie radził sobie z atakami Arsenalu przeprowadzanymi jego stroną. Jakby mało było tych upokorzeń, to dodatkowo Neville zaspał i przy drugim trafieniu Nasriego. Przegrywaliśmy 0:2, a szkoda, bo mieliśmy też swoje szanse na zdobycie goli, niestety marnowali je Rooney i Ronaldo. W końcu, Ferguson zdjął poniżanego co chwila kapitana a w jego miejsce wprowadził Rafaela da Silvę. Brazylijczyk wyłączył z gry Nasriego, oraz wciąż angażował się w działania ofensywne. Już w doliczonym czasie gry, fantastycznym uderzeniem lewą nogą z linii szesnastego metra ustalił wynik meczu. 2:1 w szlagierowym starciu gigantów. Cóż, fani pięknej piłki nie mogli narzekać na brak emocji…

Najdziwniejszy moment: Zachęcanie innych zawodników MU do walki przez… Rafaela.

Manchester United 5:0 Stoke

Fantastyczny popis podopiecznych Fergusona. Już przed meczem mówiono, że Stoke nie mogło trafić na gorszy termin spotkania z Red Devils, niż kolejkę po porażce z Arsenalem. Faktycznie, przyjezdni nie zapamiętają tego spotkania jako ich ulubionego w sezonie. Już na samym początku tejże bitwy, genialnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Cristiano Ronaldo. Piłka wyczyniała w powietrzu takie cuda, że zwykle solidny bramkarz gości, Duńczyk Sorensen, nie potrafił jej sparować. Cristiano także ustalił wynik meczu, również po uderzeniu z wolnego. Była to zdecydowanie wersja light petardy z trzeciej minuty, ale mimo to, łaciata wpadła do bramki. Gola na 2:0 po fantastycznym strzale zdobył Michael Carrick. Na 3:0 podwyższył po ładnym podaniu Teveza Dimitar Berbatow. Bramka na 4:0 była istnym majstersztykiem. Zdobył ją wprowadzony w sześćdziesiątej trzeciej minucie w miejsce Ji Sung Parka, Danny Welbeck. Młody Anglik podciągnął z piłką kilka metrów i z około dwudziestu pięciu huknął w samo okienko! Cud, miód i orzeszki!
Godny zapamiętania moment: Gole numer sto i sto jeden w wykonaniu CR.

Aston Villa 0:0 Manchester United

Nudne widowisko na Villa Park. Gracze United mieli niezłe okazje na strzelenie gola, ale zmarnowali je Park i Ronaldo. Koszmarnie zaprezentował się Carlos Tevez, był to chyba jego najgorszy występ w koszulce MU. Gospodarze również nie pałali ochotą zmienienia wyniku, przez co sytuacji bramkowych mieliśmy jak na lekarstwo.
Dla mnie jednak, ten mecz był szczególny. Kilka godzin po jego zakończeniu, dokładnie o 00.21 zmarł mój Ojciec. Wiem, że to spotkanie zapamiętam na bardzo długo, choć jego jakość pozostawiała sporo do życzenia…

Manchester City 0:1 Manchester United

Derby Manchesteru zawsze są świętem kibiców obu stołecznych klubów. W poprzednim sezonie Niebiescy urwali mistrzowi aż sześć punktów wygrywając 1:0 u siebie i 2:1 na wyjeździe. Teraz jednak, Diabły pałały olbrzymią chęcią rewanżu, co było widać od samego początku. Mimo zmasowanej ofensywy, strzały Berbatowa, Evry i Ronaldo nie mogły znaleźć drogi do siatki. Wreszcie, w czterdziestej pierwszej minucie, udało się! Park w olbrzymim podbramkowym tłoku odegrał do Carricka, ten świetnym strzałem starał się zaskoczyć Harta. Młody bramkarz gospodarzy zdołał sparować piłkę, ale uczynił to tak niefortunnie, że wpadła ona wprost pod nogi Rooneya. 1:0! Świętowanie gola przez Wayne’a było piękniejsze niż gesty kibiców City w jego kierunku. Manchester is Red!
Najnowsza fobia: Piłkofobia w wykonaniu Cristiano Ronaldo bojącego się iż łaciata zmasakruje mu misternie tworzoną fryzurę.

Manchester United 1:0 Sunderland

Jedno ze spotkań, które podobno udowadnia tezę, jakoby piłkarze MU mieli więcej szczęścia niż rozumu. Diabły męczyły się z drużyną która pozostała bez trenera niemiłosiernie. Przez niemal całe spotkanie wszystkie akcje gospodarzy były uroczo spartaczone. Dopiero w ostatnich sekundach, gdy mniej wierzący fani najlepszej drużyny świata już powychodzili z Old Trafford, zdarzyło się coś niesamowitego. Oto piłkę po podaniu Rafaela przyjął Carrick. Anglik bez zastanowienia kropnął na bramkę rywali. Piłka po drodze odbiła się od nóg jednego z gości i… trafiła w słupek! Ze łzami wściekłości w oczach patrzyłem, jak Vidic dobija na pustą bramkę. Byłem pewny że jest spalony. Nie! Nic z tego! Mamy 1:0! Nemanja, we love you!

Tottenham Hotspur 0:0 Manchester United

Kolejny remis, kolejne stracone punkty. Przyznaję, że zaczyna mnie to nieco irytować. Tottenham jest ekipą, którą spokojnie możemy pokonać, ale nie! Naszych ulubieńców, a zwłaszcza Dimitara chyba przygniotła duszna atmosfera na White Hart Lane. Od początku meczu, Diabły były niemiłosiernie wygwizdywane, co raczej im nie pomagało. Dobrze, że chociaż Edwin spisał się na medal i obronił dwa bardzo groźne strzały. W końcówce meczu, trzy punkty mógł nam zapewnić Giggs, ale jego uderzenie z rzutu wolnego w fantastycznym stylu obronił Gomes.

Stoke 0:1 Manchester United

Święta, święta i… liga angielska. Nie ma to, jak wrócić ze świątecznego spaceru i zasiąść przed ekranem telewizora z talerzem sałatki w jednej ręce, ulubionym napojem w drugiej oraz uśmiechem na ustach spowodowanym brakiem prądu u sąsiada. Jeszcze gdyby można było w spokoju obejrzeć mecz, to byłoby idealnie. Niestety, Czerwone Diabły (no, w tym przypadku niebieskie) wcale nie miały ochoty sprawiać nam świątecznej niespodzianki w postaci wbicia Stoke pięciu goli. Skończyło się na jednym. W starym dobrym stylu prawą stroną ruszył Neville, podał do Berbatowa, ten pozbył się obrońcy i (Strzelał? Podawał?) trafił piłką wprost na nogę Carlosa Teveza. 1:0, a świętym Mikołajem zostaje Argentyńczyk. Merry Christmas!

Najlepszy powrót do przeszłości: Tevez znowu ratujący nam punkty w ostatnich minutach.

Manchester United 1:0 Middlesbrough

Ten mecz był popisem jednego zawodnika. Mowa oczywiście o Dimitarze Berbatowie, który rozegrał kapitalne zawody i na dodatek strzelił gola o wadze trzech punktów. Ten występ chyba ostatecznie zamknął usta krytykom Bułgara, który co rusz popisywał się znakomitymi zagraniami do partnerów. Jego przegląd pola i technika to naprawdę „international level”. Zastanawiam się czasem – co z tego że nie biega tyle co Tevez, nie robi tylu wślizgów, nie hasa przez dziewięćdziesiąt minut, skoro w jednym, najważniejszym momencie znajdzie się w odpowiednim miejscu i strzeli nie do obrony?

Manchester United 3:0 Chelsea Londyn

Wielu, nawet tych najbardziej zagorzałych kibiców Red Devils obawiało się tego spotkania. Czerwone Diabełki bowiem nie prezentowały się ostatnio najlepiej, a przyszło im się zmierzyć z londyńską Chelsea. Co gorsza, Ferguson postanowił desygnować do gry w środku pomocy Darrena Fletchera w parze z Ryanem Giggsem. Niektórzy fani już pukali się w głowę przewidując bardzo niemiłe zakończenie tego spotkania. Nic bardziej mylnego! Najpierw, po rzucie wolnym Giggsa, strzelał Berbatow, ale ostatecznie strzał ten zamienił się w asystę z której skorzystał Vidic pakując piłkę głową do siatki. Do przerwy 1:0! W drugiej połowie, oglądaliśmy jeszcze dwa trafienia gospodarzy. Najpierw, po centrze Evry idealnie przymierzył Rooney, a w końcówce, po podaniu z wolnego Ronaldo z bliska zapakował piłkę do bramki Dimitar Berbatow. Pogrom na Old Trafford!

Najpiękniejszy moment: Bieg rozwścieczonego Rooneya do sędziego liniowego po nie uznaniu gola Cristiano Ronaldo.

Manchester United 1:0 Wigan Athletic

Tym razem, Diabły nie wysilały się zbytnio i zwycięstwo zapewniły sobie już w… pięćdziesiątej pierwszej sekundzie! Wtedy to, po kapitalnym przerzucie piłki przez Berbatowa do Ronaldo, Cris idealnie wyłożył piłkę Rooney’owi. Anglik nie miał problemów z umieszczeniem łaciatej w siatce. Niestety, chwilę później napastnik reprezentacji Dumnych Synów Albionu musiał opuścić boisko. Bez niego, United nie atakowali już z taką ochotą. Szanse były, Ronaldo i spółka próbowali coś wykombinować, ale niewiele z tego wychodziło. Zresztą, kogo to obchodzi? Mamy kolejne trzy oczka i to się liczy…

Bolton 0:1 Manchester United

Po raz kolejny wykazaliśmy brak litości dla rywali. Tym razem katem okazał się Berbatow. Wielki udział przy jego trafieniu z osiemdziesiątej dziewiątej minuty miał również Tevez, który w jakiś dziwny sposób uwolnił się spod opieki dwóch obrońców i dograł piłkę wprost na głowę Bułgara. Ależ to była radość! Fani Kłusaków byli załamani, a myśmy się radowali, jak nie przymierzając małpa dynamitem. Co z tego, że nie gramy zgodnie z duchem Joga Bonito, co z tego, że Berbatow nie biega a Tevez jest brzydki – wygrywamy!

West Bromwich Albion 0:5 Manchester United

Tym razem, ci bardziej wybredni fani MU wreszcie mieli powody do dumy. Czerwone Diabły zdobyły bowiem na The Hawthorns aż pięć bramek! Najpierw, po świetnej akcji między Carrickiem i Berbatowem, ten drugi idealnie przymierzył obok Carsona i zrobiło się 1:0. Następnie, po rzucie rożnym wykonywanym przez Giggsa, bramkarz WBA wypuścił piłkę z rąk – na to tylko czekał Apacz – 2:0! Po zmianie stron, kolejnym udanym podaniem z rożnego popisał się Ryan, tym razem na głowę Vidica – 3:0! Nie minęło zbyt dużo czasu, a… Znowu świetne podanie Walijczyka, tym razem wykorzystał Cristiano Ronaldo, który trafił po raz pierwszy od dziewięciu meczów w lidze! Pięć minut później, do Portugalczyka ładnie odegrał futbolówkę Berba i Ronaldo zakończył strzelaninę. Kapitalna postawa Dimitara, Ryana i Cristiano – brawo!

Najbardziej pobożny: Scott Carson. Przy jego interwencjach wszyscy fani WBA modlili się, by tym razem niczego nie spartaczył.

Manchester United 1:0 Everton

Niezbyt frapujące widowisko, żeby nie powiedzieć nudne. Owszem, mieliśmy sytuacje Teveza i Ronaldo z jednej oraz Artety i Cahilla z drugiej strony. Na próżno! Obaj bramkarze spisywali się całkiem zacnie, zwłaszcza Tim Howard, nasz dawny znajomy. Jedyny gol padł w czterdziestej czwartej minucie. Oto bowiem, Arteta sfaulował w polu karnym Carricka, a sędzia nie miał wątpliwości co do podjęcia decyzji. Piłkę na wapnie ustawił Ronaldo i pokonał Howarda. Warto pochwalić za ten mecz Carricka, CR, całą obronę i Carlosa Teveza. Argentyńczyk nadal pokazuje, że ma ochotę walczyć o miejsce w pierwszym składzie.

West Ham United 0:1 Manchester United

Giggs, we love you. To zdanie, można było przeczytać na każdym portalu poświęconym Manchesterowi. To bowiem właśnie Ryan, po kosmicznej wręcz akcji, kiedy minął w swoim słynnym i nie do podrobienia stylu dwóch rywali, popisał się doskonałym uderzeniem z prawej (!) nogi. Piłka turlała się po ziemi i wpadła do siatki. Ekstaza! Czegoś takiego dawno nie widziałem. Czymże bowiem są wolne Ronaldo, crossy Scholesa, bomby Rooney’a czy prostopadłe podania Berbatowa przy odrodzeniu się Walijskiego Smoka?! Już kilka razy oglądaliśmy w tym sezonie niesamowite akcje przeprowadzane przez leciwego skrzydłowego, ale tą pobił wszystko. Mimo, że cały jego występ nie rzucał na kolana, to ta jedna jedyna próbka umiejętności była wspaniała. Bardzo dobrze zaprezentował się także John O’Shea, który powoli wyrasta nam na prawego obrońcę z prawdziwego zdarzenia…

Najpiękniejszy cios: Potrójny klaps po zdobyciu gola w wykonaniu Ronaldo w czerep Rio Ferdinanda.

Manchester United 3:0 Fulham

Mówiło się już wiele razy, że dawną złotą generację trzeba powoli odstawić do kąta. A tu proszę, nie dość że niesamowicie gra Ryan Giggs, to jeszcze Paul Scholes stara się dotrzymywać mu kroku. W meczu z Fulham Anglik grał po prostu niesamowicie. Rozdzielał piłki z milimetrową dokładnością, źle podał bodajże jeden jedyny raz. Na dodatek, Rudy postanowił zabawić się w strzelca wyborowego, co oczywiście zakończyło się golem na 1:0. Paul kropnął po rzucie rożnym wykonywanym przez Carricka zza linii pola karnego. Fakt, Schwarzer popełnił błąd, ale samo złożenie się do strzału i jego moc była godna pozazdroszczenia. Dwa pozostałe gole wbili Dimitar Berbatow i powracający po kontuzji Wayne Rooney. Van der Sar natomiast po raz czternasty z rzędu nie musiał wyciągać piłki z siatki.

Manchester United 2:1 Blackburn

No i w końcu straciliśmy gola. Tym razem, w bramce stał Tomasz Kuszczak i nie zaliczy tego występu do najbardziej udanych. Miał bowiem sporo winy przy trafieniu Santa Cruza; niepotrzebnie wychodził z bramki. Na szczęście, był to gol na 1:1, bo przedtem, po bardzo ładnej asyście Naniego Robinsona pokonał Rooney. Gdy wielu z nas spodziewało się remisu, do głosu doszedł Cristiano Ronaldo. Portugalczyk fenomenalnym rogalem z rzutu wolnego ustalił wynik meczu. I tylko rekordu, rekordu żal…

Newcastle United 1:2 Manchester United

Tym razem już sam Edwin zakończył swój rekord. W poprzedniej kolejce bronił bowiem Kuszczak, a zatem padł tylko wynik MU, nie samego Van der Sara, który mógł jeszcze go śrubować dalej. Niestety, Holender popełnił błąd już w dziewiątej minucie, a Lovenkrands bez wahania z niego skorzystał. Na szczęście, świetną partię rozgrywał Rooney, który strzelał z każdej możliwej pozycji i w dwudziestej minucie uderzeniem lewą nogą pokonał Harpera. Strata punktów mogła się okazać bardzo kosztowna, więc Diabły ruszyły do frontalnego ataku. Dziesięć minut po wznowieniu drugiej części gry, Park zdołał podać w trudnej sytuacji do Berbatowa, a ten umieścił piłkę w siatce. Kolejne zwycięstwo! Czy ktoś nas zatrzyma?

Manchester United 1:4 Liverpool

Chce się wyć. Buńczuczne zapowiedzi Rooneya, wielkie podniecenie wśród kibiców i klapa na całego. Owszem, znowu jako pierwsi objęliśmy prowadzenie, tym razem po golu CR z rzutu karnego. Niestety, gospodarze, zamiast ruszyć jeszcze bardziej do ataku, zaczęli grać nonszalancko i pozwalać przeciwnikom na zbyt dużo. Jakby tego było mało, koszmarnie mylili się Nemanja Vidic i Patrice Evra. Serb zawalił pierwszą bramkę, gdy źle odczytał lot piłki i pozwolił, by dopadł do niej Fernando Torres, oraz trzecią, kiedy to sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Gerrarda, za co wyleciał z boiska. Po tym zagraniu, goście dostali rzut wolny, który wykorzystał Aurelio. Evra z kolei skosił równo z trawą kapitana The Reds w polu karnym. Anglik pewnie wykorzystał karnego. Przysięgam, że gdybym był na Old Trafford i widział całującego kamerę i cieszącego się jak małpa dynamitem Gerrarda, cisnąłbym w niego czymkolwiek, byleby go zabolało. Dzieła zniszczenia dopełnił Dossena, który z kilkunastu metrów lobował podłamanego Van der Sara.

Najbardziej irytujący moment: Całowanie przez Stefana kamery po golu na 2:1.

Fulham 2:0 Manchester United

O, kurza twarz. O ile porażkę z Liverpoolem jakoś udało się nam, kibicom przyjąć do wiadomości, o tyle blamaż na Craven Cottage już nie. Zwłaszcza, że przegraliśmy na własne życzenie, głównie przez – po raz kolejny w swojej karierze – bawiącego się w siatkarza Paula Scholesa. Anglik obejrzał czerwoną kartkę już na początku meczu, a jakby tego było mało, Fuham dostało rzut karny, który rzecz jasna wykorzystało. Dalej, było jeszcze gorzej. Nieporadne próby ataków, niecelne strzały podopiecznych Fergusona. Szkot posłał w bój Wayne’a Rooneya’a, ale osiągnął aż tyle, że młody Anglik również obejrzał czerwień, tym razem za niesportowe zachowanie. Na domiar złego, zostaliśmy jeszcze dobici golem na 2:0. Blamaż.

Manchester United 3:2 Aston Villa

O matko z córką, cóż to był za mecz. Czerwone Diabły grały bez Rooneya, Scholesa, Berbatowa, Teveza i Ferdinanda. Nasz skład nie wyglądał zatem szczególnie imponująco, a jakby tego było mało, przystępowaliśmy do batalii z AV po dwóch porażkach w lidze z rzędu. Początek był wyśniony – z rzutu wolnego pośredniego wspaniale uderzył Cristiano i Old Trafford oszalało. Niestety! 1:1 – Carew, 1:2 – Agbonlahor. No szlag mnie trafiał. Byłem załamany, płakać mi się chciało. Jakby mało było złych wiadomości, to na boisku pojawił się niejaki Federico Macheda. Super, na pewno wygramy – pomyślałem z nikłą nutką entuzjazmu. Na szczęście, coś lub ktoś czuwał nad Diabłami i… Zdarzył się cud. Do wyrównania doprowadził Ronaldo, popisując się bardzo celnym uderzeniem z lewej nogi. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, Giggsy podał do Machedy i…. Aj, nie będę wrzeszczał, w końcu Redlog to kulturalny blog. Fajnie, że wygraliśmy.
Najbardziej apetyczny gol: Rogal Machedy.

Sunderland 1:2 Manchester United

Kolejny ciężki mecz. Tym razem na Stadium of Light Diabły walczyły z Czarnymi Kotami. Poprzednie starcie obu ekip było niezwykle dramatyczne i zakończyło się dla mistrzów Anglii bardzo szczęśliwie. Tym razem, było równie trudno. Owszem, United wygrywali 1:0 po świetnej asyście Rooneya i uderzeniu głową Scholesa, ale niestety, szybko nadeszło wyrównanie… 1:1 – Kenvin Jones. Sir Alex w akcie rozpaczy po raz drugi posłał do boju rezerwowego Federico Machedę i po raz drugi zdarzył się cud. Strzał Carricka, Włoch dostawia nogę – 2:1! Coś niezwykłego. I kto powiedział, że tylko na Emiratach mają utalentowaną młodzież?

Manchester United 2:0 Portsmouth

Nie ma to jak relaksacja przed telewizorem. Spokojna wygrana, brak niepotrzebnych nerwów… W tym meczu bardzo mi się podobała postawa Andersona. Nie dość, że rozpoczął akcję po której Rooney strzelił gola na 1:0, to jeszcze przez cały mecz walczył i starał się strzelić gola. Szkoda, że znowu mu się to nie udało. Warto także podkreślić udział Giggsa przy wspomnianym trafieniu. Walijczyk ustawił się idealnie na linii z obrońcami i idealnie wyłożył piłkę naszemu kochanemu Shrekowi. Na 2:0 trafił Carrick, wykorzystując ładne podanie Scholesa. Widać było, że United wracają na właściwe tory.

Manchester United 5:2 Tottenham

Jeden z najbardziej niesamowitych meczów, jaki rozegrał się na Old Trafford w ostatnich kilku sezonach. Do przerwy Diabły przegrywały 0:2, po trafieniach Benta i Modrica. W czterdziestej szóstej minucie na boisku pojawił się Carlos Tevez zmieniając bezproduktywnego po raz kolejny Naniego. Roszada okazała się jak najbardziej trafiona, bo z Argentyńczykiem w szeregach gra wyglądała znacznie lepiej. Najpierw, po podaniu Rooneya, Carrick wyszedł na czystą pozycję. Sędzia uznał, iż Gomes faulował angielskiego pomocnika i podyktował rzut karny który wykorzystał Ronaldo. Następnie, po akcji w trójkącie Berbatow-Tevez-Rooney, ostatni umieścił piłkę w siatce między nogami obrońcy. Dwie minuty później, genialny cross Wayne’a uwieńczył pięknym szczupakiem Cristiano. 3:2! Jakby tego było mało, po podaniu CR kolejnego gola zdobył Roo. Ostatnim aktem tego przedstawienia było trafienie do siatki przez Dimitara Berbatowa. Niesamowity mecz, niesamowita radość. 5:2 w Teatrze Marzeń!

Najgłośniejszy wrzask: Mój, po golu Ronaldo na 3:2. Aż rodzinka doglądająca grilla na dworze przybiegła zbadać skąd tyle hałasu.

Middlesbrough 0:2 Manchester United

Bez Cristiano Ronaldo i z trzema punktami? Jak najbardziej! Portugalski skrzydłowy zasiadł tym razem na ławce rezerwowych, ale jego koledzy spisali się na medal. Ferguson postanowił dać szansę kilku zakurzonym grajkom, m.in. Parkowi, a ten odwdzięczył się piękną bramką na 2:0. Pierwszego gola, jeszcze ładniejszego, zdobył Ryan Giggs. Walijczyk podobno nie umie na stare lata kopać z dalszej odległości niż osiem i pół metra, ale… Proszę bardzo. Fantastyczny strzał z szesnastki wylądował w siatce gospodarzy. Do tego ta elegancka radość po trafieniu… Ach ten nasz arbiter elegantiae.

Manchester United 2:0 Manchester City

Tak się przechwalali, tyle wydawali i nic im to nie dało. Niebiescy nie istnieli w starciu z Czerwonymi. A wydawać by się mogło, że zdołają coś ugrać, bo wśród gwiazd z Old Trafford zabrakło w pierwszym składzie Rooneya, którego zastąpił Tevez. Nic z tego! Najpierw świetnym strzałem z wolnego popisał się Ronaldo, a następnie, po bardzo ładnym przyjęciu i oddaniu piłki przez Berbatowa, perfekcyjnie przymierzył „Nieokrzesaniec”, który kilkanaście minut wcześniej kropnął w spojenie słupka z poprzeczką. Szczerze mówiąc, spodziewałem się po tym spektaklu czegoś więcej, ale cóż… Manchester is Red!
Najszlachetniejszy gest: Odrzucenie cieplejszego umundurowania przez Cristiano Ronaldo.

Wigan Athletic 1:2 Manchester United

Krok od tytułu! Tym razem, Czerwone Diabły udały się na zwiedzanie przybytku o dumnej nazwie „JJB Stadium”. Od początku naszym szło jak po grudzie. Gdyby nie to, że Valencia spanikował mając przed sobą Edwina a za plecami Nemanję, niechybnie byłoby 1:0. Jednak co się odwlecze… W dwudziestej drugiej minucie, Vidic chyba wpadł w jakieś kontinuum czasoprzestrzenne, bo najpierw nie wiedział gdzie jest, a później wsadził głowę między nogi Hugo Rodallegi. Niewiele to pomogło, bo napastnik gospodarzy wepchnął już piłkę do siatki. 1:0! Koszmar. Na szczęście, Ferguson wykazał się przytomnością umysłu i w drugiej połowie wprowadził na boisku Carlosa Teveza. A ten, przy jednym z pierwszych kontaktów z piłką od razu zdobył gola! Uderzał Carrick, a Argentyńczyk stał na linii strzału. Sprytni uderzył piętą i łaciata posłusznie wpadła do siatki. Fantastyczny gol! Na 2:1, tym razem po wspaniałym podaniu O’Shea strzelił Carrick. Anglik idealnie przymierzył lewą nogą – osiemdziesiąta szósta minuta i trzy punkty w kieszeni! Jeszcze chwila oczekiwania… Udało się. Teraz, tylko ugrać coś z Kanonierami…!

Najciekawsza ciekawostka: Carrick w tym sezonie zdobywał bramki wyłącznie na 2:X. Tak było ze Stoke (2:0), Hull (2:1), Portsmouth (2:0) i wreszcie z Wigan (2:1).

Manchester United 0:0 Arsenal Londyn

No i po zawodach. Remis w pełni nas satysfakcjonował. Drużyna gospodarzy nie spisała się jakoś wybitnie, ale najważniejsze jest to, że nie dała sobie strzelić gola. Widać było brak łącznika między pomocą a atakiem, kogoś takiego jak Berbatow, który w tym meczu siedział na ławce rezerwowych. Mecz faktycznie nie zachwycił, były momenty w których chciało się spać, lub iść na spacer, jednak to, co działo się po końcowym gwizdku sędziego… MAMY MISTRZOSTWO!!! Totalna euforia na Old Trafford, ja szaleję przed telewizorem, śpiewam „Take me home…” i tym podobne, i tak dalej. Fantastycznie spisał się Canal + Sport, który tym razem zademonstrował najważniejszą część fety. Gdy Gary podniósł puchar, miałem łzy w oczach. Łzy smutku, strachu, bólu i wreszcie radości. Coś pięknego…

Najlepszy dyrygent: Carlos Tevez. Gdy sędzia techniczny pokazał tabliczkę a na niej cyfry 13-32, fani na Old Trafford wydali zgodny krzyk: „Buuuuu”. Wystarczyło, że Apacz podniósł ręce a kibice zmienili go na „Yeeeee”.

Hull City 0:1 Manchester United

Diabły, a właściwie Diablątka wyszły na to spotkanie w bardzo eksperymentalnym zestawieniu. Na placu gry pojawili się m.in. Martin, Gibson, Eckersley, Kuszczak, czy debiutant Richie de Laet. Mimo to, United zdołali wygrać to spotkanie, po pięknym uderzeniu z dwudziestu pięciu metrów Darrona Gibsona. A wynik mógłby być jeszcze wyższy, gdyby Danny Welbeck nie był aż takim samolubem. Mimo wszystko, młodzież spisała się całkiem przyzwoicie. Zakończyliśmy sezon zwycięstwem – to jest najważniejsze.


Na tym kończy się nasza przygoda z sezonem 2008/2009. Przed nami wakacje, a pod ich koniec kolejne emocje. Czy Diabły strącą Liverpool z ich pieprzonej grzędy? Czy znów przegramy z kimś w lidze dwa razy z rzędu? Czy Ronaldo odzyska koronę króla strzelców? Ech, ja już nie mogę się doczekać!

Glory, Glory Man United!!!

Przewiń na górę strony