Nie przegap
Strona główna / Trudne tematy / Mizoginia w świecie piłkarskim, czyli od dziewczyny-kibica słów kilka.

Mizoginia w świecie piłkarskim, czyli od dziewczyny-kibica słów kilka.

Mizoginia w świecie piłkarskim
Jak zostać kibicem? Nic prostszego. Wystarczy wybrać jakąś drużynę, nabyć o niej podstawową wiedzę, obejrzeć parę spotkań, być na bieżąco z aktualnościami. Czasem założyć koszulkę lub szalik, wybrać się do pubu lub na stadion i głośno dopingować „swoich”. Wtedy już nikt postronny nie ma wątpliwości – to prawdziwy fan, czyż nie? No, oczywiście zakładając, że ów fan jest facetem.

Z pojęciem równouprawnienia stykamy się od kilku dekad. I wygląda na to, że w wielu kwestiach feministki dopięły swego. Chodzą w spodniach, robią kariery, nie wstydzą się swoich pensji, bawią się jak mężczyźni. I, jeśli chcą, interesują się tym, co mężczyźni.

Ale jeśli powiem, że gram na komputerze, prawdopodobieństwo że ktoś zapyta „Co, w Simsy?” jest więcej niż realne. Jeśli jednak rzucę choćby jednym klasycznym tytułem, nikt nie będzie miał wątpliwości, że „ona się zna”. Sprawa motoryzacji wygląda podobnie – nie muszę przedstawiać szczegółowych parametrów silnika Lamborghini Miury z 1967 roku, by rozmówca przyjął do wiadomości, że mogę interesować się samochodami, czy wręcz – że mogę je kochać. Przykłady tego typu można by mnożyć, nie tyle w nieskończoność, co do momentu nieuniknionej refleksji – jeśli jest tak pięknie, to czemu cierpię na coś, co nazywam kompleksem kibicki? Czemu, wypowiadając się w pierwszej osobie na forach i w komentarzach, skrzętnie i umiejętnie omijam stronę czynną czasownika? Czemu podpisuję się uniwersalnym dla obu płci nickiem? Czemu, jeśli rozmawiam na tematy piłkarskie poza światem wirtualnym, już na wstępie próbuję udowodnić, że wiem, czym jest spalony i że wcale nie mam planów matrymonialnych związanych z osobą Franka Lamparda? Skąd ten mizoginizm w środowisku fanów piłki nożnej? A może my, kobiety, same jesteśmy sobie winne?

Weźmy dowolną imprezę piłkarską. Jaki obraz kibiców wyłania się nam w momencie, kiedy kamera skierowana jest na ludzi zasiadających na trybunach? Zdecydowanie większą grupę stanowią mężczyźni, którzy poza barwami narodowymi, na twarzach mają wymalowane również emocje i swoistą pasję do tego sportu. Jednak to kobiety są częściej wychwytywane przez znudzonego realizatora, gdyż miast prezentować oddanie drużynie, prezentują swe wdzięki, radośnie zrzucając zbędne części garderoby lub żywiołowo tańcząc i podskakując. Oczywiście, to też jakaś forma zabawy, a tym z założenia jest kibicowanie czy wręcz sport jako taki. W praktyce jednak kobietka czerpiąca radość z samej imprezy, nie zaś z wydarzeń na boisku, jest automatycznie skreślona przez większość „poważnych kibiców”, dla których futbol jest religią, nie formą rozrywki porównywalnej z pójściem do – bynajmniej nie piłkarskiego – klubu.

Jeśli przyjrzymy się różnej maści portalom społecznościowym, sprawa wygląda jeszcze gorzej. Jedna rzekoma fanka futbolu ograniczy się do wstawiania zdjęć zrobionych piłkarzom w trakcie wymiany koszulek, opatrzonych podpisami w stylu „mój kochany Torresik/Ronaldo/Arturek”, masą buziaczków i serduszek, inna zaś będzie pozować z palcami ułożonymi w charakterystyczną „elkę” [znak Legii Warszawa, popularny wśród gorących 13-stek środowiska warszawskiego – dop. Red] i nieodłączną flaszką taniej wódki, by udowodnić, że „jest hardkorem” :). I jak tu nie ulegać stereotypowi kibicki jako niezbyt rozgarniętej laski, wykorzystującej ten szacowny sport, by przypodobać się mężczyznom, ewentualnie oglądającej mecze w nadziei na jak najczęstsze zbliżenia kamery na co atrakcyjniejszych zawodników?

Tak więc – rozumiem każdego mężczyznę z dystansem podchodzącego do kobietek, które mienią się kibicami. Rozumiem doskonale, bo sama po wielokroć, widząc powyższe zjawisko, miewałam refleksje natury „i to przez takie jak wy ja muszę ukrywać swoją płeć, żeby ktoś w ogóle przeczytał, co mam do powiedzenia!” i sama początkowo z rezerwą traktuję współwyznawczynie wiary. Z tym że ja, w odróżnieniu do całej rzeszy mężczyzn, raz przekonana o szczerości zamiarów innej dziewczyny, z uwagą będę słuchać wszystkiego, co powie w tym temacie. Bo sedno problemu nie polega na obawie, że albo mnie z miejsca zaszufladkują jako tę, która udaje kibica dla szeroko pojętego lansu, albo zbyją pytaniem w stylu „no dobra, to kto ci się podoba w tej Chelsea? Lampard czy Terry?”. Mylne wrażenie na temat tego, czemu kibicuję, da się zatrzeć w ciągu kilku minut rozmowy. Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej, gdyż każda dziewoja, która pomyślnie przejdzie test na prawdziwego kibica, ma przed sobą jeszcze jeden – na znawczynię tego sportu. Jeśli go nie zda, co prawda wciąż będzie mogła cieszyć się wolnością od krzywych spojrzeń i upokarzających pytań, ale na równość i braterstwo nie ma co liczyć.

Powiecie, że standardy te stosujecie zarówno wobec kobiet, jak i mężczyzn. A ja się z tym nie zgodzę. Z moich doświadczeń wynika, że procedura wobec nowo przybyłego kibica jedynej słusznej płci wygląda dokładnie odwrotnie – on dostaje kredyt zaufania na wstępie. Oczywiście, jeśli się postara, to szacunek straci. Tymczasem kobietka musi się naprawdę nieźle nagimnastykować, żeby go w ogóle zyskać.

Dowody? Przeprowadźcie następujący eksperyment: dodajcie na jakimś portalu z newsami piłkarskimi komentarz, poruszający kontrowersyjny temat, podpisując się Kasia bądź Ania. A następnie porównajcie zainteresowanie, jakie wzbudził, z odzewem, z którym normalnie spotykają się wasze opinie. :)

Z facetem podejmuje się polemikę, facetowi wytyka się błędy, z facetem można się kłócić. A dziewczynkę z politowaniem klepie się po główce w myśl starej prawdy, że „przecież to baba, ma prawo się nie znać”. I z dyskusji nici. Tymczasem my nie jesteśmy i nie chcemy być maskotkami drużyny, jesteśmy pełnoprawnymi adwersarzami, oponentami, partnerami do dysputy. Mamy własne zdanie. Nie zawsze mamy rację, ale naprawdę da się to nam wytłumaczyć. Nie zalejemy się łzami, rozmazując sobie makijaż. Prędzej obrazimy się za waszą pobłażliwość, która nawet jeśli jest czysta z intencji, dla nas wygląda na przejaw lekceważenia.

Marzycie o kobiecie, która nie dość, że nie marudzi, jak chcecie obejrzeć mecz, to jeszcze sama radośnie zasiada z Wami przed telewizorem? O takiej, co rozumie Wasz ból po porażce, miast rzucać ironiczne komentarze na temat tego, że to przecież tylko jedenastu facetów ganiających za jakąś głupią piłką? Tak więc wykażcie trochę szacunku, Panowie! Albo zgińcie w jednej z dziesięciu czeluści piekła dla kłamców i hipokrytów. :)

A jeśli ktoś nie czuje się przekonany, proponuję, żeby zadał sobie pytania następującej treści:
1. Czym tak naprawdę różnią się wszystkie wielbicielki urody Ronaldo od całej rzeszy panów, oglądających damskiego tenisa jedynie dla nieprzeciętnej urody zawodniczek w kusych spódniczkach?
2. W czymże gorsze są te niesławne Ciacha.net od namiętnie czytanego przez większość z Was analogicznego serwisu, jakim jest PoBandzie? :)

Tytułem wyjaśnienia, by nie strzelić sobie w stopę: tekst piszę gwoli manifestu, więc kieruję w eter, do ogółu, nie do społeczności czytającej Redloga konkretnie. Nie oskarżam Was o seksizm, nie mówię, że ostatnim razem źle mi się z wami dyskutowało. Jeżeli kwestie w nim poruszane absolutnie nikogo z tu obecnych nie dotyczą, to zaiste, tym lepiej i dla mnie, i dla Was.

Przewiń na górę strony