Nie przegap
Strona główna / Liga Mistrzów / Miało być lekko, łatwo i przyjemnie…

Miało być lekko, łatwo i przyjemnie…

Miało być lekko łatwo i przyjemnie.jpg
Manchester zremisował z Porto 2:2 na Old Trafford i paradoksalnie w rewanżu to Portugalczycy mają więcej szans na awans do półfinału. Przed meczem mało kto jednak stawiał na Porto, ba, niektórzy twierdzili nawet, że poszukiwanie „n-ki” i oglądanie tego meczu jest, delikatnie rzecz biorąc, stratą czasu. Parafrazując mojego kolegę, mecz miał być słaby, a „Czerwone Diabły” miały NA PEWNO (sic!) wygrać! Cóż, piękno futbolu ponoć tkwi właśnie w jego nieprzewidywalności.

Ale do rzeczy! Już w 4. minucie United zostali wyjątkowo brutalnie sprowadzeni do parteru. Evans wybił niepewnie i gol Rodrigueza stał się faktem. Szok, niedowierzanie… Manchester grał nieco bojaźliwie, jakby nagle odkrył, że rywal wcale nie jest taki prosty, jak by się mogło wydawać. Porto mogło nawet wtedy podwyższyć na 2:0! Od czego ma się jednak w swych szeregach takiego gracza jak Wayne Rooney. Wykorzystał koszmarny błąd Alvesa, który podając „na pamięć” do własnego bramkarza, „niechcący” wyłożył piłkę Rooneyowi właśnie, któremu nie pozostało nic innego jak skierować ją do bramki. Od tej pory mecz zrobił się bardzo wyrównany, a szybkie akcje sunęły raz na jedną, raz na drugą bramkę, obfitując w mnóstwo podań z pierwszej piłki. Pierwsza połowa przeleciała nie wiadomo kiedy.

Chociaż Manchester miał, szczególnie pod koniec pierwszej połowy, przewagę, jeśli chodzi o posiadanie piłki, to groźnych akcji było mniej więcej tyle samo. Za to w drugiej połowie, mimo że Porto również się starało, to jednak nie licząc początkowych minut, opadło nieco z sił i akcje nie miały już aż takiego impetu jak poprzednio, a poza tym dawało się zauważyć, że atak pozycyjny pozostawia dosyć dużo do życzenia.  Manchester za to „szalał”, przeprowadzając kilka groźnych strzałów. Komentator zwrócił szczególną uwagę na Rooneya, którego ochrzcił nawet mianem… „dzika”, który po stracie piłki biega właśnie jak rzeczone zwierzę, starając się naprawić swój błąd; i nie spocznie, póki futbolówki nie odzyska. Około 70. minuty jednak także Porto wzięło się do roboty i van der Sar miał lekkie kłopoty z obronieniem strzałów Lopeza, a szczególnie Cissokho, który posłał w światło bramki naprawdę niezłą bombę. Gdy komentatorzy właściwie już orzekli, że mecz skończy się remisem, nadeszła 86. minuta, a wraz z nią cudowna akcja Manchesteru: lecącą z autu piłkę Rooney cudownie skierował piętą do Teveza, a ten, nie wahając się, władował ją z dużą siłą pod poprzeczkę. Majstersztyk! (szczególnie magiczna pięta Wayne’a!). I znów wydawało się, że to „koniec meczu”, że ta bramka zdruzgotała Porto… Wcale nie! Znów bowiem nie spisała się defensywa Manchesteru, a konkretnie O’Shea, który spowodował (pewnie niechcący, ale jednak), że piłka trafiła do nieobstawionego Mariano, który podcinką, trochę w stylu Frankowskiego, skierował ją „spokojnie” do bramki… nad van der Sarem, żeby nie było wątpliwości. „Diabły” miały jeszcze okazję z wolnych, ale wynik nie uległ już zmianie.

Jakie wobec tego czynniki złożyły się na taki wynik, który bądź co bądź należy uznać za niespodziankę, szczególnie biorąc pod uwagę przedmeczowe zapowiedzi?

1. Na pewno defensywa Manchesteru pozostawiała wiele do życzenia. Przede wszystkim rzucał się w oczy niestety brak kontuzjowanego Rio Ferdinanda, który nadaje formacji „profesorski” spokój i eliminację błędów do minimum.

2. Manchester może za bardzo uwierzył w to, że może to być dość łatwy mecz. Nie był przygotowany na to, że Porto na Old Trafford od początku będzie atakować z taką siłą, a poza tym, trzeba to powiedzieć: Porto wyszedł może nie mecz życia, ale może mecz roku? W każdym bądź razie był to dzień, o którym zwykło się mówić „to ich dzień” lub „mają dziś dzień konia”.

3. Ferreira, trener Porto doskonale ułożył drużynę taktycznie  i mentalnie, zresztą już przed meczem podkreślał, że jego drużyna nie będzie się obawiać rywala, ale wręcz przeciwnie – chce pokazać, na co ją stać.

4. Manchester miał swoje sytuacje, ale niestety, trzeba sobie powiedzieć, że wielu z nich po prostu nie potrafił wykorzystać, co później się zemściło. United nie grali może źle, ale popełniali szkolne błędy i trafili na bardzo dobrze dysponowane Porto, które z sytuacji, jakie miało więcej wykorzystywało.

5. Z drugiej strony Manchester miał Wayne’a Rooneya, i o ile dziś Ronaldo był mało widoczny, o tyle Rooney o-żelaznych-płucach hasał po boisku w te i we wte, a gdy biegł z piłką na bramkę, można było obstawiać w ciemno, że będzie groźna sytuacja.

Biorąc te rzeczy pod uwagę, jakie prognozy szykują się na rewanż, który przypominam odbędzie się za tydzień w Porto? Przewidywanie czegokolwiek przypomina wróżenie z fusów. Niedawno Manchester był stawiany, obok Barcelony jako główny kandydat do triumfu w Lidze Mistrzów. Teraz, gdy zaczął gubić punkty w lidze i po wczorajszym meczu niczego nie można być pewnym. Jedno jest pewne: rewanż również powinien być świetnym widowiskiem, bo Ferguson na pewno przygotuje drużynę tak, by mogła pokazać wszystko, co potrafi. Gdy tak się stanie, szansę na awans będą spore.

Przewiń na górę strony