Nie przegap
Strona główna / Angielska Premier League ciekawa, jak nigdy.

Angielska Premier League ciekawa, jak nigdy.

Paul Scholes
Ostatnie dni zafundowały nam sytuację co najmniej paradoksalną. Niemoc United i pierwsze dwie porażki z rzędu od ponad 3 lat oraz fantastyczną passę Liverpoolu, który w trzech meczach strzelił aż 13 bramek. To początek odwrócenia biegunów w angielskiej piłce nożnej, czy tylko chwilowe zachwianie obecnej polaryzacji? Liverpool odrabia bramkowe zaległości z poprzednich miesięcy, czy jednak wystrzelał się do końca sezonu? I jak wiele rekordów zdąży zaprzepaścić Manchester United, zanim znowu wróci na właściwe tory? I dlaczego nastroje fanów zmieniły się o 180 stopni w przeciągu kilku dni?

Tak było

Manchester United
Wayne Rooney
To była seria! 14 kolejnych spotkań ligowych bez straty choćby jednego gola. Liczba minut, przez które bramka Czerwonych Diabłów pozostała niezdobyta zaczęły być liczone w tysiącach. Kandydaci do nagrody gracza roku upatrywani byli głównie w drużynie Sir Alexa Fergusona – van der Sar, Vidić, Giggs. Młodzież coraz lepiej komponowała się ze składem, największe postępy poczynili zaś Jonathan Evans i nowy nabytek United – Rafael da Silva. Chłopcy świetnie uzupełnili linię obronną United i mieli spory udział w biciu kolejnych defensywnych rekordów. Dzięki nim nie było już takich problemów z obsadzeniem najbardziej cofniętej formacji, jak na przykład rok temu, gdy kilka razy na prawej obronie widywaliśmy Owena Hargreavesa, czy Darrena Fletchera.

Ekipa Sir Alexa Fergusona pewnie stawiała kolejne kroki w drodze po największy sukces, jaki kiedykolwiek widziały oczy obserwatora piłki nożnej. Tarcza Wspólnoty, Klubowe Mistrzostwa Świata, Puchar Ligi – przystawki zostały wchłonięte, zanim zdążyliśmy zauważyć, pozostało nam tylko czekać na trzydaniowy obiad – Premiership, Ligę Mistrzów i Puchar Anglii. Coraz częściej pojawiały się głosy mówiące o Quadruple, a nawet Quintuple przy założeniu, że Klubowe Mistrzostwa Świata to warte uwagi trofeum. Atmosfera w klubie wyśmienita, perspektywy ekscytujące, kibice w ekstazie. Niezapomniane trzy i pół miesiąca fantastycznej prosperity sprawiły, że United stało się najważniejszym graczem wszystkich rozgrywek i przed spotkaniem z drużyną Sir Alexa Fergusona drżeli wszyscy.

Chelsea FC
Luiz Felipe Scolari
Pierwsza część sezonu nie była najlepsza dla sympatyków The Blues. Zatrudnienie Luiza Felipe Scolariego pozwalało żywić nadzieje, że Chelsea ponownie wyprzedzi United w wyścigu po najważniejsze trofea. Jednak te marzenia zostały szybko zweryfikowane, gdyż zarówno w lidze, jak i w europejskich rozgrywkach zespół z Londynu nie zachwycał i nie został z miejsca zdecydowanym liderem. Liczba konfliktów na linii zawodnicy – reszta klubu powoli, acz sukcesywnie narastała, ledwie mówiący po angielsku Portugalczyk miał problemy z udzielaniem wywiadów i, prawdopodobnie, porozumiewaniem się z zawodnikami.

Zespół Scolariego miał pewne problemy z wydostaniem się z fazy grupowej Ligi Mistrzów, w lidze dwukrotnie przegrał z Liverpoolem i raz, w bardzo słabym stylu, z Manchesterem United. Wszyscy czekali tylko na moment, kiedy zarząd klubu nie wytrzyma i zwolni Portugalczyka. Kiedy decyzja nareszcie zapadła, nie musieliśmy czekać na ogłoszenie sensacyjnego następcy. Klub z Londynu objął selekcjoner reprezentacji Rosji, jeden z niewielu ludzi, którzy zdobyli kiedykolwiek The Treble (udało mu się to w 1988r z PSV Eindhoven) – Guus Hiddink. Zapowiadał się arcyciekawy pojedynek trenerski (choć niestety tylko korespondencyjny) pomiędzy nowym szkoleniowcem Chelsea i Sir Alexem Fergusonem, zdobywcą The Treble z 1999r. Zaczęło się dobrze dla podopiecznych Holendra, którzy wygrywali mecz za meczem, awansując we wszystkich rozgrywkach.

Liverpool FC
Liverpool F.C.
Początek sezonu należał do podopiecznych Rafaela Beniteza. Wygrywali mecz za meczem i choć można było powiedzieć sporo złego na temat ich stylu, nie ulegało wątpliwości, że są skuteczni, a wszyscy wiemy, że to jest najważniejsze w walce o mistrzostwo w lidze. Jednak nikt nie siał zamętu, wszyscy do znudzenia powtarzali, że o mistrza rywalizować będzie tylko Chelsea i Manchester United. W Lidze Mistrzów, choć w eliminacjach szło dość opornie, Liverpool po raz kolejny pokazał, że te rozgrywki są dla niego stworzone. W wyścigu o triumf w Europie portowcy traktowani byli jak najbardziej poważnie. Na własnym podwórku traktowano ich dość proporcjonalnie, ranny Diabeł na spółkę z rannym Lwem czekali na swoje okazje ze stoickim spokojem.

Wszystkie przewidywania wkrótce stały się faktem, Liverpool w krótkim czasie roztrwonił swoją przewagę, zrównując się punktami z Chelsea i dając się znacząco wyprzedzić Manchesterowi United. Marzenia o pierwszym od 19 lat zaczęły powoli stawać się tylko pięknym, choć odległym mirażem. Perspektywa utraty tytułu najbardziej utytułowanej drużyny w Anglii przybliżała się natomiast w stosunku odwrotnie proporcjonalnym do tych marzeń. Kibice LFC ponownie zażądali głowy Beniteza, a lamenty na temat dyspozycji zespołu stały się chlebem powszednim dla wszystkich czytelników serwisów poświęconych klubowi. Coraz mniej osób wierzyło, że portowcy mogą jeszcze komukolwiek zaszkodzić w lidze.

Tak jest

Manchester United
Wayne Rooney
Wyeliminowanie Interu Mediolan, prowadzonego przez samozwańczego The Special One – Jose Mourinho – sprawiło, że ekstaza osiągnęła swoje apogeum. United było nie do zatrzymania i nawet pojedyncze bramki stracone z Blackburn i Newcastle nie psuły obrazka idealnie zorganizowanej drużyny, która pewnie kroczy po triumf we wszystkich rozgrywkach. Jednak w pewnym momencie coś pękło, gdzieś w doskonale napisanym programie pojawił się błąd i kibice Mistrzów Anglii zostali postawieni w bardzo nieciekawej sytuacji. Najpierw musieli oglądać niezwykle bolesną porażkę swojej drużyny w meczu o sześć punktów na Old Trafford przeciwko Liverpoolowi, a potem drugą gorzką pigułkę dorzucili zawodnicy Fulham. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw, tego jestem pewien. Ostatni raz United przegrało z Liverpoolem na OT takim stosunkiem bramek w 1936r. przegrywając 5:2. Ostatni raz Czerwone Diabły przegrały na Craven Cottage w 1964r. Manchester United przerwał śrubowanie dwóch dobrych rekordów w ciągu tygodnia. Jednocześnie stracił trzech ważnych zawodników – Nemanję Vidicia, Paula Scholesa i Wayne’a Rooneya – którzy otrzymali czerwone kartki (jedna gorsza od drugiej). Czarny tydzień? Z pewnością.

Chelsea FC
Guus Hiddink
Progresu Chelsea ciąg dalszy. Awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i odrobienie części strat do Manchesteru United na pewno można uznać za sukces Hiddinka i jego podopiecznych. Powrócił Michael Essien, który był chyba brakującym ogniwem zespołu ze Stamford Bridge. Reprezentant Ghany, kiedyś przymierzany także do Manchesteru United, strzelił dwie bramki w swoich dwóch pierwszych meczach dla ekipy Chelsea i przypomniał, dlaczego warto było za nim tęsknić.

Sielski obrazek zakłóciła porażka z Tottenhamem Hotspur, który ma tendencję do wygrywania ważnych spotkań z lokalnymi rywalami (przypominam zeszłoroczny finał Pucharu Ligi). Tym samym zespół Redknappa wyświadczył przysługę dwóm „czerwonym” klubom ze szczytu tabeli angielskiej Premiership, pomagając zdobyć (w przypadku Liverpoolu) lub utrzymać (w przypadku United) dystans do ekipy Hiddinka.

Liverpool FC
Fernando Torres oraz Gerrard
Kibice drużyn z miasta Beatlesów nie otrzymali takiej dawki pozytywnych emocji chyba od czasu zdobycia Pucharu Ligi Mistrzów w 2005 roku. Drużyna Beniteza rozgromiła trzy wielkie zespoły z rzędu. Ofiarą The Reds padł Real Madryt, Manchester United oraz Aston Villa. W tym czasie zaaplikowało 13 bramek i straciło tylko jedną, w dodatku z rzutu karnego. Strzelają nie tylko Gerrard i Torres, lecz także Riera, Dossena, czy porównywany do drzewa Kuyt. Beniteza przedłuża kontrakt kończąc wszelkie spekulacje dotyczące jego przyszłości na Anfield Road. Najwidoczniej dodało to skrzydeł podopiecznym hiszpańskiego trenera, gdyż po niewyraźnej i niezwykle pasywnej drużynie nie pozostał ślad. Nadzieje na mistrzostwo wróciły ze zdwojoną siłą, piłkarze i trener wrócili do łask wielu osób. Liverpool robi wszystko, by pokazać, że jednak potrafią być realnym zagrożeniem nie tylko w Lidze Mistrzów, lecz także w rodzimych rozgrywkach.

Tak będzie?

Manchester United
Manchester United
Z niepokojem wyczekuję meczu z Aston Villą. Na rzecz mojego spokoju działa fakt, że będzie on miał miejsce dopiero za dwa tygodnie, a przez ten czas Sir Alex Ferguson może przeprowadzić małą rewolucję. Kilka specjalnych sesji treningowych, spotkanie drużyny z psychologiem sportowym i na Aston Villę chłopcy Szkota powinni być gotowi. Jeśli mecz z The Villans – którzy wystąpią bez swojego podstawowego bramkarza, a na dodatek mają jeszcze większy od United spadek formy – zakończy się pierwszym od trzech spotkań zwycięstwem United, drużyna z Manchesteru może wrócić na właściwe tory i zapoczątkować kolejną serię zwycięstw. Być może utrzyma ją nawet do końca sezonu, zwłaszcza, że po spotkaniu z początku kwietnia United będą mieli nieco mniej wymagający terminarz spotkań, głównie dzięki łaskawemu losowaniu Ligi Mistrzów. Warto także pamiętać, że pomimo tragicznego tygodnia to United są wciąż liderem, choć ich przewaga stopniała. Ma także w zanadrzu zaległe spotkanie z Portsmouth, dzięki któremu podopieczni SAF-a znowu mogą odskoczyć na kilka punktów. Szeroka ławka rezerwowych, niezwykle duże doświadczenie zespołu i trenera, a także bardzo wysoko wykwalifikowany sztab trenerski powinien uporać się z tym drobnym spadkiem formy i być może United powrócą w wielkim stylu, jak Barcelona, która po dwóch słabszych meczach ponownie gromi kolejnych rywali (wczoraj wygrali 6:0 z Malagą). A wtedy znowu wyobraźnia fanów United wytworzy przed ich oczami obraz piłkarskiego El Dorado i wielkiego sukcesu.

Chelsea FC
Drogba
Teraz presja ponownie spoczywa na drużynie z Londynu. Przez porażkę na White Hart Lane londyńczycy spadli na trzecią lokatę w lidze, tracąc 4 punkty do lidera i 3 do zajmującego drugie miejsce Liverpoolu. Magia nowego managera, który chyba faktycznie postawił zespół na nogi prysła. Gracze ze stolicy Anglii muszą ponownie wejść na wysokie obroty i pokazać, że jedynie się potknęli, jeśli chcą liczyć się w wyścigu o Mistrzostwo Anglii. Mają dwa tygodnie na to, by pozbierać się po tej porażce i wrócić do walki o prymat w lidze. Dodatkowo losowanie FA Cup i Ligi Mistrzów było dla nich mało łaskawe i przyjdzie im się zmierzyć z naprawdę silnymi zespołami. Muszą z nimi wygrać, jeśli myślą o wygraniu jakiegokolwiek turnieju.. A wciąż mają realne szanse na zdobycie klasycznego The Treble, choć niewielu kibiców i ekspertów o tym pamięta. Pamięta o tym jednak z pewnością Guus Hiddink, który ma doświadczenie w zdobywaniu takich kompletów. Doświadczenie, które będzie główną bronią Lwów w walce na trzech niezwykle ważnych piłkarskich frontach.

Liverpool FC
Rafael Benitez
Podopieczni Beniteza wrzucili piąty bieg. Teraz ich zadaniem jest utrzymanie kursu i nie wypadnięcie z drogi, co przy takiej prędkości jest bardzo możliwe. Kibice United i Chelsea żartują, że Liverpool wystrzelał już cały swój arsenał i do końca sezonu już mu wystarczy. Niestety, mówili to samo po meczu z Realem i United, a jednak Gerrard i spółka znaleźli amunicję, by uraczyć kibiców kolejną skuteczną salwą. Warto jednak wziąć pod uwagę, że Liverpool jest zespołem pucharowym i ma talent do wygrywania pojedynczych, bardzo ważnych spotkań. Tym razem uzbierało się ich trzy i piłkarze The Reds musieli je rozegrać w bardzo bliskim odstępie czasu. Moja teoria jest taka, że mieliśmy do czynienia z efektem synergii, którego czar niedługo pryśnie, gdy Liverpool będzie musiał wrócić do rutynowych zadań, jakimi będą spotkania z Fulham czy Blackburn. Poza tym drużyna Beniteza będzie musiała stawić czoło Chelsea FC w dwumeczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. I nawet jeśli wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko (statystyka przemawia zdecydowanie za drużyną z północy), czeka ich kolejny arcyważny dwumecz z Bayernem Monachium lub Barceloną. Nadal uważam, że Liverpool nie wygra w tym roku Mistrzostwa Anglii i nawet koncentracja na europejskich pucharach nie musi przynieść pierwszego od trzech lat trofeum portowców.


Walka o Mistrzostwo Anglii już dawno nie była tak ciekawa i zacięta. Realne szanse na zdobycie trofeum mają wciąż aż trzy zespoły. Szanse teoretyczne posiada 6 ekip, co w marcu jest liczbą naprawdę sporą. Nikt nie może zdobyć i długo utrzymać satysfakcjonującej przewagi, a pozycja w tabeli nie jest nawet przez chwilę stabilna. Zostało mniej niż dziesięć spotkań, przeplatanych rozgrywkami Pucharu Anglii i Pucharu Ligi Mistrzów. W walce o dublety i triplety wciąż liczy się cała Wielka Czwórka, co pozwala liczyć na niezwykle emocjonującą końcówkę. Ja wierzę, że wszystko skończy się po myśli mojej, a także wszystkich kibiców Manchesteru United i całe wakacje Redlog będzie mógł opiewać sukcesy swoich idoli, aż do początku kolejnego wyścigu na szczyt.

Przewiń na górę strony