Nie przegap
Strona główna / David Beckham… pożeracz życia

David Beckham… pożeracz życia

David Beckham
Kiedyś George Best pił na umór nawet dzień przed meczem i nie darował żadnej spódniczce. Diego Maradona tak balował, że umierał kilka razy, ale nadal szczęśliwie dla nas żyje. Dziś Steven Gerrard za pobicie ląduje w areszcie, Giovanni Dos Santos zalewa się jak stary gaźnik nie będąc w stanie o własnych siłach opuścić pub, Robinho znaczy już prawie tyle, co „dla pieniędzy zrobię wszystko”, a Cristiano Ronaldo swym coraz większym popadaniem w samozachwyt może doprowadzić do apopleksji nawet najbardziej oddanych fanów United.

Jednak wśród tej całej śmietanki piłkarskiego towarzystwa jest człowiek, który zwłaszcza ostatnio powoduje, że na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech wyrażający podziw i zachwyt. Kiedyś go ignorowałem, nawet nie lubiłem za to, co prezentował całym sobą, dziś staje się dla mnie niemal idealnym wyznacznikiem zasady, którą w piłce nożnej sumiennie wyznaję – „game for play, play for game” – panie i panowie: David Robert Joseph Beckham.

Mniejsza o daty, statystki i inne zbędne liczby. Przedstawmy pewne istotne fakty, które pozwoliły mi wysnuć taką tezę. David Beckham jak przystało na prawdziwego Anglika swoją karierę rozpoczynał na Wyspach. Przez cały ten okres występował w Manchesterze United (z małym wypadem do Preston North End na wypożyczenie) kreując swoją osobę na boisku i poza nim. Grał, podawał, strzelał – przeważnie był niezawodny. Został kapitanem United, a w między czasie reprezentacji Albionu. Nie był częścią wielkich skandali, nie upijał się w sztok w każdym napotkanym pubie, ewentualnie dostał od czasy do czasu jakimś butem. Ze strony sportowej przez prawie 12 lat gry w Premier League wyrobił sobie solidną markę zawodnika niezbędnego, niezawodnego, kogoś odpowiedniego jako antidotum na kłopoty. W życiu prywatnym: tatuaże, ubrania, fryzury, kolczyki, reklamy, znowu ubrania, znowu fryzury i tatuaże. Prawie za wszystko ogromne pieniądze.

No, ale czemu nie mając okazji, wyglądu i społecznego uwielbienia z tego nie skorzystać. Zwłaszcza, że Beckham za boga się raczej nigdy nie uważał i w narcystyczne uwielbienie nie popadał. Mimo tego, że kobiety go uwielbiają ciągle jest z jedną, ma chyba udaną rodzinę (synowie Brooklyn, Romeo, Cruz) jest zawsze uśmiechnięty, przeważnie zadowolony i prezentuję się jako „śliczny chłopiec” wielkiego, nie tylko piłkarskiego świata, a ludzie to kochają. Więc kochają jego.

Pewnego dnia Beckham stwierdził, że chce spróbować czegoś nowego, innego. Zamienił więc pochmurną i deszczową Anglię na dużo cieplejszy i słoneczny Madryt, gdzie zapewne wraz z rodzina czuł się jak w raju…a w piłkę dalej sobie grał, tatuaży wciąż przybywało, fryzury się zmieniały, a pieniędzy nie brakowało. Zapewne to był piękny czas… z resztą spróbujcie sobie to wyobrazić sami.

Jednak najlepsze dopiero było przed Davidem. 250 mln dolarów i 5 lat gry w MLS w drużynie Los Angeles Galaxy. Beckham zapragnął zapewne na własnej skórze przekonać się, czy sen o Ameryce jest prawdziwy…i zrobił to. Kalifornia, Beverly Hills, znajomość z Tomem Cruise’em, zabawa na boisku, piękno i błogi spokój. No ale, że przerwa zimowa trwa tak długo, a reprezentacja czeka, postanowił nie marnować tego czasu. W pierwszym sezonie w zimie tylko trenował z Arsenalem… pomieszkał i pobawił się w Londynie. W tym roku już został wypożyczony do AC Milan i może nawet tam zostanie. Mediolan – piękne miasto, idealny klimat, stolica mody i wielki klub… żyć nie umierać.

Może rzeczywiście Beckham tam zostanie, może brakuje mu walki o najwyższe cele i chociaż minimalnej stabilizacji w silnym klubie. Z jednej strony go rozumiem, ale z drugiej już zacząłem obstawiać gdzie pojawi się w przyszłym roku. Myślałem, że może Bayern? Malownicza Bawaria, przepyszne piwo i biała kiełbasa…raj dożycia na ziemi…no i zabawa na boisku. Może skusiłby go jakiś rosyjski oligarcha i mroźna Rosja pokochałaby Beckhama? Nawet jeśli znudzą mu się Stany, a w Europie nikt nie będzie chciał zatrudnić zawodnika w jego wieku zawsze może wyjechać na bardzo długie wakacje do Japonii. Tam jest bogiem, a bóg ma wszystko. Ogólnie rzecz biorąc wszystkiego możemy się spodziewać. W końcu David Beckham to postać nietuzinkowa, która w sposób dla mnie wyjątkowy bawi się życiem, człowiek, któremu się udało w sposób fascynujący osiągnąć szczęście. Osoba, w ustach której słowa „Impossible is nothing” brzmią nadzwyczaj prawdziwie…

Przewiń na górę strony