Nie przegap
Strona główna / Tylko nie Liverpool

Tylko nie Liverpool

Manchester United vs Liverpool FC
Obecny sezon, niczym diabeł wyskakujący z pudełka, sprawił nam niemiłą niespodziankę. Mniejsza o fakt, że do wyścigu o ostateczny triumf w Premiership dołączył do ekip ze Stamford Bridge i Old Trafford jeszcze jeden klub. To samo zdarzyło się w zeszłym sezonie, kiedy przez długi czas z dwoma najsilniejszymi w Anglii i Europie klubami rywalizował londyński Arsenal. Tym razem jednak przeciwnikiem jest jeden z najbardziej znienawidzonych na Stretford End zespołów – Liverpool FC.

Keeneth Dalglish – określany największą legendą Liverpool FC, rozegrał dla tej drużyny 529 spotkań i strzelił 172 gole. Grał dla zespołu w latach 1977-1990, a w latach 1985-1991 był także managerem, przez większość czasu łącząc obie funkcje. Z The Reds zdobył 26 tytułów, w tym 9 jako manager

Ostatni raz piłkarze Liverpoolu wznosili puchar za zwycięstwo w lidze jeszcze przed jej ostatnią reformą – w sezonie 1989/1990. Trenerem wtedy była największa legenda Anfield RoadKenneth Dalglish, a największą gwiazdą – napastnik Ian Rush. Od dziewiętnastu lat w mieście Beatlesów panuje ligowa posucha, której przerwać nie może już czwarty kolejny trener The Reds. Zarówno Gerard Houlier, jak i Rafael Benitez, bo o nich między innymi w poprzednim zdaniu mowa, znani są z dużych zdolności do wygrywania pucharów rozgrywanych w systemie play-off. Pod wodzą tych dwóch szkoleniowców Liverpool przez osiem lat zdobył dwa razy Tarczę Dobroczynności, dwa razy Puchar Ligi Angielskiej, dwa razy Puchar Anglii, jeden raz Puchar UEFA, jeden raz Puchar Europy i dwa razy Superpuchar Europy. Tym razem jednak Rafel Benitez postanowił najwyraźniej skupić się na trofeum, którego żaden z jego zawodników nigdy nie zdobył – Mistrzostwo Anglii.

Ian Rush – kolejna wielka legenda drużyny z Anfield Road, dla której rozegrał 660 spotkań i strzelił 346 goli (najwięcej w historii klubu). Grał w latach 1980-1987 oraz 1998-1996. Z The Reds zdobył 21 trofeów.

Przypadek, czy przemyślana strategia, opracowana tak, by główne siły skoncentrować właśnie na mistrzostwie kraju? Wydaje się, że zawodnikom i działaczom Liverpoolu zajrzało w oczy widmo utracenia pozycji najbardziej utytułowanego klubu w Anglii. Jedna z największych gwiazd drużyny z Anfield, Fernando „El Nino” Torres, nazwał taką możliwość tragedią.

Fernando TorresManchester nas goni i jeśli wygra ligę, to zrówna się z nami pod względem wygranych mistrzostw. Niewątpliwie byłaby to mała tragedia dla nas wszystkich. Nie tylko my jako piłkarze chcemy tego tytułu, ale wszyscy związani z klubem zarząd, fani. Mistrzostwo nie zostało zdobyte na Anfield od 19 lat i oczekiwania są ogromne w tej chwili. Nigdy się nie poddamy i będziemy walczyli o ten tytuł do ostatniej minuty.

Fernando Torres

Trzeba przyznać, że rywalizacja o tytuł najbardziej utytułowanej drużyny jest spora. Manchester United i Liverpool FC idą łeb w łeb i jeszcze przez długi czas będą jedynymi zespołami mogącymi ubiegać się o to zaszczytne miano. Poniżej zestawienie wszystkich sukcesów obu drużyn osiąganych od początku ich powstania.

Tytuł Manchester United Liverpool FC
Mistrzostwo Anglii 17 18
Puchar Anglii 11 7
Puchar Ligi 2 7
Tarcza Wspólnoty 17 15
Tytuły krajowe 47 47
Puchar Zdobywców Pucharów 1 0
Puchar UEFA 0 3
Puchar Europy 3 5
Superpuchar Europy 1 3
Klubowe Mistrzostwa Świata 2 0
Tytuły zagraniczne 7 11
Ogółem tytułów 54 58

Rywalizacja jest niezwykle zacięta, zwłaszcza w dziedzinie tytułów krajowych. Tutaj oba zespoły w swojej historii zdobyły taką samą, zawrotną liczbę trofeów. Jeśli chodzi o sukcesy za granicą, drużyna z Anfield jest o kilka zwycięstw przed United. Obecny sezon może być jednak przełomowy, głównie dlatego, że jeśli piłkarze sir Alexa Fergusona zdobędą w tym roku, po raz trzeci z rzędu, Mistrzostwo Anglii, zrównają się w klasyfikacji zdobywców tego tytułu ze swoimi rywalami. Jak określił to „El Nino” dla piłkarzy, a także dla kibiców byłaby to wielka tragedia.

Wymienione tutaj średnie dałyby Liverpoolowi w poprzednim sezonie 2 miejsce na liście najlepszych obron i dopiero 5 pozycję na liście najlepszych bloków ofensywnych.

Zastanawia mnie jednak inna sprawa. Co pozwala Liverpoolowi osiągać w obecnym sezonie takie wyniki? Przecież nie jest to zespół wyładowany po brzegi gwiazdami, zawodnicy z Anfield są raczej świetnymi rzemieślnikami, niż artystami. W kontekście tego zespołu mówi się najczęściej jedynie o dwóch graczach – Stevenie Gerrardzie i Fernando Torresie. W ligowej tabeli można zobaczyć, że obecni liderzy Premiership nie są ani najwybitniejszymi strzelcami (średnia 1.75 bramek na mecz daje w tej klasyfikacji Liverpoolowi trzecie miejsce), ani nie mają super silnej obrony (ze średnią traconych bramek 0.65 na mecz zajmują po raz kolejny 3 pozycję). I choć Liverpool to zespół solidny i silny, a Rafael Benitez to trener z wyższej półki, to forma Liverpoolu jest raczej niespodzianką.

Być może te dobre wyniki są zasługą właśnie dwóch największych nazwisk znajdujących się na liście płac Liverpool FCStevena Gerrarda i Fernando Torresa. O ile ten drugi w tym sezonie zmaga się z wciąż odnawiającą się kontuzją ścięgna, o tyle Anglik jest w fantastycznej formie i po dwudziestu meczach w Premiership ma osiem strzelonych bramek (najwięcej ze wszystkich zawodników The Reds) oraz 5 asyst (to także jest najwyższy wynik w zespole z Anfield Road). Poza tym wykonuje wspaniałą pracę jako kapitan. Muszę powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych zawodników pełniących tę funkcję w Premiership, jeśli nie w Europie.

Zastanawiałem się również, czy to może słabsza dyspozycja zawodników Manchesteru United i Chlesea Londyn, na którą wielu kibiców narzekało, jest przyczyną tak wysokiej pozycji Liverpoolu. W poniższych tabelkach znajdziecie zestawienie najważniejszych statystyk (w formacie średnia na mecz) z poprzedniego i obecnego sezonu w kontekście wszystkich trzech drużyn.

Manchester United 2007/2008 2008/2009
Procent zwycięstw 71% 61%
Procent remisów 16% 28%
Procent porażek 13% 11%
Punkty/mecz 2.29 2.11
Bramki/mecz strzelone 2.11 1.61
Bramki/mecz stracone 0.58 0.56
Chelsea FC 2007/2008 2008/2009
Procent zwycięstw 66% 60%
Procent remisów 26% 30%
Procent porażek 8% 10%
Punkty/mecz 2.24 2.10
Bramki/mecz strzelone 1.71 2
Bramki/mecz stracone 0.68 0.45
Liverpool FC 2007/2008 2008/2009
Procent zwycięstw 55% 65%
Procent remisów 34% 30%
Procent porażek 11% 5%
Punkty/mecz 2 2.25
Bramki/mecz strzelone 1.76 1.75
Bramki/mecz stracone 0.74 0.65

Powyższe tabelki pozwalają na wyciągnięcie kilku bardzo ciekawych wniosków, które w pewien sposób tłumaczą zaistniałą sytuację. Przyjrzyjmy się każdemu klubowi oddzielnie.

Manchester United

Czerwone Diabły przestały grać tak efektownie i efektywnie w ataku, jak w poprzednim sezonie. Po odejściu Carlosa Queiroza zmieniła się mentalność Mistrzów Anglii – gdzieś zaginął ciąg na bramkę, waleczność w ataku, ambicja. Być może jest to też kwestia spadku strzeleckiej formy Cristiano Ronaldo – niekwestionowanego króla strzelców w prawie wszystkich rozgrywkach w poprzednim sezonie. Do tej pory nie pojawił się nikt, kto mógłby przejąć po Portugalczyku rolę snajpera – żaden z naszych napastników nie jest królem pola karnego, ani nie strzela mnóstwa bramek z półdystansu, dystansu, a także rzutów wolnych. Wayne Rooney, Dymitar Berbatow i Carlos Tevez są zawodnikami przedpola, którzy chętniej posłali by ostatnie, decydujące podanie, niż je wykorzystali. Mówią, że to dla dobra klubu, jednak jak na razie tego typu gra nie przynosi wymiernych korzyści w ofensywie.

Obrona jednak dalej działa bez zarzutu. United dalej traci niewiele więcej, jak pół bramki na mecz. Nie na darmo trzech z naszych obrońców – Rio Ferdinand, Nemanja Vidic i Patrice Evra – zostali wybrani do jedenastki roku francuskiego magazynu L’Equipe. W wysokiej formie pozostaje również Holender Edwin van der Sar, zwłaszcza gdy jego zmiennicy, Tomasz Kuszczak i Ben Foster, spisują się znakomicie w każdym meczu, w którym mają okazję wystąpić.

Przełożenie powyższych spostrzeżeń na ligową sytuację Czerwonych Diabłów można zauważyć, jeśli porówna się statystykę zwycięstw i remisów w sezonie poprzednim i obecnym. Znacznie spadła ilość spotkań wygrywanych przez Manchester United, wzrosła natomiast liczba meczów, w których Mistrzowie Anglii dzielili się punktami. W obecnym sezonie Czerwone Diabły dwukrotnie bezbramkowo remisowały oraz trzykrotnie osiągały wynik 1:1. W tych meczach o wiele bardziej niż obrona zawodził atak.

Chelsea FC

Chelsea więcej strzela i lepiej się broni, a jednak zdobywa mniej punktów, niż w poprzednim sezonie. Są dwa czynniki, które wpłynęły na słabszą dyspozycję londyńczyków w najnowszej odsłonie Premiership. Po pierwsze, i chyba najważniejsze, Stamford Bridge straciło opinię twierdzy nie do zdobycia. Lwy już dwukrotnie przegrały na swoim stadionie i czterokrotnie zremisowały. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko mecze domowe, zespół z Londynu zajmuje dopiero 8 miejsce w lidze! Pierwszy, pomimo mniejszej liczby rozegranych spotkań, jest Manchester United, który plasuje się przed Liverpool FC dzięki lepszemu stosunkowi bramek.

Drugim powodem, dla którego, pomimo lepszych statystyk, Chelsea nie jest liderem są wahania formy zespołu. Ilość strzelonych bramek jest w dużej mierze zasługą sześciu spotkań, w których gracze trenera Luiza Felipe Scolariego strzelili 3 bramki lub więcej. Po raz kolejny jednak, tak jak w przypadku zespołu sir Alexa Fergusona, londyńczycy wiele razy remisowali, strzelając zaledwie jedną bramkę lub nie robiąc tego wcale. Chelsea przegrywa jedną bramką lub notuje remisy i to przez takie wyniki ich statystyki punktowe w tym sezonie są sporo słabsze (zauważcie, że w właśnie w tych aspektach Mistrzowie i Wicemistrzowie Anglii wykazują spore podobieństwa).

Liverpool FC

Nasi rywale dopracowali to, dzięki czemu rok temu święciliśmy triumfy – obronę. Tracą dużo mniej bramek, ich linia defensywy jest bardzo zwarta, dzięki czemu Liverpool wiele porażek przekuł na zwycięstwa (choć minimalne, to jednak zawsze warte trzy punkty). I choć atak wciąż prezentuje taką samą skuteczność (ustawiczny brak Fernando Torresa wyrównuje się dzięki nowemu nabytkowi klubu z miasta Beatlesów – Robby’emu Keanowi – oraz dobrej dyspozycji pozostałych ofensywnych graczy), wystarczy to na zauważalne poprawienie wyników.

Rafael Benitez wziął najwidoczniej przykład ze wszystkich drużyn, które w poprzednim sezonie wygrywały główne trofea. Zarówno Mistrzowie Europy (Hiszpania), jak i gracze Mistrzów (Manchester United) oraz Wicemistrzów (Chelsea FC) Anglii i Europy były fantastycznie poukładane w obronie i jeśli nawet nie brylowały w statystykach strzeleckich, to ich bloki defensywne były nie do przejścia.

Druga połowa obecnego sezonu zapowiada się niezwykle ciekawie. Po raz pierwszy od dawna na tym etapie wciąż liczą się aż trzy drużyny, a znajdujące się na dalszych miejscach kluby wcale nie tracą wielu punktów do liderów. Do wyścigu o czołowe pozycje i możliwość gry w Lidze Mistrzów na poważnie włączyła się Aston Villa, przy odrobinie szczęścia walkę może podjąć Everton Liverpool. W drugiej części sezonu bardzo groźny może być również Manchester City, który szykuje się do wielkich zakupów, choć nie ma już dużych szans, by znaleźć się wśród najlepszych.

Dół tabeli również wygląda ciekawie, gdzie aż pięć ostatnich drużyn dzieli nie więcej, niż dwa punkty, a kwestią dwóch meczy może być, jak ostatnie w tabeli West Bromwich Albion (znany nam głównie z tego, że jego byłym graczem jest Polak Tomasz Kuszczak), znajdzie się na jedenastym miejscu. Nie widać zdecydowanego outsidera, ani faworyta i pierwsza połowa 2009 roku zapowiada się niezwykle emocjonująco.

Dlaczego nie chcę, by był to Liverpool FC? To proste – nie lubię ich i uważam, że nie zasłużyli sobie na tak wielki sukces. Nie mają fantastycznych zawodników, ich trener nie ma genialnego port folio (przed Liverpoolem liczące się sukcesy osiągał tylko z Valencią CF, dwukrotnie wygrywając ligę i raz zdobywając Puchar UEFA), a właściciele nie mają wielkich pieniędzy. Ostatni raz Mistrzem Anglii byli w sezonie 1989/1990, Wicemistrzem Anglii w sezonie 2001/2002, w kolejnych latach tylko dwa razy będąc na miejscu trzecim. Ostatnim wybitnym snajperem w zespole z Anfield Road był Michael Owen, który odszedł z niego w roku 2004. I choć w zeszłym sezonie Fernando Torres radził sobie bardzo dobrze, strzelając w swoim pierwszym roku w Anglii 24 bramki, to w tym sezonie już nie jest tak samo skuteczny (spowodowane jest to wspomnianą wcześniej kontuzją). I choć bez wyżej wspomnianych czynników można wygrać jakiś puchar (nawet Ligę Mistrzów), gdzie liczy się rozegranie kilku świetnych spotkań na pełnych obrotach, o tyle wygranie ligi, gdzie liczy się dyspozycja w całym sezonie, jest jeszcze moim zdaniem poza zasięgiem Liverpoolu. Podobnie sądzi również sir Alex Ferguson, który po poniższej wypowiedzi został zaatakowany przez polskich kibiców LFC na ich portalu.

Sir Alex FergusonNie ma wątpliwości, że w drugiej połowie sezonu zaczną się denerwować. Oni nie mają obecnie doświadczenia, gdyż od dawna nie wygrali ligi, a to bardzo pomaga. Wchodzą w nieznany od dawna dla nich etap bycia liderem na końcówce sezonu i jeśli popełnią błędy, wtedy słono za to zapłacą

sir Alex Ferguson

Kilka dni wcześniej Szkot wyraził także przekonanie, że to jego zespół zostanie mistrzem w obecnym sezonie.

Sir Alex FergusonMy będziemy na szczycie, nie mam wątpliwości. Choć doświadczenie z walki o tytuł mówi, że to wciąż nie jest pewne. Druga część sezonu jest najważniejsza. Jeśli przegrasz spotkanie to kosztuje cię to wiele więcej, niż jesienią, zwłaszcza w marcu i kwietniu. Doświadczenie mówi mi, że czołowe drużyny przeważnie tracą punkty w drugiej części sezonu. Czasem przegrywasz tam, gdzie nie możesz, jednak dzięki doświadczeniu możesz z tego wyjść. Mamy silny skład i mam nadzieję, że sobie poradzę. Obecnie w czołówce panuje trend do gubienia punktów. Podobnie było w poprzednim sezonie. Manchester City pokonał nas w dwóch spotkaniach, przegraliśmy także z Boltonem. W tej lidze możesz przegrać z każdym, stawka jest bardzo wyrównana.

sir Alex Ferguson

Wiele osobistości ze świata piłki nożnej wyraziło się bardzo konkretnie na temat tego, kto ma szansę na zdobycie tytułu w tym roku. Zarówno legenda Manchesteru United, Bryan Robson, jak i gwiazda londyńskiej Chelsea, Michael Ballack, wyrazili opinię, że tylko dwie drużyny, które w poprzednim roku do końca walczyły o najważniejsze tytuły, mają szansę na zdobycie mistrzostwa w tym roku.

Każdy mówi, że cała wielka czwórka ma szanse na zwycięstwo, jednak dla mnie walka ta rozegra się pomiędzy Chelsea a Manchesterem United. Sytuacja Arsenalu jest już bardzo trudna. Liverpool w tym momencie spisuje się bardzo dobrze, jednak jest to zespół, który nie jest wstanie skoncentrować się na jednych rozgrywkach. Dla nich równie ważne są rozgrywki Ligi Mistrzów, dlatego sądzę, że w dalszej części będą tracili punkty. Jeśli spojrzymy na wyniki drużyn w ostatnich sezonach, to głównych pretendentów do zdobycia mistrzostwa Anglii upatrywać można w dwóch zespołach – Chelsea i MU.

Michael Ballack

Liverpool bardzo dobrze rozpoczął sezon, są bardzo pewni siebie. Mimo to sądzę, ze odpadną w walce o tytuł. Do końca liczyć się będzie tylko Chelsea i United. Ferguson to urodzony zwycięzca. Dzięki temu odnosi wiele sukcesów. Wkłada mnóstwo pracy w drużynę przed jej wyjściem na boisko. United mają wielką szansę na zdobycie tytułu. Stracili sporo punktów na początku sezonu, lecz wciąż liczą się w walce.

Bryan Robson

Ronnie Whelan – irlandzki pomocnik grający w trykocie Liverpool FC w latach 1979-1994. Przez pewien czas pełnił także rolę kapitana. Rozegrał 494 spotkania, w których strzelił 73 gole. Z ekipą The Reds zdobył 18 trofeów, w tym ostatnie dla Liverpoolu Mistrzostwo Anglii z sezonu 1989/1990.

Nie tylko osoby związane z Manchesterm United i Chelsea FC deprecjonują Liverpool FC. Ich zachowanie ma oczywiste motywacje – najwięksi pretendenci do tytułu prowadzą wojnę psychologiczną z nieoczekiwanym rywalem, chcąc podkopać jego pewność siebie. Jednak w tej sprawie wypowiedział się także były zawodnik i kapitan ekipy The Reds, Ronnie Whelan, który teoretycznie powinien raczej bronić młodszych kolegów i wspierać ich w drodze po największy sukces Liverpoolu w angielskiej piłce od 1990r.

Man Utd przechodził przez to wiele razy – ich menedżer wygrywał ligę wielokrotnie i wielu z ich zawodników również tego doświadczało. Wciąż uważam, że w kwestii zdobycia mistrzostwa mają lekką przewagę nad Liverpoolem.

Ronnie Whelan

Po katastrofie w Monachium, która miała miejsce 6 lutego 1958r. włodarze Liverpoolu jako jedni z pierwszych wyciągnęli pomocną dłoń. Mimo tego gestu solidarności ze strony oficjalnych władz, kibice drużyny z portowego miasta ułożyli kilka przyśpiewek na temat tragedii, w której zginęło 8 graczy United, 3 członków ekipy, 8 dziennikarzy i 4 innych uczestników lotu. Oto kilka z nich:

“ManU ManU went on a plane, ManU ManU never came back again.”
“ManU ManU wsiadło do samolotu, ManU ManU nigdy nie powróciło.”

„ManU Never Intended Coming Home” (Jeśli połączycie wielkie litery otrzymacie słowo “MUNICH”, czyli Monachium).
„ManU nigdy nie wróciło do domu.”

Jednak najbardziej dotkliwą przyśpiewkę ułożyli sympatycy West Bromwich Albion, którzy wyśmiewali tragiczną śmierć młodej gwiazdy Manchesteru United i reprezentacji Anglii, Duncana Edwardsa.

„Duncan Edwards is manure, rotting in his grave, man you are manure- rotting in your grave.”
“Duncan Edwards jest nawozem, gnije w swoim grobie. Człowieku (fonetycznie brzmi tak samo jak ManU) jesteś nawozem – gnijesz w swoim grobie.”

Właśnie w tym kontekście najczęściej pojawiał się, dość popularny, nawet w dzisiejszych dniach, skrót ManU. W tych przyśpiewkach oznaczał on nie tylko sam klub, lecz także wszystkich jego kibiców (ManU było traktowane jak „Man, you” i używane jako zwrot do kibiców). Szczególnie dotkliwie ten skrót wykorzystali fani WBA w przyśpiewce o Duncanie Edwardsie. Z tego powodu fani United nie powinni używać skrótu ManU, gdyż jest on niezwykle obraźliwy i odnosi się do największej tragedii w historii klubu.

Drugi powód, dla którego nie chcę, by to Liverpool zdobył tytuł Mistrza Anglii jest moja zwykła niechęć do tego zespołu. Powiedzmy sobie szczerze – United i Liverpool to jedna z najbardziej skłóconych par angielskiej piłki nożnej. Kto inny, jak nie kibice Liverpool FC, Leeds United i West Bromwich Albion układali przyśpiewki na temat katastrofy w Monachium? Gdy klub próbował pomóc swojemu rywalowi, kibice zaprzepaścili szansę na chociażby czasowe pojednanie, naśmiewając się ze wszystkich tragicznie zmarłych osób.

Rywalizacja pomiędzy Liverpoolem i Manchesterem ma wieloletnią tradycję. Są to kluby pochodzące z dwóch sąsiednich miast, w obecnych czasach oba rywalizują o miano najbardziej utytułowanej drużyny w angielskich rozgrywkach. Po okresie, kiedy to Liverpool zgarniał główne trofea nadszedł czas na Manchester, który ma w tym sezonie ogromną szansę na prześcignięcie portowców w tej klasyfikacji.

Liverpool jest niespodzianką tego sezonu. Być może nie sensacją, ale sporą niespodzianką. Po raz pierwszy jakaś drużyna tak długo i tak skutecznie rywalizuje z Manchesterem United i Chelsea FC o prymat w Anglii. Jest to zaskoczenie tym bardziej nieprzyjemne, gdy spojrzy się jakim klubem, zwłaszcza dla obecnych Mistrzów Anglii, Europy i Świata, jest Liverpool FC. Jedna z fanek Chelsea, z którą często rozmawiam również wyraziła opinię, że o wiele lepiej zniosłaby, gdyby to United pojawiło się na szczycie tabeli po 38 spotkaniach, niż gdyby był to zespół z Anfield. Muszę powiedzieć, że rzadko nasze interesy idą w parze, jednak tym razem jesteśmy po tej samej stronie muru. Liverpool w naszej opinii nie zasługuje na tytuł, ponieważ jest drużyną niczym nie wyróżniającą się. Ma dwie prawdziwe gwiazdy, pozostali zawodnicy to również naprawdę bardzo dobrzy piłkarze, jednak nie zasługujący na zdobycie tak ważnego trofeum, jak Mistrzostwo Anglii.

Na zakończenie, w ramach ciekawostki, śpiewanych słów kilka na temat konfliktów na linii Manchester United – Reszta Świata. Niezwykle dużo miejsca poświęcono na drużynę Liverpoolu, co w kontekście tekstu nabiera sporego znaczenia.


P.S. Chłopak, który robił ten film chyba nie lubi Cristiano Ronaldo ;).

Przewiń na górę strony