Pojedynki angielsko-szkockie zawsze wzbudzają spore emocje. Wewnętrzne brytyjskie pojedynki cieszą się na Wyspach sporym zainteresowaniem. Zwłaszcza potyczki między Manchesterem United, a Celticiem. To, co szczególnie łączy oba zespoły to osoba sir Alexa Fergusona, którego ojczyzną jest szkockie Glasgow.
Pierwsze, na co zwrócili uwagę fani obu drużyn to znaczne roszady w składzie, w większości wymuszone kontuzjami. W składzie mistrzów Anglii wciąż brakuje Hargreavesa, Carricka i Scholesa, a do tej grupy dołączył ostatnio etatowy lewy obrońca, Patrice Evra. Spore zdziwienie wywołała absencja Rio Ferdinanda (nie było go nawet na ławce rezerwowych), którego zastąpił Evans. Ponownie w podstawowej jedenastce zabrakło miejsce dla Carlosa Teveza.
Pierwsze minuty meczu to szybka, pewna gra Diabłów i uważna obrona mistrzów Szkocji. Bardzo płynne ataki i rajdy, przeprowadzane głównie prawym skrzydłem przez Ronaldo i Neville’a, rozbijały się na obrońcach. Zawodnikom United udało się posłać w pole karne kilka wysokich piłek, jedna żadna nie doszła do swojego adresata. Zagęszczona defensywa Celticu co chwilę oddalała niebezpieczeństwo. Jedyny w pierwszych minutach strzał Ronaldo okazał się bardzo niecelny.
Cieszyła duża pewność siebie zawodników Manchesteru, którzy już na dobrze wyszli z dołka, którego efekty prezentowali na początku sezonu. Grą cieszył John O’Shea, którego wielu kibiców United bardzo krytykuje. Irlandczyk świetnie czytał grę, a raz popisał się nawet efektownym zwodem w pobliżu własnego pola karnego. Zawodnicy z Glasgow obudzili się po 10 minucie. Wtedy to mocnym płaskim strzałem popisał się jedyny zdrowy napastnik w drużynie mistrzów Szkocji, McGeady. Van der Sar jednak był tego wieczoru bardzo pewny.
W oczy rzucała się nieskuteczność przy dośrodkowaniach. Z tym elementem gry wciąż spory problem ma Gary Neville, który jest już jednak idealnie przygotowany fizycznie i z ogromną szybkością biegał po prawym skrzydle. Cieszy natomiast dalszy trend wzrostowy formy Rooneya, który prezentował się z bardzo dobrej strony jako cofnięty napastnik. Docenili to fani zebrani w Teatrze Marzeń, którzy skandowali nazwisko Anglika i raczyli zawodników kilkoma przyśpiewkami opiewającymi napastnika. Ten odwdzięczył się efektownym strzałem przewrotką (jeśli ktoś nie widział, radzę obejrzeć powtórkę bramki Zakiego w bramce tygodnia), jednak został on zablokowany przez jednego z obrońców.
Im dłużej utrzymywał się bezbramkowy remis, tym pewniej grał Celtic. Co jakiś czas do pracy musiał się zabrać van der Sar, choć mówiło się, że będzie miał spokojny wieczór. United zaczęło grać nieco spokojniej, sporo podań kierowali wzdłuż boiska. Mimo to było to dobre, bardzo szybkie 20 minut.
W 26 minucie Berbatov fauluje w lewym narożniku pola karnego zawodnika Celticu. Dośrodkowuje Nakamura, ale nic z tego. W odpowiedzi piłkarze United kontratakują, Dymitar Berbatow dostaje ładną prostopadłą piłkę, ale jego strzał został zablokowany. Piłka trafia do Ronaldo, ale Portugalczyk ponownie uderza niecelnie. Obrona Celticu w dalszym ciągu stanowiła gęstą zaporę i nieliczne sytuacje, które stwarzali sobie piłkarze United były trudne i mało klarowne, w większości przypadków Boruc nie musiał robić nic, poza asekuracyjnym podniesieniem rąk.
Opór Szkotów został przełamany dopiero w 29 minucie. Z rożnego dośrodkowuje Nani, piłka w zamieszaniu trafia do Evansa, który wolejem posyła ją wolno w stronę bramki. Na 5 metrze czeka Berbatow, który strzela do bramki. Powtórki pokazały, że był spalony, a Bułgar mógł nawet nie dotknąć piłki (co nie zmienia faktu, że skorzystał ze swojej pozycji i sędzia powinien odgwizdać przewinienie). Była to trzecia bramka Dymitara w drugim meczu rozegranym w tym roku w europejskich pucharach.
United ponownie przejmuje inicjatywę, a realizator pokazuje krzyczącego w swoim stylu Artura Boruca. W 34 minucie Berbatow ładnie inteligentnie wycofuje piłkę, O’Shea odgrywa ją do Andersona, który lewą nogą posyła piłkę ponad poprzeczką. Gra wciąż była prowadzona twardo, zawodnicy nie oszczędzali swoich przeciwników, jednak wszystko odbywało się w ramach przepisów i sędzia rzadko używał gwizdka. Na Old Trafford panowała wspaniała atmosfera, kibice ani na chwilę nie milkli.
Gra w drugiej części pierwszej połowy nieco zwolniła. United grało zachowawczo, podawało wszerz boiska, piłki posłane do przodu wracały znów do obrońców lub środkowych pomocników. Piłkarze utrzymywali się przy piłce, często zachowując się jak Carlos Tevez, którego brakuje w ostatnich kilku meczach.
Festiwal nic nie wnoszących podań przerwali zawodnicy Czerwonych Diabłów w 39 minucie. W zamieszaniu przed polem karnym odnalazł się Wayne Rooney, który posłał potężną piłkę w kierunku bramki Boruca. Ten pewnie, choć nie bez problemów przycisnął piłkę do piersi. Minutę później dobry rajd przeprowadził Nani, który minął dwóch obrońców i z 17 metrów uderzył na bramkę Celticu, jednak piłka poszybowała nad poprzeczką. Celtic wciąż grał pewnie w obronie, jednak z przodu był kompletnie bezradny i mógł tylko przyjmować ataki United.
Jedyną okazję dla mistrzów Szkocji stworzyli Nakamura i John O’Shea. Po dośrodkowaniu Japończyka z rzutu wolnego, piłka trafia do zaskoczonego Irlandczyka, który próbuje ją wybić. Zamiast tego, futbolówka odbija się w kierunku bramki, lecz tam pewnie wyłapał ją Edwin van der Sar. W odpowiedzi United przeprowadziło już tylko jedną akcję. Nani wbiegł w pole karne, dośrodkował, lecz obrońcy ponownie wybili piłkę. Następujący po nim rzut rożny został wybity przed pole karne, lecz tam znalazł się Wayne Rooney. Ponownie dośrodkował, piłka trafiła do Fletchera, który świetnie ją przyjął, minął jednego obrońcę i fatalnie uderzył wysoko nad bramką. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem i dominacją mistrzów Anglii.
Początek drugiej połowy to pewniejsza gra Celticu. Gracze ze Szkocji przeprowadzili ładną akcję i dalej silnie grali w destrukcji. W 49 minucie dobrą akcję przeprowadził duet Berbatow – Rooney, ale Anglik nie doszedł do krótkiego podania i obrońcy wybili piłkę na rzut rożny. Cieszy jednak znaczna poprawa współpracy Wayne’a i Dymitara. W 50 minucie brzydko faulowany przed polem karnym był Anderson, jednak sędzia nie pokazał kartki. Do piłki podszedł Ronaldo. Jego silny strzał został sparowany przez Boruca, jednak na tyle nieskutecznie, że do piłki ponownie dopadł Berbatow i z bliskiej odległości wpakował ją do bramki. Powtórki pokazały, że po raz kolejny Bułgar był na spalonym. Komentatorzy zaczęli się zastanawiać, czy ktoś wcześniej ustrzelił hat-tricka ze spalonego.
Celtic po drugiej bramce kompletnie opadł z sił. United zdominowało mecz. Berbatow ponownie posyła świetną piłkę do Wayne’a Rooney’a, który obiega obrońcę i z ostrego końca strzela obok Artura Boruca, jednak bramka nie została, gdyż sędzia doszukał się w sytuacji spalonego (którego, o ironio, tym razem nie było). Anglik nie ma szczęścia do sędziów, gdyż już w poprzednim meczu, z WBA, jego gol nie został uznany, gdyż piłkarz rzekomo faulował przy swojej akcji. Tłum wynagradza to jednak Rooney’owi kilkoma piosenkami z jego nazwiskiem w tle.
Gra dalej toczy się w szybkim tempie. W 57 minucie Boruc wybija nieporadnie piłkę po rajdzie Berbatowa na szesnasty metr, gdzie dopada do niej Wayne Rooney. Jednak Anglik mocno przestrzelił, choć w bramce nie było żadnego zawodnika. Chwilę potem przypadkową piłkę otrzymuje Ronaldo, który jednak przesadza z dryblingiem i zostaje jej pozbawiony. Celtic nie umie odpowiedzieć na napór Czerwonych Diabłów.
Atmosfera w Teatrze Marzeń była po prostu fantastyczna. Tłum wciąż opiewał swoich idoli, trybuny nie zamilkły nawet na chwilę. Można sobie wyobrazić, jaki panował tam hałas, jeśli w transmisji telewizyjnej głos kibiców był niemal tak samo głośny jak głos komentatorów.
Niestety, chwilę potem straciłem połączenie z redlogiem i wszelkimi innymi źródłami oglądania meczu. Wszystko wróciło do normy dopiero po zakończeniu spotkania (przeładowaliście serwery, moi drodzy) i nie mogłem nacieszyć oka trzecią bramką dla zespołu Mistrzów Anglii, którą w 77 minucie strzelił, niezawodny ostatnio, Wayne Rooney.
Oby wszystkie następne mecze United były równie udane i w podobnym stopniu cieszyły oczy kibiców (dopóki nie padnie redlog). Posiadanie bardzo szerokiej kadry daje rezultaty, gdyż nawet pod nieobecność kilku kluczowych zawodników, Czerwone Diabły rozgrywają wspaniałe spotkanie i pokonują mistrzów Szkocji 3:0. Pierwsze szlaki już przetarte, z nadzieją patrzymy w przyszłość. Jak mówili kibice w 99 roku, przed zdobycie The Treble – Full Steam Ahead!