David Beckham… Celebrity. Nie ma na świecie drugiego piłkarza, który byłby osobą tak uniwersalnie medialną jak David Beckham. W tej kwestii nie przebija Anglika nawet Cristiano Ronaldo. To wielkie piłkarskie nazwisko jest jednak także – a może przede wszystkim – symbolem, który oddziela od siebie dwie epoki piłki nożnej. Beckham jest gwiazdą nowego formatu – gwiazdą, która nie tylko odznacza się w dziedzinie piłki nożnej, ale w szeroko pojętych dziedzinach życia. Jest gwiazdą, która ze swojego nazwiska uczyniła markę rozpoznawalną na arenie międzynarodowej. To między innymi dlatego wielu ludzi umniejsza jego piłkarskim umiejętnościom – umniejsza mniej lub bardziej słusznie, bo w końcu o gustach się nie dyskutuje.
W gruncie rzeczy kiedy zabieram się do pisania tego tekstu o wielkiej osobowości w historii futbolu zastanawiam się, kim jest David Beckham i co można o nim napisać, czego on sam o sobie nie powiedział ani nie napisał. Myślę jednak, że Becks jest fenomenem w skali futbolu bez dwóch zdań, ale jest też osobą, której w życiu po prostu udało się sięgnąć szczytu. Czasem własną pracą i wysiłkiem, czasem dzięki pomocy ludzi, którzy nawet nie wiedzieli, że w tym pomagają.
Pierwszym takim ciekawym zbiegiem okoliczności jeśli chodzi o karierę Beckhama było to, że jego kariera piłkarska potoczyła się w kierunku właśnie Manchesteru United. Beckham urodził się na przedmieściach Londynu w Leytonstone. Londyn zaś, jak wiadomo, jest olbrzymią metropolią z co najmniej trzema wielkimi klubami – Arsenalem, Tottenhamem i Chelsea. Odłączmy nawet od tej trójki Chelsea, jako że w latach dzieciństwa Davida nie był to klub aż tak renomowany, jak teraz. Nie mniej jednak ten urodzony 2 maja 1975 roku piłkarz mógł przecież zasilić jedną z londyńskich szkółek futbolowych. Stało się inaczej, gdyż rodzice Davida byli fanatycznymi kibicami Manchesteru United i ta miłość – podobno dziedzicznie – przeszła na ich syna. W szkółce Czerwonych Diabłów Beckham wyróżniał się spośród innych młodziaków, dzięki czemu mógł wziąć udział nawet w specjalnych treningach w Barcelonie.
Od tamtej pory nikt z ludzi obserwujących Beckhama nie miał wątpliwości, że wyrośnie z niego wielki piłkarz. Nikt nie przypuszczał chyba, że aż tak wielki. Bo choć swój debiut na Old Trafford zaliczył w 1986 roku jako maskotka klubowa, to prawdziwy debiut w Manchesterze United był już oczywiście meczem na normalnym ligowym poziomie. Becks trafił w trudne czasy w United. Był to sławny okres, w którym opinia publiczna szeroko krytykowała Sir Alexa Fergusona za wybory kadrowe w drużynie. Mówiono: „Z dzieciakami nic nie wygrasz”. David szybko pracował na zaufanie Fergusona. Pierwszy milowy krok zrobił już w 1992 roku, wygrywając FA Youth Cup. Ostatecznie 3 lata później debiutował w pierwszym składzie w meczu przeciwko Leeds United 2 kwietnia, który zakończył się wynikiem 0:0.
Od czasu debiutu Beckham wypracowywał sobie pozycję lidera na boisku – zyskiwał sympatię fanów, przede wszystkim tych młodych, dla których już wtedy stawał się wzorem zwykłego chłopaka z przedmieść, realizującego swoje marzenia i odznacza się niebywałym talentem, który wystarczyło dobrze oszlifować. W tej zaś kategorii nie ma lepszego „szlifierza” niż Sir Alex. Spójrzmy, co od United otrzymał Beckham już na samym starcie – wyśmienite wyszkolenie w szkółce, trenowanie pod okiem także Fergusona oraz… treningi z Erikiem Cantoną. To nie przesada, że wpływ Francuza na to pokolenie był znaczący – wystarczy spojrzeć na tych, którzy na jego grze się „wychowywali” – Beckham, Scholes, Giggs, Neville. To w końcu największe ze współczesnych nam nazwisk piłkarzy Manchesteru United i każdy jeden z nich ma w sobie coś tak fenomenalnego i niepowtarzalnego, że utrzymuje wysoką formę nie sezon czy dwa jak na przykład Ronaldinho, ale mieści się w pierwszym składzie całe lata. Dlatego też przykład Beckhama nieco dziwi, a może nawet zdumiewa, bo to on jest najmłodszy z całej ekipy „piłkarzy Cantony” i najszybciej spośród nich zaczął przechodzić na sportową emeryturę.
Dla mnie piłkarz, który w wieku 33 lat występuje w amerykańskiej MLS jest lekkim nieporozumieniem. Piłkarz w takim wieku powinien bowiem właśnie teraz święcić wielkie sukcesy na arenie międzynarodowej, a takową najsilniejszą – jak się wydaje – jest arena europejska. Tymczasem ten wielki i dzielny David Beckham, niebywały talent, chodząca legenda i idol milionów młodych ludzi na całym świecie, zgodził się przejść do Los Angeles Galaxy. Niestety, nikt nie jest w stanie mnie przekonać, ze w transferze tym nie chodziło o pieniądze – Becks ma zarobić w LA 600 milionów dolarów w ciągu czterech lat. Kto by miał przy takiej sumie jakiekolwiek sportowe ambicje…? Zresztą, prosty test, wpiszcie chociażby w Google Images rekord „David Beckham” – wyniki nie są zaskoczeniem: nie ma na dobrą sprawę ani jednego zdjęcia Anglika zrobionego podczas gry, oprócz fotki w koszulce Los Angeles Galaxy, która ukazuje raczej jego tatuaż, niż jego samego. Przeglądnijcie stronki dalej, i dalej… Szukajcie, a znajdziecie, proście, a będzie Wam dane.
Ale nieważne. Dla mnie do dziś ciekawostką pozostaje to, jak Beckham potraktował kibiców Manchesteru United. W zasadzie można by go nazwać wychowankiem, bo epizod przed szkółką United nie powinien być w sumie wliczany jako tako w tę sportową karierę. Nazwę go więc „wychowankiem” klubu z Old Trafford. Był uwielbiany. Krótko i zwięźle: uwielbiany. On zademonstrował w Teatrze Marzeń młodość i geniusz, jaki dawno tu nie gościł. Przecież trudno było nie odczuć przyjemnego dreszczyku na widok tego, co ten młodzian robił z piłką. Sezon po sezonie coraz lepszy i okrzykiwany – chyba słusznie – mianem jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, ba, w historii. I to właściwie ledwo po przekroczeniu „dwudziestki”. Niesamowite. Ta świeżość, którą wniosło wspomniane wcześniej pokolenie „dzieciaków Fergusona”, była tak potrzebna United, jak powietrze. Nikt nigdy nie pomyślał, że Giggs czy Neville pójdą do innego klubu, nikt nie myślał, że zrobi to Beckham. My – z pozycji kibiców – na pewno oczekiwaliśmy, że „najlepszy piłkarz świata zostanie w najlepszym klubie świata”. W zmianie klubu nie ma nic złego. Absolutnie! Wielu piłkarzy zmienia przecież swoich pracodawców, pozostając ukochanymi zawodnikami w starych klubach, których wita się owacjami na stojąco, gdy powracają nawet w nowym trykocie na stare śmieci. Fenomen Beckhama i renoma, jaka otoczyła jego osobę, w 2003 roku urosły do ogromnych rozmiarów. Jego nazwisko rozpoznawalne było na całym świecie, a chociażby w takiej Azji Beckham był bożyszczem (nie tylko nastolatek). Tu chciałabym przywołać kilka cytatów wraz z datami:
Nie sprzedamy nigdy ani jego, ani żadnego z naszych najlepszych graczy.
Sir Alex Ferguson, 12.04.2003r.Nigdy, nigdy, nigdy. W ogóle nigdy. Ani nie teraz, ani kiedy indziej.
Sir Alex Ferguson o sprzedaży Davida Beckhama do Realu Madryt, 26.04.2003r.Media wiele mówiły już na temat mojej przyszłości, ale mogę przysiąc, że ani ja, ani mój agent nie kontaktowaliśmy się ani z Realem, ani z innymi klubami
David Beckham, 6.05.2003r.
I tak zastanawia mnie to, czy którykolwiek z piłkarzy Manchesteru United kiedyś tak postąpił? Przeważnie piłkarz nie wypowiada się na temat transferu, jeśli jest on w jakiś sposób dopiero w kwestii planów i negocjacji. Kto wierzy w to, że w dniu 6 maja 2003 roku Beckham nie wiedział – lepiej – nie kontaktował się z Realem w kwestii transferu? Mam nadzieję, że niewielu wierzy. Tym bardziej, że 17 czerwca David stał się już jednym z Królewskich.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak dobrym piłkarzem był Beckham. Zdaję sobie sprawę również z tego, że ten tekst może być odebrany jako subiektywny – i słusznie, bo taki też jest. Moim zdaniem Beckham piłkarzem był rzeczywiście genialnym z talentem niebywałym. Wizerunek świetnego piłkarza psuje mi tylko wizerunek gwiazdy – wybiegi, linie ciuchów, perfum. Beckham w tej chwili to chyba bardziej biznesmen niż piłkarz. Świadczy o tym fakt, że ma 33 lata i gra tam, gdzie gra, zamiast za około 4-5 lat kończyć karierę otrzymując standing ovations w naprawdę dobrym klubie. Dla mnie została przekroczona linia, która oddziela gwiazdę mediów od doskonałego piłkarza. Może dlatego to właśnie David Beckham jest dla mnie pierwszym przykładem piłkarza tego nowego pokolenia i nowej ery, w której tak mało jest prawdziwych legend z krwi i kości.
Nie wiem, czy David Beckham jest legendą, czy produktem świetnie rozpoznawalnym i sprzedawanym u początków XXI wieku. Szczerze mówiąc sądzę, że w jego wypadku jedno bez drugiego istnieć nie może. Wiem natomiast, że u nas, w Manchesterze United, numer „7” należał do legend największych i najwspanialszych. Beckham przejął ten numer po Cantonie. Po nim zaś zakłada go Cristiano Ronaldo. A zatem od czasów Beckhama nie opuszcza mnie przekonanie, że skończyła się pewna ważna dla mnie era piłkarzy, których wspominając kręci się łza w oku. Era tych, którzy zachwycali swoją grą, ale też boiskową charyzmą i tym, jakimi byli ludźmi – nieraz kontrowersyjnymi, ale kochanymi przez kibiców właśnie za te kontrowersje i to oddanie klubowi. Teraz takich piłkarzy można szukać ze świecą i się ich znajdzie – na pewno jednak szukając w całej Europie znajdziemy ich zaledwie tylu, że z łatwością uda się policzyć ich na palcach.