Nie przegap
Strona główna / United to MY! / United to MY! – Szymcio

United to MY! – Szymcio

Nazywam się Szymon, mam 16 lat, a Manchesterowi kibicuję już 9. Moim ulubionym piłkarzem jest Rio Ferdinand. Jestem zagorzałym wrogiem Arsenalu, Chelsea i Liverpoolu, nie wspominając już o Manchesterze City. Wierzę w przeznaczenie i jestem pewny, że to właśnie ono pozwoliło wygrać „Czerwonym Diabłom” tegoroczną Ligę Mistrzów. Często piszę komentarze na Redlogu pod pseudonimem Szymcio, więc stali czytelnicy już pewnie mnie kojarzą.

Manchester United nie był moją pierwszą ukochaną drużyną. W zerówce kibicowałem Ajaksowi Amsterdam, chociaż dziś już nie mam pojęcia dlaczego. Pamiętam jak wychowawczyni w tym przedszkolnym przybytku chwaliła mnie za to, że z klocków z różnymi literkami potrafię ułożyć „zagraniczny” wyraz – AJAX. Wtedy twierdziłem, że są moją ulubioną ekipą piłkarską, jednak szybko mi to przeszło, gdy zobaczyłem w akcji Ronaldo (nie naszego z nażelowaną fryzurą i uśmiechem, który zniewala niewiasty, ale tego dziś już starego, grubego, lubiącego mocne trunki, Brazylijczyka) szybko „przeszedłem” na Barcelonę. Miałem nawet czerwoną koszulkę z olbrzymim nadrukowanym Ronaldo, która jednak niezbyt przypadła mi do gustu, ponieważ była wykonana z dość „szorstkiego” materiału, a poza tym nie była „oryginalna” (nie była to koszulka Nike z nazwiskiem Ronaldo na plecach).

„Prawdziwą” koszulkę nabyłem już za własne pieniądze, które dostałem od życzliwych krewnych podczas Pierwszej Komunii Świętej. Był to t-shirt reprezentacji Holandii z prostym, acz bardzo dumnie brzmiącym, napisem z tyłu „Kluivert 9”. Moja radość była niezmierna, na wszystkich meczach, które były organizowane obok mojego domu na naszym „boisku” grałem właśnie w niej.

Nie przeszkadzało mi, że materiał, z którego była uszyta była tak sztuczny, że można było się utopić we własnym pocie, ale co tam! Gdy słyszałem „Klajfert podaj!” byłem niezwykle uradowany, że kojarzą mnie ze słynnym napastnikiem „Oranje”.

Wtedy jednak byłem już kibicem MU. Gdy opowiadam, jak to jestem z nimi od dziewięciu lat, od razu padają teksty, że na pewno od czasu zdobycia Potrójnej Korony. To nieprawda. Kibicowałem im już wcześniej, przed finałem Ligi Mistrzów z Bayernem. Szczerze powiedziawszy, niezbyt pamiętam tamto wydarzenie. Gol Baslera, przerwa, po której wyszedłem z pokoju coś około siedemdziesiątej minuty. Co robiłem? Grałem swój mecz, używając do tego klocków Lego, niektórzy twierdzili, że trzeba udać się ze mną do specjalisty, gdyż gadam „sam ze sobą”. Mecze z udziałem „ludzików” Lego, to jednak co innego.

Puszczałem „Smerfne Hity” i pykałem meczyk, w którym oczywiście zawsze wygrywały Diabełki. Czasem wrzeszczałem jak opętany: „Beckham podaje pięknie do Yorke’a – gooooooool!!!„. Nie były to mecze na jakiejś planszy czy czymś podobnym, mimo że posiadałem dwie tego typu gry. Nie, ja rozkładałem na fotelu jedenastu „piłkarzy” z jednej strony, jedenastu z drugiej i grałem do upadłego, sterując każdym plastikowym osobnikiem. Teraz chce mi się z tego śmiać, ale głównie ta „gra” była dla mnie zapełnieniem mnóstwa wolnego czasu w dzieciństwie.

Następnie zaczęło się prawdziwe kibicowanie. Nie zabrakło wpadek, wtop, klęsk, kataklizmów, Bartheza, Taibiego i czego tam jeszcze – teraz twierdzę z biciem się w pierś, że dawniej, bardziej kibicowałem Beckhamowi niż Manchesterowi, ale cóż, każdy kibic przebrnął przez etap Bravo Sport, które ubóstwiało Becksa, to i czemu ja miałem być inny? Gdy przechodził do Realu, moje serce pękało z żalu. Musiałem zadać sobie pytanie: Kibicuję dalej Beckhamowi, czy „Czerwonym Diabłom”? Zdecydowałem się na drugą opcję i nigdy jej nie żałowałem, nawet przez ułamek sekundy.

Aby zapełnić sobie pustkę po Davidzie, kilka miesięcy później zakupiłem kolejną koszulkę, tym razem „Cristiano Ronaldo 7”, jeszcze z logo Vodafone. Gdy Manchester United odpadł z Ligi Mistrzów po meczu z Benfiką i nie zakwalifikował się nawet do Pucharu UEFA, ryczałem właśnie w tej koszulce. Również w tym kawałku poliestru płakałem po przegranym 1:2 w ostatnich sekundach meczu z Arsenalem.

Od czasu, gdy zakupiliśmy Cyfrę + i założyliśmy Internet, codziennie zaglądam na devilpage, manusite i redloga. Oglądam wszystkie mecze Diabłów transmitowane na antenie Canal+ Sport i Canal+ Sport 2. Zawsze jestem na bieżąco z informacjami dotyczącymi „Czerwonych Diabłów”.

Na drzwiach mam powieszoną kartkę „Manchester United 2007/2008” z dwoma składami, podstawowym i rezerwowym oraz z trenerem. Przed telewizorem śpiewam „Glory Glory Man United”, „Viva Ronaldo”, „Anderson son son” oraz inne utwory, w których pojawiają się gracze z Old Trafford – doprowadzam tym do wściekłości brata, który kibicuje Milanowi.

Jak wiemy, wyjątkowo młoda i niedoświadczona drużyna z Mediolanu nie zakwalifikowała się w tym roku do Champions League, ach, jaka szkoda! (yes, yes, yes!)
Rodzina zarzuca mi, że symuluję radość z powodu strzelonego gola i zwycięstwa. Nieprawda… no, chociaż kiedy Edwin obronił karnego wykonywanego przez Anelkę, to może i zachowywałem się nieco dziwnie, biegając po całym domu, wrzeszcząc wniebogłosy „Wygrali! WYGRALI!!!„, budząc rodziców i sprawiając, że niemal podłoga się zarwała od tych skoków, ale raz na jakiś czas można.

Kilka dni temu siedziałem sam i oglądałem foty z Finału. Gdy doszedłem do zdjęć, na których cała drużyna pędzi w kierunku van der Sara oraz gdy Rio z Giggsem razem podnoszą Puchar, to łzy nabiegły mi do oczu. Symulacja? Każde zwycięstwo ekipy z Manchesteru to dobry humor na cały dzień, radość i energia, jakbym zjadł kanapki z Nutellą. Porażka natomiast to chandra, rozbicie, smutek i brak ochoty na cokolwiek. Remis jest sprawą względną.

Dziś mogę jasno powiedzieć, że jestem prawdziwym kibicem United. Nigdy nie byłem na Old Trafford i być może nigdy tam nie pojadę, ale wiem czym jest prawdziwe kibicowanie. Płacz, ekstaza, żal, nerwy, adrenalina, szybko bijące serce – to wszystko przez Manchester United. Temu klubowi zawdzięczam to, kim jestem. Emocjonalne przywiązanie do Manchesteru United jest już w moim przypadku bardzo duże. Przeżywam każde wydarzenie i tak będzie zawsze, ponieważ jestem dumny z mojego fanatyzmu wywołanego przez graczy Fergusona.

Manchester United – dla mnie zawsze najlepsi. Do końca. Na wieczność. Glory Glory Man United!

Szymcio

Przewiń na górę strony