Nie przegap
Strona główna / United to MY! / United to MY! – JajoWasz

United to MY! – JajoWasz

Nie podam dokładnej daty narodzin moich uczuć do Manchesteru United, bo zwyczajnie jej nie pamiętam. Na pewno było to po The Treble, bo w maju tamtego roku wraz z bratem niemal płakałem, kiedy Teddy i Ole pogrążyli nasz Bayern (ze względów terytorialnych za nimi trzymałem, bowiem mieszkałem w Niemczech kilka lat, ale to inna historia).

Moja koszulka Mario Baslera, swoją drogą jedynego strzelca gola z ekipy Bayernu w owym meczu, była niemal mokra od stresu i łez. W moim życiu w okresie dzieciństwa naprawdę wiele rzeczy się zmieniało i sam nawet nie zauważyłem kiedy Bawarczycy przestali się dla mnie liczyć. Byłem przez jakiś czas „bezpartyjny”. No, ale w czyimś trykocie trzeba było ganiać na boisku za piłką, nie? Poprosiłem babcię, by kupiła mi jakąś piłkarską koszulkę na targu.

Padło na Juventus Turyn z Del Piero na plecach. Nie narzekałem, bo była ładna. Przez następnych kilka dni uważałem się za wybitnego fanatyka „Starej Damy” – barwy na piersi podczas gonitwy za futbolówką zobowiązywały. Po dwóch czy trzech dniach, jak jeszcze koszulka nawet nie wiem czy była choć z raz wyprana, doszło do bójki między mną, a jakimś kolesiem. Efekt był taki, że rozerwał mi kołnierzyk i babcia musiała znowu iść na targ, po coś świeżego. Zaznaczyłem, że chcę taką samą, ale dzięki Bogu takich już nie było i wzięła dla mnie czerwoną koszulkę z napisem Yorke z tyłu. „Yorke? Yorke? Przecież to ten koleś, który nie potrafił strzelić bramki Bayernowi przez 90 minut!”. No, ale ubierałem ją za każdym razem kiedy słońce prażyło beton na „szkolnym”.

Zacząłem się interesować Manchesterem United na poziomie prawdziwego małolata – inwestowałem co tydzień 2 zł czy tam 3 zł w Bravo Sport i co miesiąc kilka złotych na Mega Sport (późniejszy Giga Sport, a dzisiaj, jeśli jeszcze istnieją, pewnie jakieś MegaHiperSuperEsktra Sport). Wycinałem z tego jakieś zdjęcia i artykuły o United, które wklejałem do zeszytu. Dosyć długo nie miałem okazji oglądać piłki nożnej w TV, przez co składów, taktyki i ruchów transferowych uczyłem się prawie, że na „pałę” z gazet.

Zaczęło się inaczej, nietypowo, bo ani nie zainspirowała mnie drużyna z lat 90-tych, ani tym przełomowym zdarzeniem nie był sam finał Ligi Mistrzów. Nie była to też ofensywna, pełna pasji i woli walki gra chłopaków po 1999 roku, a zwykłe, targowe koszulki za 15-20 zł i kilka marnych czasopism.

Autor: JajoWasz

Przewiń na górę strony