Taki dzień zdarza się tylko raz. Tylko raz ma się tyle pecha i szczęścia. Ten wielki dramat rozstrzygnęliśmy na swoją korzyść. Trudno określić słowami, co przeżywa teraz każdy z nas. Jesteśmy kibicami najlepszej drużyny w Europie. Czekaliśmy na to wiele lat, niektórzy mogą nawet nie pamiętać finału z 1999 roku. Nieważne, zapamiętajcie historię, która została przed momentem napisana. Manchester United zdobył po raz trzeci w swojej prześlicznej historii Puchar Europy. Nikt nam tego nie odbierze, nawet tak godny rywal, jakim była Chelsea. Chcę pocieszyć przy okazji wszystkich fanów „The Blues”. To był mecz obu drużyn, obie zasłużyły na medale. Futbol jest czasami tak okrutny, ale to czyni go pięknym. Usłyszałem to nawet teraz z ust jednego z zaprzyjaźnionych fanów CFC. 22 maja 2008 – Manchester United znów panuje na „Starym Kontynencie”!
Karierze profesjonalnego piłkarza towarzyszą różne przeżycia. Niekiedy traumatyczne, o których nie można zapomnieć już do końca kariery, a niekiedy są uzmysłowieniem najskrytszych marzeń każdego z futbolistów. Wczoraj był taki dzień dla naszych ulubieńców, jak i dla nas, wiernych kibiców Manchesteru United. Bardzo niewielka grupa piłkarzy wybitnych dostępuje takiego zaszczytu, jakim jest udział w wielkim finale Ligi Mistrzów. Każdy marzy przez swoje życie, by tego jednego dnia wyjść na murawę, minąć najcenniejsze trofeum w klubowej piłce, a potem wznieść je wysoko do góry. Ten sukces można nawet stawiać na równi z mistrzostwami świata, czy Europy, bowiem wielu z piłkarzy wygrywających Champions League nigdy nie grało na reprezentacyjnych imprezach.
O finałach decyduje wiele czynników: dyspozycja dnia, postawa sędziego, zwykły przypadek. Każdego z nich było wczoraj po trochu, gdyż Lubos Michel też mocno zaakcentował swój udział w meczu wyrzucając z boiska Drogbę. Któż by przypuszczał, że karne będą aż takim dramatem, zdaje się, że nawet większym, niż jakie mi przyszło kiedykolwiek oglądać. Mało kiedy dochodzi w nich do takiego zwrotu akcji. W pewnym momencie wydawało się, że finał ma swoje rozstrzygnięcie, które będzie na korzyść Chelsea. Kiedy Cristiano Ronaldo zmarnował karnego, na jego twarzy błyskawicznie pojawiły się łzy. Nie mógł przypuszczać, że kilka minut później będzie płakał ze szczęścia.
Zacznijmy od tego, że nasz zacny rywal wyrównał stan rywalizacji po szczęśliwym golu Franka Lamparda. O tyle szczęśliwym, że piłka spadła pod jego nogi po rykoszecie, a Edwin van der Sar poślizgnął się na źle przygotowanej murawie i nie miał szans na skuteczną interwencję. Los oddał nam jednak to co zabrał. To niesamowity ból dla londyńczyków, których takich wspomnień będą mogli się pozbyć tylko w jeden sposób – wygrywając ten puchar.
John Terry podszedł do jedenastki bardzo pewnie. Chwilę wcześniej Edwin van der Sar kolejny raz był bliski „wyjęcia” piłki. Za każdym razem Holendrowi czegoś brakowało. Mokra futbolówka była niezwykle trudna do strącenia. Oto nadchodzi decydujący moment. Terry wie już gdzie uderzy, bierze rozbieg i… dotykając piłkę poślizguje się. Ta uderzona pod minimalnie innym kątem nie ląduje w siatce, a odbija się od słupka. Przerażenie w oczach naszego golkipera zmienia się w stan euforyczny. Nie, to jeszcze nie koniec. Przed nami kolejna seria. Ta nie przynosi rozstrzygnięć. Prowadzimy 6:5, mamy ten komfort psychiczny, że to Chelsea nie może się pomylić. Nicolas Anelka od czasu przyjścia na Stamford Bridge nie spłacił kredytu zaufania, jakim został obdarzony. Teraz rozczarowanie transferem francuskiego napastnika znacznie się wzmogło. Były gracz Boltonu uderzył bardzo, bardzo źle, gorzej niż Ronaldo. Edwin van der Sar, który znów wyczuł intencje strzelca, nie miał tym razem żadnych problemów z parowaniem tej piłki. Koniec! Manchester United wygrywa po raz trzeci w swojej historii Ligi Mistrzów. Nic nie dociera do mnie, zarówno jak i do mojego przyjaciela, wiernego kibica „Czerwonych Diabłów”, z którym oglądałem ten przepiękny spektakl.
John Terry, Frank Lampard i Joe Cole. Ludzie, którzy mają niebieskie serce nie mogą pogodzić się z porażką. Widać na ich twarzy większe emocje, niż było to w przypadku Anelki, który niewzruszony odebrał srebrny medal. To miał być ich dzień, mieli już wszystko w rękach. „Diabły” znów powróciły z zaświatów. Niesamowity van der Sar i duch zespołu znów dał znać o sobie. Piłkarze zgromadzeni na środku boiska modlili się za swoich partnerów z zespołu, by ci nie zawiedli. I o to udało się, jakimś cudem, trudno nawet wyjaśnić dlaczego się tak stało, United zostali najlepszym klubem w Europie.
To niezwykle trudna do przełknięcia pigułka dla naszych rywali, którzy włożyli niemniej serca w ten mecz i wcale… nie zasłużyli na taki koniec zmagań. Zwycięzca jest jednak jeden, gdyż to finał. Tu rozstrzyga się wszystko. Formuła rzutów karnych to loteria, tym razem jakże szczęśliwa. Czy wygraliśmy los na loterii? Patrząc na przeciwników, których przyszło nam ogrywać w poprzednich rundach, byliśmy najlepsi ze wszystkich. Finałowy wieczór trzeba ocenić jednak na remis. Nie przegraliśmy żadnego spotkania w tej edycji Ligi Mistrzów, w odróżnieniu do naszego rywala. Byliśmy niepokonani aż do końca. To cechuje zespół z Old Trafford, najlepszy zespół w Europie w roku 2008!