Przeciętny widz, regularnie oglądający Premiership, zapewne zauważył, że poziom sędziowania na angielskich boiskach nie należy do najwyższych. Błędy się mnożą, narzekania kibiców narastają, a co robi FA? W przeciwieństwie do PZPN, brytyjskie władze piłkarskie postanowiły wziąć się do roboty. Jak się okazało, problem jest bardzo złożony i minie trochę czasu, zanim uda się poprawić obecną sytuację. Na razie nie pozostaje nam nic innego, jak tylko mieć nadzieję, że wnet zauważymy pozytywne zmiany na boisku.
Liczba sędziów piłkarskich w Anglii od dłuższego czasu zmniejsza się i niebawem może osiągnąć rekordowo niski poziom. Raporty Football Association definiują obecny stan, jako krytyczny, a władze biją na alarm. Co jest przyczyną kryzysu? Oj, lista jest długa. Zacznijmy od pieniędzy. Rozpoczynając karierę sędziego, należy się liczyć z zarobkami rzędu £15 za mecz. Oczywiście wraz z podnoszeniem własnych kompetencji i zdobywaniem doświadczenia, możemy liczyć na regularne podwyżki, jednak czy warto męczyć się przez kilka lat za tak nędzne pieniądze? Bo w końcu upominanie niesfornych piłkarzy do najprzyjemniejszych rzeczy nie należy.
I tutaj pojawia się drugi problem. Praca sędziego jest po prostu niebezpieczna. Przekonał się o tym Darren Flanagan. Sędziując mecz lokalnej drużyny Bedford F.C., pokazał jednemu z zawodników gospodarzy czerwoną kartkę. Piłkarz nie mógł pogodzić się z decyzją arbitra. Efekt? Pan Flanagan wylądował w szpitalu, a o boiskowym starciu z rozwścieczonym sportowcem przypominają mu metalowe wkładki, jakie wstawiono mu w miejsce zmasakrowanej szczęki. Kolejnym poszkodowanym jest Peter Walton. Kiedy podczas meczu Rochdale z Wycombe Wanderers wyjął czerwony kartonik, został uderzony przez protestującego zawodnika deską wyrwaną z ogrodzenia. Stadion opuszczał w eskorcie policji. Wielu z poszkodowanych sędziów zwyczajnie boi się wyjść po raz kolejny na murawę. Wolą zrezygnować z wątpliwej przyjemności upominania piłkarzy i zmienić profesję, na spokojniejszą. I jak później się dziwić, że rocznie, w Anglii, ponad 7 tys. sędziów rezygnuje z pracy?
Aby przeciwdziałać temu niepokojącemu zjawisku, powołano do życia projekt o wymownej nazwie Respect (Szacunek). Oficjalnie został wprowadzony w tym roku, jednak na dobre, zacznie obowiązywać od przyszłego sezonu. Na początek, władze FA objęły nowym programem trzy najwyższe klasy rozgrywkowe. Kampania ma na nowo ustalić zasady boiskowego savoir vivre. Od teraz, a właściwie od następnych rozgrywek, sędzia może pokazywać kartki za każda próbę dyskusji, czy kwestionowania decyzji. Tylko kapitan ma prawo rozmawiać z arbitrem. O ile teraz narzekania zawodników często uchodziły na sucho, teraz sportowcy będą musieli trzymać nerwy na wodzy i język za zębami. Kolejną nowością, jaką ma wprowadzić Respect jest kodeks dobrego zachowania. Wszelkie wykroczenia i naruszenia boiskowego prawa, maja podlegać jeszcze surowszym karom. Na razie, podobne rozwiązania przyniosły pewna poprawę w niższych ligach, czy podobnie będzie w Premiership? Nie wszyscy wierzą w powodzenie nowej akcji. Do tej grupy zalicza się m.in. prof. Brackenridge:
To jest tylko projekt edukacyjny. Nic więcej. To nie jest takie proste, jak się może wydawać. Rząd planował podobne kampanie, chcąc przeciwdziałać paleniu w miejscach publicznych, czy prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu. I co? Efektów brak. FA musi się poważnie zastanowić nad tym problemem i nauczać najmłodsze pokolenie, żeby boiskowe chamstwo nie weszło im w nawyk.
W odpowiedzi, FA wystosowało odpowiednie instrukcje do klubów i szkół, aby te objęły programem Respect również młodzieżowe drużyny. Jako że, nikt nie zweryfikował, ile w rzeczywistości szkół wcieliło w życie nowy projekt, nie można określić, na jak szeroką skalę on zakrawa. Pozostaje nam tylko ufać, że kampania sprawdzi się również wśród najmłodszych sportowców i przyniesie pożądane rezultaty w niedalekiej przyszłości.
Co ciekawe, zaledwie 24 godziny po ogłoszeniu ów projektu, Ashley Cole w meczu z Tottenhamem, po tym jak bezpardonowo potraktował Alana Huttona, puścił sędziemu niezłą wiązankę. Pan Riley wykazał się anielską cierpliwością i nie wyrzucił Anglika z boiska. Tyle szczęścia nie miał Javier Mascherano. Podczas meczu na Old Trafford, Argentyńczyk miał sędziemu Steve’owi Bennettowi bardzo dużo do powiedzenia, co skończyło się czerwonym kartonikiem i wykluczeniem z boiska. Aby odzyskać szacunek na murawie i rzeczywistą kontrolę nad meczem, arbitrzy muszą postępować, tak jak to zrobił Bennett. Trzeba pokazać piłkarzom, kto tu rządzi i nie tolerować pyskówek.
Arbiter powinien traktować wszystkich zawodników równo, bez względu czy jest to kapitan Czerwonych Diabłów, czy lider Polonii Bytom. Jednym ze sprawiedliwych był szwedzki sędzia Anders Frisk. Kiedy w 2005 r. sędziował spotkanie LM Barcelony z Chelsea. Przy stanie 0:1 dla The Blues, Frisk wyrzucił z boiska Didiera Drogbę. Barca wygrała w końcu 2:1, a po meczu portugalski szkoleniowiec Londyńczyków – Jose Mourinho oskarżył Szweda o stronnicze sędziowanie, a nawet zasugerował, że mógł on przyjąć łapówkę od Rijkaarda. Dwa tygodnie później, nieszczęsny arbiter znajdował się na skraju załamania nerwowego. Grożono mu śmiercią oraz porwaniem trójki dzieci. Dostawał e-maile, telefony i listy z pogróżkami. Nie wytrzymał. Oficjalnie oświadczył, że rezygnuje z sędziowania. Wszystko przez jeden, głupi, czerwony kartonik. Ale za tym kryło się coś więcej – prestiż i duma chorobliwie ambitnych menedżerów.
Jeżeli nie wyeliminujemy podobnych zachowań, może dojść do podobnej sytuacji, jak w USA, gdzie zawodnicy futbolu amerykańskiego pomiatają sędziami na prawo i lewo, a sportowe władze boją się dyskwalifikować i zawieszać sportowców, w obawie o zmniejszenie wpływów z transmisji telewizyjnych i reklam. Oczywiście zdarzają się wypadki, kiedy nakładane sankcje są naprawdę wysokie, jednak futbolista musi sobie na to naprawdę zasłużyć. Rola sędziego ogranicza się w tym wypadku do interwencji w naprawdę krytycznych sytuacjach. Ogólnie rzecz biorąc, dobry sędzia, to taki, który nie rzuca się w oczy. Zawodnicy, którzy biegają po murawie, robią show, przyciągając przed telewizory miliony widzów, a tym samym zapewniają stały dopływ gotówki do kas klubów i federacji. Zwykła, ludzka chciwość sprawiła, że na boiskach szerzy się chamstwo, a futboliści są niemal nietykalni. Chore.
Trzeba szybko przeciwdziałać, bo sytuacja staje się naprawdę trudna. Poziom sędziowania niski, arbitrów brak, a jeżeli już są, to mają opory przez sięganiem do kieszeni (a w Polsce to biorą w kieszeń). Wątpię, aby program Respect zauważalnie zmienił obraz futbolu na Wyspach. Tutaj potrzeba bardziej radykalnych metod, a nie wprowadzanie kolejnych kodeksów. Chociaż na początek, dobre i to, przynajmniej coś robi się w tej sprawie.