Mieszkam w jednym z miast, w którym mają odbyć się mecze Euro 2012. Obiekt, na którym rozgrywa mecze miejscowa drużyna jest, podobno, najlepszy w Polsce… Niedawno miałem okazję odwiedzić jeden z najnowocześniejszych stadionów świata – Allianz Arena. Ta krótka wycieczka utwierdziła mnie w przekonaniu, że w tym elemencie piłkarskiej infrastruktury, jesteśmy daleko w lesie. Na stadionowej mapie Europy, w naszym miejscu, widnieje biała plama, a jedyny zaznaczony na niej obiekt to Stadion Dziesięciolecia w Warszawie, który znany jest raczej z działalności pozasportowej. No może jeszcze stadion w Chorzowie, ale ten zakwalifikowany został zapewne do kategorii zabytków. Przybliżę Wam, drodzy Czytelnicy, jak wygląda plac piłkarskich zmagań w moim mieście, na cztery lata przed rozpoczęciem Euro. Okiem zwykłego kibica, obserwatora meczów i mieszkańca ponad półmilionowej metropolii.
Zasadniczą sprawą jest umiejscowienie obiektu. Już w pierwszej kwestii różnice między zachodnimi standardami, a polską rzeczywistością są nader wyraźne. W moim mieście akurat tak się złożyło, że nieopodal stadionu, znajdują się liczne blokowiska. Kiedy zbliża się mecz, ludzie mieszkający na tychże osiedlach, wpadają w popłoch. Kto tylko może, wskakuje w samochód i jedzie w jakieś odległe miejsce, byle tylko nie zostawić swojego pojazdu na linii przemarszu rozentuzjazmowanego tłumu fanów. Tym, którym nie będzie dane opuścić zagrożonego terenu, zostają w domach i modlą się, aby samochód dotrwał do jutra. Dzieci mieszkające w okolicy dostają zakaz opuszczania domów, zresztą, nawet dorośli, ani myślą, wystawić czubek nosa poza drzwi własnego mieszkania. Na dwie godziny przed meczem, tętniące zwykle życiem blokowiska cichną i milkną. Zbliża się godzina Sądu Ostatecznego… Na horyzoncie pojawiają się pierwsze osobniki, które stanowią dopiero zapowiedź prawdziwego kataklizmu. Po godzinie, plaga szarańczy zalewa całe osiedla, pozostawiając po sobie obraz nędzy i rozpaczy … No, może troszkę się zapędziłem, jednak, mniej więcej tak rysował mi się w przed oczami obraz, który przedstawiali mi wielokrotnie koledzy w swych obszernych relacjach. De facto, każdy samochód pozostawiony bez wzmożonego nadzoru, może posłużyć kibicom za otwieracz do butelek, lub jako namiastka ubikacji. Nie muszę chyba wspominać, że zmywanie żółtych nacieków z karoserii jest średnią przyjemnością. A w Niemczech? Allianz Arena położona jest na przedmieściach, więc do Spółdzielni Mieszkaniowej nie napływają setki zażaleń ze strony Monachijczyków. Kolejnym atutem bawarskiego obiektu, którego brakuje nam w Polsce jest świetnie oznaczona droga. Jadąc autostradą A9, nie sposób nie zauważyć odpowiedniego odbicia, prowadzącego na stadionowy parking. I tutaj pojawia się drugi problem z jakim borykamy się u nas, a mianowicie, dojazd.
Nie wiem, jak w innych miastach, ale u mnie najszybszym środkiem transportu, którym można się przedostać pod stadion jest tramwaj. Korzystając codziennie z miejskiej komunikacji w drodze do szkoły, nie zauważyłem, aby kiedykolwiek pojazd szynowy rozwinął prędkość większą niż 40 km/h, jednak biorąc pod uwagę tłok na drogach, na stadion dotrzemy szybciej tramwajem, niżeli samochodem. Poza tym wycieczka samochodowa na mecz może skończyć się niezbyt przyjemnie i zmusić nas do wizyty w serwisie. Nie jestem ekspertem od spraw transportu, jednak korzystając z Internetu, ustaliłem, że spora część z kursujących po torowiskach tramwajów, to modele, które zaprzestano produkować w latach 90. ubiegłego wieku, a do Polski trafiły po odsłużeniu służby w zachodnich krajach. No cóż, zagraniczni goście, którzy przybędą z okazji Euro będą mieli okazję przenieść się w czasie. Ale to nie jedyne zabytki jakie możemy spotkać w pobliżu polskich stadionów.
Podczas spacerku po Allianz Arena moją uwagę przykuł olbrzymi sklep z klubowymi gadżetami. Oczywiście ze strony włodarzy Bayernu Monachium można się było się tego spodziewać, jednak w osłupienie wprawił mnie widok gadżet-marketu miejscowego drugoligowca TSV1860 Monachium. Takich sklepów, w Polsce, to nawet w najbardziej ekskluzywnych centrach handlowych jest, jak na lekarstwo. A co dopiero na stadionach… W moim mieście, główny ośrodek zaopatrzenia w szale, koszulki i inne piłkarskie rekwizyty stanowi stoisko, które przed meczem rozstawiają klubowi straganiarze. Kiedy komuś zachce się zakupić gadżet w barwach ukochanej drużyny, musi się liczyć, że postoi w niemałej kolejce (sprzedawców jest dwóch). Chyba nie muszę dodawać, że walka o miejsce w ogonku ostro zakrapianym alkoholem jest średnio przyjemna i nawet najdzielniejsi, niekiedy muszą zrezygnować z zakupu, po bliskim starciu z rywalem o miejsce w kolejce.
Na Allianz Arena nie mogło oczywiście zabraknąć kompleksu gastronomicznego. Każdy kibic może liczyć w przerwie na smakowitego Brotwursta (kiełbasę w bułce). U nas, w Polsce, również można zaopatrzyć się w małe co nieco podczas spotkania. Jednak sposób i kultura zakupu jedzenia znacznie różnią się od standardów europejskich. Jak na razie, na stadionach królują zaimprowizowane grill-bary. Niestety nie wszystkim fanom jest dane nabyć posiłek. Jako że maksymalnie czynne są trzy stoiska, w celu dokonania zakupu, grubo przed przerwą, należy rozpocząć walkę o miejsce w kolejce. Co więcej, nasze polskie kiełbaski są smażone w warunkach ekstremalnych. Teoretycznie są przygotowywane na grillu, jednak stadionowa metoda znacznie różni się od tej, którą znamy chociażby z naszych działkowych ogródków. Otóż, przez cały mecz, mokrutki z wysiłku sprzedawca, przerzuca w płomieniach stertę kiełbas starając się w ten sposób przysmażyć każdą sztukę w przeciągu kilku sekund. Powstała przy tym dymówa unosi się wysoko nad stadionem, sprawiając, że ludziom zabarykadowanym w mieszkaniach okolicznych osiedli, cieknie ślinka.
Kiedy kibic zje i popije, pora się załatwić… Na bawarskiej Arenie miałem przyjemność odwiedzić jedną z toalet. Pobyt łazience umilała mi płynąca z głośników nastrojowa muzyczka. Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o opróżnianiu pęcherza podczas meczu Orange Ekstraklasy. Po pierwsze, kolejka do kabinek Toi-Toi jest niemiłosiernie długa, co związane jest z nikłą przepustowością budki. Po drugie, w sytuacji przestoju spowodowanego niedyspozycją jednego delikwenta, cierpi na tym cała trybuna. Po trzecie, kiedy już dostaniesz się do środka, musisz się liczyć z tym, że chwila, na którą tyle czekałeś, nie przyniesie ulgi lecz kolejne starcie, tym razem z chyboczącą się budką i spadającą klapą (jeśli w ogóle takowa jest). Zamiast muzyki, możemy usłyszeć co najwyżej walenie w drzwi. Większość kibiców, z góry nie bierze pod uwagę tematu Toi-Toia i decyduje się oddać mocz na koronie stadionu. A ja się dziwiłem, za pierwszym razem, dlaczego ta trawka pod płotem taka zielona…
Nasza stadionowa flora i fauna stanowi pewien przyrodniczy ewenement na skalę światową. Jest ona szczególnie pasjonująca dla zagranicznych biologów, którzy nigdy u siebie nie spotkali tak zapuszczonych trybun. W moim mieście, w tym roku, jeden z portugalskich ekspertów napisał obszerną pracę na temat roślin rosnących między krzesełkami. Zapewne, podobnie jak ja, zastanawiał się dlaczego trawa jest taka bujna i soczysta. Ciekaw jestem jego miny, kiedy dowiedział się, że przyczyna jest tak prozaiczna…
No dobra, wyszliśmy z meczu. Był ciężki dojazd, trudności z zakupem szalika i kiełbaski oraz problemy z toaletą. Teraz jeszcze pozostaje kwestia opuszczenia stadionu. Jeżeli przyjechaliśmy na mecz własnym samochodem, musimy liczyć się z tym, że wyjazd z parkingu zajmie nam co najmniej kilkadziesiąt minut. Taki paraliż komunikacyjny da się zauważyć po spotkaniach, na których frekwencja wyniosła około 10-15 tys. Trudno sobie wyobrazić, jak będzie sytuacja wyglądała podczas Euro, kiedy piłkarskich fanów będzie czterokrotnie więcej. Takie problemy nie są znane w Monachium, gdyż stadion jest połączony bezkolizyjnymi, najnowocześniejszymi autostradami.
Jeżeli chcemy, aby Euro 2012 zostało zapamiętane, jako wspaniała impreza sportowa, a nie wycieczka w skansenie, musimy, prócz budowy stadionów, zadbać również o odpowiednią infrastrukturę. Miejmy nadzieję, że zawrotne tempo budowy 0,5km autostrady na dziesięć lat zostanie znacznie zwiększone, bo inaczej nadal trzeba będzie dojeżdżać na mecze tramwajami… A jak, Wy, Czytelnicy, widzicie przepaść między zachodnimi (i wschodnimi np. Kijów, Moskwa) standardami stadionowymi? Czy jest ona aż tak dramatyczna, że powinniśmy się wstydzić naszych obiektów? A może wiecie, jakie osobliwości czekają zagranicznych kibiców w innych miastach? Zapraszam do dyskusji!