28 meczów od początku sezonu, 27 bramek. To Cristiano Ronaldo, robot, a nie piłkarz. Nikt w tej chwili nie jest w stanie zbliżyć się nawet na krok do Portugalczyka. Już w tej chwili można przypuszczać, że Ron zdobędzie tytuł Króla Strzelców Premiership, będzie bardzo poważnym kandydatem do Złotej Piłki i gwiazdą futbolu, jakiej świat nie widział od czasów Maradony. Nie tylko wszystkie statystyki zdają się to potwierdzać, lecz sam styl w jakim pomocnik United przesądza o zwycięstwach swojego zespołu jest imponujący. Choć może nie był to mecz jego marzeń, ale magiczny gol z rzutu wolnego i zapewnienie trzech punktów drużynie, sprawiło, że powinienem zacząć ten artykuł od niego.
Mecz nie należał do bardzo porywających, przynajmniej jeśli chodzi o Premiership. Uzasadnienie jest proste. United nie musiało wrzucać V-tego biegu przy stanie 2-0 do przerwy. Należy się więc cieszyć przede wszystkim z dorobku punktowego. Osobiście jako wielki fan angielskiej piłki uważam, że takie przeciętne angielskie spotkanie jest i tak o niebo lepsze od wychwalanej pod niebiosa Serie A.
Portsmouth nie należy do ścisłej czołówki ligi, toteż zespół nie stawił wielkiego oporu. Nasz ostatni rywal nie znajduje się ostatnio w najwyższej formie, o czym świadczy choćby porażka z Sunderlandem 0-2 przed dwoma tygodniami. W ostatnim meczu ligowym, podopieczni Harry’ego Redknappa pokonali zaś outsidera Derby County 3-1.
Do pierwszego spotkania między tymi drużynami w tym sezonie doszło w 2. kolejce rozgrywek, 15 sierpnia 2007 na Fratton Park. Wówczas padł niespodziewany remis 1-1, a Ronaldo przepłacił spotkanie czerwoną kartką i zawieszeniem. Jedynego gola dla Diabłów zdobył wówczas Paul Scholes, który już doszedł do zdrowia po groźnej kontuzji i był bardzo ważnym ogniwem jedenastki Sir Alexa Fergusona w dniu wczorajszym. Dla ówczesnych gospodarzy trafił Benjani, najskuteczniejszy piłkarz Portsmouth, który dotychczas zdobył 12 bramek w Premiership.
Czas, aby podsumować widowisko na Old Trafford. Zacznę od obrońców, którzy w mojej opinii nie zachwycili, choć nie zawodzili na tyle, aby Edwin Van der Sar miał dużo roboty. Rio Ferdinand i Nemanja Vidić pozwolili na wiele Milanowi Barosowi, który przed kilkoma dniami dołączył do rywali Czerwonych Diabłów na zasadzie wypożyczenia z Lyonu. Tym większe było moje zdziwienie, że rozstano się z nim tak łatwo, gdyż Czech pozostawił wczoraj po sobie dobre wrażenie. Był jedną z najaktywniejszych postaci w ekipie The Pompeys. Patrice Evra zagrał zaś – jak na swoje możliwości – optymalnie, i był pewnym punktem zespołu. Angażował się w ataki United z dobrym skutkiem, a także uniemożliwiał rajdy Benjaniego prawą flanką. Wes Brown w podobny zachwyt nikogo raczej nie wprawiał, a Chorwat Niko Krancjar dostał możliwość zaprezentowania się z dobrej strony i chwilami mógł się podobać obserwatorom.
Lekko ospała defensywa wystarczyła jednak na 9. zespół ligi i ich duże doświadczenie nie pozwoliło nic zdziałać ambitnym gościom. Rio Ferdinand mógł być lekko zdekoncentrowany, zwłaszcza gdy rywal został w pierwszym kwadransie miał problemy z opuszczeniem własnej połowy. Stąd kilka późniejszych, choć oczywiście niegroźnych akcji Portsmouth.
Lepiej na pewno wypadła linia pomocy, która miała wielkie znaczenie w osiągnięciu sukcesu. Koreańczyk Park Ji-Sung wykorzystał swoją szansę i był bardzo dynamiczny w pierwszej odsłonie meczu i popisał się kilkoma dobrymi podaniami, choć na dobrą sprawę, w drugiej części spotkania wiodło mu się już trochę gorzej.
Anderson pozwolił swoimi dobrymi występami zapomnieć przynajmniej na chwilę o rudowłosym zawodniku, który zanotował fenomenalny powrót do Premiership. Paul Scholes po uporaniu się z kontuzją wrócił taki sam, jakiego go pamiętaliśmy przed urazem. W moim odczuciu był najlepszym piłkarzem na murawie i architektem tego zwycięstwa. Tym samym, doświadczony Scholes po raz kolejny udowodnił, że nawet grający na maksimum swoich możliwości Anderson, wciąż jest kilometr za bezbłędnym 33-latkiem. As United nie jest jeszcze jednak w pełni gotowy na grę przez 90 minut, stąd wymuszona była zmiana i wprowadzenie na boisko Brazylijczyka. Anderson nie zawiódł, choć wszyscy rzecz jasna mówili tego wieczoru o byłym reprezentancie Anglii.
Obok niego w środku tej formacji zagrał Michael Carrick, powołany na towarzyski mecz reprezentacji Anglii ze Szwajcarią na Wembley. Solidny Anglik nie błysnął jednak w tym spotkaniu i nikogo nie rzucił na kolana. Był jednym z najsłabszych w szeregach United.
Na skrzydłach zagrali rzecz jasna Portugalczycy Nani i Ronaldo. Ich współpraca mogła zrobić wrażenie. Mam tu na myśli przede wszystkim pierwszego gola po świetnej dwójkowej akcji i kapitalnej asyście Naniego. Ronaldo, jako najskuteczniejszy piłkarz Premiership nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem Davida Jamesa w sytuacji sam na sam przypieczętował dynamiczną kombinację Latynosów. Występ tego pierwszego trzeba uznać za poprawny, gdyż poza tym perfekcyjnym zagraniem, miał jeszcze kilka groźnych akcji i był bardzo bliski zdobycia trzeciego gola w 80 minucie gry, gdy piłka po jego strzale z ponad 20 metrów poszybowała minimalnie nad poprzeczką bramki The Pompeys.
Jedenastym graczem, który niespodziewanie nie miał swojego dnia był Wayne Rooney. Wazza zdobył swoją dopiero szóstą bramkę w sezonie w minionej kolejce przeciwko Reading, a wczorajszego wieczoru do najlepszych zaliczyć nie może. Anglik znów potrafił stworzyć sobie sytuacje, lecz to trochę za mało, jak na oczekiwania fanów. Mógł zdobyć bramkę na 3-0.
Pomeczowe wypowiedzi:
Harry Redknapp:
„To kompletnie inna klasa, inny poziom i nie mogliśmy się z nimi mierzyć. Zaczęli grę swoimi typowymi podaniami i to było w ich wykonaniu fantastyczne. Nie mogliśmy za nimi nadążyć.
(…)On [Ronaldo] jest nie do ogrania, takie wykonanie rzutu wolnego było wręcz nierealne. Żaden bramkarz na świecie nie byłby w stanie zatrzymać tego strzału(…)
Scholes i Carrick rozumieli się świetnie i bardzo dobrze rozgrywali piłkę. Ich zagrania zapierały chwilami dech w piersiach. Oczywiście, robiliśmy co w naszej mocy i chcieliśmy się z nimi równać, ale po prostu tego wieczora nie było takiej możliwości. Byli dla nas zbyt dobrzy.”
Michael Carrick:
„Nigdy nie jesteśmy usatysfakcjonowani, ponieważ chcemy, aby wszystko układało po naszej myśli w tym co robimy. Od takiego klubu, jakim jest United, oczekujesz tytułów i trofeów. Wiemy jak to się robi, jako jego zdobywcy przed rokiem, więc to nam pomoże.
(…)Paul to znakomity piłkarz. Jeszcze nigdy nie czuł się tak znakomicie. Uwielbiam grać u jego boku, tak samo jak z innymi partnerami.”
Harry Redknapp, szkoleniowiec Portsmouth nie owijał w bawełnę i powiedział co naprawdę myśli o tym spotkaniu. Taka wypowiedź potwierdza tylko klasę trenera, który potrafi obiektywnie docenić klasę przeciwnika i nie użalać się nad własnymi problemami.
Każdy mecz bez straty punktów należy uznać za plus, a styl w jakim do gry w pierwszym składzie w meczu ligowym wrócił Paul Scholes jest imponujący i należą mu się za to wielkie brawa. Jak to dobrze, że mamy też Cristiano Ronaldo, który w zasadzie w tym sezonie nie miał gorszych dni i zawsze stawał na wysokości zadania. Nie zawiódł i tym razem i zdobył dwa bardzo ważne trafienia. To drugie jest dla mnie najpiękniejszym zdobytym przez Portugalczyka w jego dotychczasowej karierze, a przynajmniej jeśli chodzi o rzut wolny. Magia, choć dopisało też szczęście, gdyż mur rywali nie był najlepiej ustawiony.
Teraz czas na bardziej wymagający Tottenham, z którym przed kilkoma dniami wygraliśmy 3-1 w rozgrywkach FA Cup. Zespół United ma 57 punktów w lidze i lepszy bilans bramkowy od Arsenalu Londyn, który będzie w 25. serii spotkań podejmował bardzo groźny na swoim boisku Manchester City. Wierzmy, że wszystko ułoży się po naszej myśli i zespół Diabłów zostanie samodzielnym liderem Premiership.