Nie przegap
Strona główna / Offtopic / Polska jedzie na Euro!

Polska jedzie na Euro!

Polska jedzie na EURO!
Nie dociera to do mnie w tej chwili. Może dlatego, że już wcześniej, za „moich czasów”, Polska reprezentacja dwukrotnie awansowała na mistrzostwa świata w piłce nożnej. Mundial to impreza sportowa o wiele wyższa rangą. Największa, obok Igrzysk Olimpijskich, na świecie. ME nigdy nie wywoływało aż tylu emocji, co mistrzostwa globu, chociaż uważa się go za bodajże trzeci w kolejności turniej pod względem popularności, tudzież oglądalności…

A jednak emocje i radość, jakie towarzyszyły polskim kibicom w sobotni wieczór, były tak ogromne, jakby Polska reprezentacja co najmniej zdobywała jakiś tytuł mistrzowski. Odpowiedź na pytanie „dlaczego?” jest oczywista dla większości zainteresowanych. Bo Polacy dokonali czegoś historycznego. Bo Leo Beenhakker zapisze się w historii naszego kraju jako pierwszy selekcjoner, który wprowadził Polaków do finałów mistrzostw Europy. Bo po fatalnym występie naszych piłkarzy na mundialu nikt nie wierzył, że w krótkim czasie można dokonać czegoś podobnego. Bo… jesteśmy Polakami i mamy kompleksy.

Pamiętam jak kiedyś udało mi się wygrać MŚ kierując Polską w grze Championship Manager 01/02. Tak, wiem. To wirtualna rzeczywistość, jednak do tej pory ciągle jest w niej sporo z rzeczywistości – tej, w której żyjemy. Dlaczego nawiązuje do CM-a? Z prostej przyczyny – bo według mnie Polska ma wiele piłkarskich talentów. I tę tezę potwierdza sam Beenhakker. Jedyne czego nam brakuje i czego zazdrościmy Zachodowi, to liczne boiska i solidne szkolenie młodzików. Jednak ta zazdrość prowadzi często do dziwnych zachowań kibiców czy dziennikarzy. Potrafimy się podniecać tym, że któryś z naszych ligowych „kopaczy” wyjeżdża do lepszej ligi, do innego kraju i przez następne parę tygodni robi się wokół tego istny młyn – gazety donoszą o najmniejszych szczegółach dotyczących zawodnika, stacje telewizyjne wykupują prawa do pokazywania meczów danej drużyny bądź całej ligi, a nazwisko „szczęściarza” nie schodzi z ust kibiców przez jakiś czas. Przykłady można mnożyć…

Czyż nie jest śmieszną maniera portalu Onet.pl, który co jakiś czas podaje tytuły wyglądające mniej więcej tak: „Cztery gole na Old Trafford, Kuszczak rezerwowym”. Podniecanie się tym, że Polak jest bramkarzem numer dwa jednej z najsilniejszych angielskich drużyn, jest troszkę dziwne. Albo nagłośnienie, do niewyobrażalnych rozmiarów, transferu Euzebiusza Smolarka do La Liga. Pierwszy Polak w Hiszpanii od iluś tam lat. Wow! A potem jeszcze strzelił bramkę! Nic dziwnego, to napastnik… Czy tacy Francuzi albo Holendrzy rozpisują się o tym, że mają swoich rodaków w danych drużynach bądź ligach? Tak, wiem. Ich piłkarzy rozsianych po Europie jest dużo, dużo więcej niż tych polskich, ale co z tego?

Trzeba dziękować losowi, że Leo zgodził się na pracę z naszą reprezentacją. To przynajmniej dało do myślenia. Oczywiście, Beenhakker ma wielkie doświadczenie trenerskie, warsztat, umiejętności, ale to, co dał naszym zawodnikom najważniejszego, to… pewność siebie. Dla mnie idealnym przykładem niech będzie to, co się stało z Tomaszem Zahorskim, napastnikiem Górnika Zabrze. Jego partner z ataku, Dawid Jarka, w kilku ze spotkań Orange Ekstraklasy zdobył aż 10 bramek, a Zahorski w tym czasie ani jednej. Ale to ten drugi otrzymał szansę gry u Beenhakkera. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego nie dać szansy bramkostrzelnemu Jarce? Zahorski wiele nie zdziałał w reprezentacji, ale… W kolejnych 2-3 spotkaniach ligowych zdobył cztery gole, a wspomniany Jarka od tamtego czasu jakoś przycichł. Nie mam wątpliwości, że kilkudniowy pobyt na zgrupowaniu reprezentacji dał Tomkowi dużo, dużo dobrego dla rozwoju jego kariery. I niekoniecznie będzie z niego jakiś wspaniały piłkarz, ale jego pewność siebie może mu nawet dać w przyszłości transfer do lepszej ligi.

Polska awansowała do Euro i naprawdę jest się z czego cieszyć i, w tym przypadku akurat, trąbienie o historycznym dokonaniu jest w pełni uzasadnione. Tak się tworzy historia. Ale na daną chwilę nie jestem wcale taki pełen optymizmu. Dwukrotnie w ciągu ostatnich 6 lat nasza kadra pokazała totalny „piach” na mundialu, mimo że eliminacje potrafili wygrać w niewiarygodny sposób. Może to prawda, że te „lepsze” reprezentacje po prostu się nie angażują aż tak w grę, choć i tak potem awansują. A „nasi” spinają się na maksimum i dzięki temu dostają się na finały turnieju z kilkupunktową przewagą nad rywalami z grupy. No, ale potem nie ma już takiej gry Polaków, jak parę miesięcy wcześniej. I tu jest kolejne wyzwanie dla Leo – tak poustawiać chłopaków, żeby im „sodówa” do głowy nie uderzyła. I przynajmniej z takim zawodnikami jak Boruc, Smolarek, Krzynówek, Bąk, Żewłakow czy Żurawski nie będzie problemu, to jednak pozostali to żółtodzioby, jeżeli chodzi o występ na wielkiej piłkarskiej imprezie. Mam nadzieję, że Holender znowu przejdzie do historii i będzie pierwszym po Antonim Piechniczku (1/8 finału MŚ w 1986 roku), który naprawdę zrobi coś w finałach mistrzostw z polską drużyną. Ale to oczywiście problem na „jutro”. Teraz cieszmy się z awansu. Cieszmy się, bo byliśmy świadkami tworzenia historii. W przyszłości to właśnie o Beenhakkerze i jego drużynie z lat 2006/2007 (i miejmy nadzieję późniejszych) będą opowiadali z wypiekami na twarzy polscy komentatorzy i dziennikarze. No i przede wszystkim kibice.

Przewiń na górę strony