Nie przegap
Strona główna / Naszym okiem / Naszym okiem: United – Sunderland

Naszym okiem: United – Sunderland

Roy Keane i Sir Alex Ferguson
Plan został wykonany. Piękne powitanie Keane’a, piękne pożegnanie Solskjaera, zwycięstwo nad „Czarnymi Kotami”. Gra United nie powalała na kolana, ale teraz liczyły się tylko 3 punkty. Mamy przerwę na mecze reprezentacji. Wróci Ronaldo. Saha powinien być już w pełnej gotowości. Być może Gary też niedługo zagości w pierwszej drużynie, a i dla Wayne’a widać światełko w tunelu. Co do meczu…

Zacznijmy po kolei. Debiut Andersona należy uznać za nijaki, ale też trudno wiele od Brazylijczyka wymagać. Ciężko cokolwiek więcej powiedzieć. A jednak coś sobie przypomniałem. Jedno ładne prostopadłe podanie do Teveza, któremu zabrakło trochę szybkości i strzał lewą nogą Argentyńczyka, nie był specjalnie trudny do obrony. Inna sprawa, że Carlito zamiast ściąć do środka i ruszyć na piłkę, tylko na nią czekał. Wracając do Andersona. Starał się chłopak i właściwie tyle. Nie mam najmniejszych pretensji do niego, bo przy zamkniętym na swojej połowie Sunderlandzie trudno się grało. Barykada straszna. I czasami próba jej rozbicia, wyglądała jak walenie głową w mur.

Kiedy popatrzymy na grę United to nie znajdziemy zbyt wielu pozytywów. Wystarczy powiedzieć, że naszym najlepszym skrzydłowym był Patrice Evra. Z drugiej jednak strony trudno wymagać od dwóch żółtodziobów – Naniego (wiem, fenomenalny gol tydzień temu, ale ciągle nie będzie błyszczał, dajcie mu czas) i Eaglesa świetnych występów. A właśnie Chris dostał szansę od Fergusona, nie wykorzystał jej. Manchester grał bardzo monotonnie, akcje dosyć często rozgrywane środkiem, gdzie było bardzo gęsto. Sunderland w zamku hokejowym. Linia pomocy ustawiona na 30 metrze od bramki Gordona, a obrońcy beniaminka Premieship przesuwali się po szesnastce, wchodząc co raz głębiej we własne pole karne. W poprzednim sezonie „Czerwone Diabły” słynęły z tego, że strzelały wiele bramek w pierwszej połowie. Podopieczni Fergusona zwykle mieli mocne wejście w spotkanie i potem było już z górki. Wczorajsze, premierowe 45 minut określę jako bezbarwne.

Jak nie trudno zgadnąć w drugiej odsłonie taktyka „Czarnych Kotów” wcale się nie zmieniła. No ok, raz wymienili więcej podań na połowie Manchesteru i mieli dwa rzuty wolne. To tam jednak mniej istotne. Na boisku pojawił się tak długo oczekiwany Louis Saha, zmienił Andersona. Wreszcie! 4-4-2! I tuż po wejściu Francuza. Długa piłka od Rio Ferdinanda, snajper United przyjmuje futbolówkę na klatkę piersiową jednocześnie uwalniając się od obrońcy, 12 metr od bramki i… sędzia zakończył akcję odgwizdując spalonego (którego nie było). Saha miał póżniej kolejną szansę, lecz jego bardzo ładny strzał z woleja, został w świetnym stylu obroniony przez Gordona. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. I tak po rzucie rożnym, gapiostwie obrońców i bramkarza Sunderlandu, Francuz umieścił piłkę w siatce. Uff…

Przed strzeleniem tej bramki, również po kornerze, swoją okazję miał Vidić, ale piłka po jego strzale z około 5 metrów, nieznacznie minęła poprzeczkę bramki Gordona. Cóż, United dominowało przez całe spotkanie, co wynikało również z strasznie defensywnego ustawienia Sunderlandu. Goście mieli nadzieję na rezultat 0-0, ewentualnie zdobycie bramki, ale najważniejsze było zabezpieczenie tyłów. Keane nie zaryzykował, obawiał się, że gdy jego drużyna zacznie grać odważniej, to zemści się to, zabójczymi kontratakami. Powodzenia Roy, w innych meczach Premiership!

Chciałem jeszcze wrócić do Louisa Saha. Francuz może nie zagrał jakiegoś porywającego spotkania, ale to jedyny napastnik w United (zbyt wielu już się nie ostało), który potrafi przyjąć piłkę mając obrońcę na plecach. Umiejętnie gra tyłem do bramki. Jest w stanie oderwać się od defensora, zgrać futbolówkę do partnera. Co by dużo nie mówić, dla mnie to piłkarz kompletny. A co nie można wychwalać? A strzał? Lewą, prawą nogą, uderzenia z dystansu, gra głową, gra kombinacyjna, gra z obrońcą na plecach. Do tego niezłe przyspieszenie, drybling, siła. Gdyby nie te kontuzje. No przecież nie powiedziałem, że idealny. Mam jednak nadzieję (jak co roku), że ten sezon Saha zaliczy już cały. Niech huknie te 30 bramek w sezonie. Nałoży koronę króla strzelców! Ot, co.

Z wczorajszego spotkania utknęła mi w pamięci jeszcze jedna sytuacja. Do wejścia na boisko przyszykowany był Michael Carrick. Anglik już ściągał bluzę i czekał przy linii. Minęło trochę czasu, a pomocnika Manchesteru na boisku wciąż nie było. Po chwili najazd kamery na ławkę rezerwowych Diabłów. A na niej niezadowolony, podirytowany Carrick. Na murawę pojawił się za to John O’Shea…

Martwi na pewno skuteczność Teveza, dzisiaj oddał dwa celne strzały. Drugi mógł się zakończyć bramką, ale jeszcze nie tym razem. United nie grało ładnie, ale tak na usprawiedliwienie. Czterech nowych piłkarzy w podstawowym składzie równa się brak zgrania. Ponadto absencja naszych trzech żądeł. Ronaldo, Rooney i Saha. Francuz już dzisiaj grał. Portugalczyk będzie mógł już wystąpić z Evertonem. Wayne wracaj!

Przewiń na górę strony