Nie przegap
Strona główna / Manchester United / Cudze chwalicie, swego nie znacie…

Cudze chwalicie, swego nie znacie…

Anderson, Ronaldo, Nani …czyli polityka transferowa Manchesteru United
Manchester United – jeden z najbardziej utytułowanych, najsłynniejszych i najlepszych klubów świata, setki kibiców w każdym zakątku globu – począwszy od Europy, przez daleką Azję, a skończywszy na USA, gdzie, mimo dominacji jakże popularnego baseballu, ciągle powstają kolejne piłkarskie szkółki, a każdy z małych piłkarzy marzy, by dryblować jak Ronaldo i strzelać jak nasz popularny Roo.

Czy klub jeszcze do niedawna uznawany za najbardziej wyspiarski z wyspiarskich ze względu na zdominowanie kadry przez piłkarzy narodowości brytyjskiej, można aktualnie taką nazwą mianować, biorąc pod uwagę napływ Południowców? Czy drużyna jeszcze do niedawna postrzegana jako jedna z nielicznych, która świeżą krew własnych, młodych wychowanków ceni najbardziej, wciąż na to zaszczytne miano zasługuje?

Zapraszam do lektury i podążania tropem moich osobistych dywagacji…

Sezon 2006/2007 dla United nie był tak obfity, jak każdy to sobie wyobrażał przed jego rozpoczęciem. Przyniósł nam, mimo ogromnego apetytu na dużo więcej, zaledwie jeden owoc, ale za to o wyjątkowym smaku: po dwóch latach dominacji londyńskiej Chelsea w Premiership, Manchester United wraca na tron. Rzesze kibiców, piłkarze i włodarze klubu oszaleli ze szczęścia, jednak Ci ostatni, jak na profesjonalistów przystało, musieli rychło ochłonąć z wszechobecnej ekstazy i zacząć myśleć o kolejnym sezonie tak, by obrodził obficiej: należało więc pomyśleć o nowych wzmocnieniach… Tak bardzo przejęli się swoim arcyważnym zadaniem, że już po paru tygodniach od tryumfu, piłkarskim światkiem wstrząsnęła informacja o tegorocznych transferach United. Wiadomość, że aż trzech nowych piłkarzy od najbliższego sezonu będzie reprezentować czerwone barwy, spadła na fanów niczym grom z jasnego nieba… jednak stosunkowo szybko zaskoczenie ustąpiło miejsca radości.

Na wieść o transferze młodego Andersona wyraz niemego zdziwienia pojawił się chyba na każdej twarzy, a wraz z nim pytanie: kto to właściwie jest? W ruch poszły internetowe wyszukiwarki i po naciśnięciu paru klawiszy wszystko było jasne. Niektórym wystarczyło obejrzenie kilku filmików na youtube.com, by oszaleć na punkcie młodego Brazylijczyka. Ja również byłam pod wrażeniem jego technicznych umiejętności, ale u mnie euforia wcale się nie pojawiła, bo zaraz na myśl przyszła kwestia jakże oczywista: Brazylijczyk w United?! Mało rzeczy brzmi tak niedorzecznie, tym bardziej, że pojawiały się już próby „przystosowania” Brazylijczyka do naszego stylu gry i wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Idealny przykład – Kleberson. Dlatego obawiam się, że w tym przypadku będzie podobnie i włodarze będą pluli sobie w brodę z powodu pieniędzy wyrzuconych w błoto. Zakładając jednak, że się pomylę w swoich przewidywaniach, to i tak sytuacja z Andersonem nadal mnie trapi. Dlaczego? Już wyjaśniam: załóżmy, że akurat Anderson zawojuje środek naszego pola i styl jego gry zgra się ze stylem gry United – będzie co prawda potrzebował na to kilka lat, ale tak się składa, że te same kilka lat, które Paul Scholes, nasz niezastąpiony ofensywny środkowy, będzie potrzebował na zakończenie kariery. Puzzle układają się więc same w sensowną układankę: Anderson zajmie miejsce Scholesa, zadomowi się na dobre, zabierając tym samym szanse na grę jednemu z wychowanków – Darrenowi Fletcherowi, który już teraz rzadko dostaje możliwość zaprezentowania się w United, a w reprezentacji Szkocji wyróżniony zostaje opaską kapitana, co prawda w zastępstwie, ale jednak.

Transfer numer 2 – Nani. W przeciwieństwie do Andersona – rozpoznawalny wśród znawców footballu, głównie ze względu na fantastyczną passę w Sportingu i widowiskowe pomeczowe salta. Miejsce w podstawowej jedenastce również musi mieć zapewnione, bo nie po to wydaję się 14 mln funtów, by zawodnik „grzał ławę”… Póki co pozycję, na której najlepiej czuje się Nani, zajmuje w Manchesterze Giggsy, ale Walijczyk ma już przecież pewien wiek, który skłania do coraz częstszego myślenia o zakończeniu kariery… Bieg wydarzeń jest już łatwy do przewidzenia – w podstawowej jedenastce nie znajdzie się miejsce dla niesamowicie uzdolnionego, młodego angielskiego wychowanka Eaglesa, który, jak dla mnie, kumuluje w sobie niesamowity potencjał, tylko MUSI dostawać szanse, a na to niestety się nie zanosi. Jak widać fantastyczne występy pod koniec zeszłego sezonu nie wzbudziły dostatecznego zaufania sir Alexa Fergusona.. A co z innymi? Młody Richardson już dawno odszedł w zapomnienie, mimo że, podobnie jak Lee Martin, zapowiadał się nieźle.

Podsumowując kwestię transferu Naniego – o ile zakup Ronaldo mnie ucieszył to uważam, że kolejny Portugalczyk nie jest najlepszym rozwiązaniem… Mnóstwo dryblingów, często bez żadnych korzyści dla zespołu, indywidualne nastawienie, które pasuje raczej do gry „pod publiczkę”, jaką prezentuje Barcelona, psuje tak dobrze znany, charakterystyczny styl gry ukochanego United, przynajmniej w moim odczuciu…

Transfer nr 3 – Owen. I tutaj oddycham z ulgą, bo uważam, że to najlepsze z tych trzech posunięć – twardy, zaciekły i ambitny Anglik, skuteczny „przerywacz” akcji przeciwnika, trochę w stylu D.Hamanna tyle, że o klasę lepszy, wspaniale potrafiący „zgasić” piłkę. To fantastyczna alternatywa na środek naszego pola.

Nie minęło dużo czasu, gdy po tych spektakularnych transferach przyszła pora na kolejne wzmocnienie… Tym razem pod nóż poszedł atak United. Idealnym kandydatem został Carlos Tevez, prawdziwy argentyński „byk” z krwi i kości, który mnie osobiście nie przekonuje zważywszy, że bacznie obserwowałam jego poczynania w West Ham United. Idealny partner dla Roo? Na pewno bardzo podobny stylem gry i posturą, ale czy podobny znaczy od razu dobry? Sporo zamieszania wokół tego transferu nie przeszkodziło w jego finalizacji i teraz mamy już za sobą debiut Teveza. Ale jak o tę formację chodzi, nasuwa się pytanie: co z wychowankami? No właśnie… Wspaniale rokujący Giuseppe Rossi, o którego w konkury stanęły najlepsze kluby włoskie, nie dostaje szansy, co wydaje się zrozumiałe, gdy w napadzie United szleje van Nistelrooy… Jednak po odejściu Ruuda, mimo że wydaje się, iż nastał odpowiedni moment dla Włocha, zostaje on wypożyczony do Newcastle, potem do Parmy, gdzie prezentuje się znakomicie, a mimo to po powrocie wciąż nie znajduje miejsca w podstawowej jedenastce. W konsekwencji zostaje sprzedany i przygoda z United tego naprawdę uzdolnionego młodzieńca kończy się.

Tegoroczne okienko transferowe nie przyniosło nowych nabytków w formacji obronnej, ale i na te pozycje znajdzie się wielu zdolnych wychowanków: Pique, Evans, a zwłaszcza Bardsley, który pod nieobecność Nevilla, godnie go zastępował… Tylko, że nic z tego nie wynika – został wypożyczony, a na rychły powrót się nie zanosi.

Reasumując – polityka transferowa United jest w trakcie poważnych, permanentnych zmian, których nie zaryzykuje nazwać dobrymi, ponieważ zmieniają one charakter i tradycje tej niezwyklej drużyny, którą pokochałam całym sercem w 1998r.

Gwoli ścisłości – Manchester zawsze pozostanie Manchesterem. Zawsze będzie moim klubem, który będę kochać bez względu na to, kto jeszcze do nas przyjdzie, a kto odejdzie… Ja nie krytykuję, bo kimże jestem, by oceniać i poddawać w wątpliwość działania prawdziwych znawców tego tematu? Ja jedynie swoim artykułem pragnę zauważyć pewną smutną konieczność, z którą mamy do czynieni: świat dzisiejszego footballu jest brutalny i prawa, jakimi się rządzi, odciskają piętno na wypracowanym przez lata charakterze naszego United. Potężna konkurencja na piłkarskim rynku sprawia, że włodarze klubu zaczynają wątpić, iż na wychowankach da się zbudować silną drużynę, która będzie liczyła się na arenie międzynarodowej, a boją się zaryzykować, bo do stracenia jest zbyt wiele. Tylko, że wystarczy cofnąć się kilka lat wstecz, bo na pytanie, z kim Manchester United zdobywał potrójną koronę, historia sama ma przygotowaną odpowiedź… Kończąc już pragnę wyrazić nadzieję, że jednak polityka inwestowania w młodzieńców szkolonych na własnym zapleczu nie zginie całkowicie, że włodarze nie uczynią z United klubu przeczącego wyspiarskiemu stylowi gry i że uda się ocalić to, co zawsze było symbolem tej niezwykłej drużyny z wieloletnimi tradycjami.

Przewiń na górę strony