Mieszkańcy Czerwonej Diabelskiej Krainy od tamtej pory żyli długo i szczęśliwie… W ich rodzimym mieście rodacy cieszyli się z obecności Świętego Graala, który wreszcie zdołali odebrać bezczelnym Smerfom, które to zaś nie chciały go oddać po dobroci przez długie dwa lata. Tymczasem życie toczyło się swoim zwykłym biegiem… W Czerwonej Krainie nie brakowało skandali politycznych. Najbardziej martwiły się małe Diablątka, które Wujek Końska Twarz chciał wcisnąć w niebieskie (!) mundurki. Wielce wzburzone, chcąc mieć wpływ na swój ubiór, przemaszerowały do Doliny Rozpadu, gdzie przez tydzień z transparentami manifestowali swoją niechęć do mundurków samych w sobie oraz ich barw:
– Nie chcemy nosić niebieskich ciuchów! To niedopuszczalne! – powiedział jeden z uczniów.
– To czysta ignorancja ze strony władz… Smerfy ukradły nam drogocenny puchar na długie dwa lata, a teraz mamy nosić poniekąd ich barwy…?! Przecież to kpina! – powiedział drugi z chłopców, już licealista.
Pod osłoną głośnego sporu o ubiory w szkołach toczyło się jednak inne wydarzenie. Gdzieś niedaleko Czerwonej Diabelskiej Krainy, w ciemnościach Tysiącmilowego Lasu skrywał się pogrążony we wstydzie i opuszczony przez wszelkie siły Lord Mourinhmort. Codziennie słuchał bluesa na swojej empetrójce, aby nie odzwyczaić się ani na chwilę od tego, co przez ostatnie dwa lata stanowiło o jego gburowości i osobowości. Do tego pomagało mu to nie słyszeć dobiegającego codziennie z Czerwonej Diabelskiej Krainy zaraz o wschodzie słońca hymnu „Mourinhmort… Are ya listenin`?”, który śpiewała cała diabelska społeczność, niosąc ogromny kielich w uroczystej procesji po całej Dolinie… Jego niepokój wynikał jednak z tego, że w nieopodal położonej Dolinie Muminków Włóczykij rozpowszechnił wieść o tym, jakby Constantine poszukiwał Mourinhmorta w celu wygonienia z niego demona przeszłości. Wszak kiedy kilka lat temu przebywał w rodzimej Portugalii wytresował swoje Smoki na tyle, że Diabły niestety nie zdołały się obronić przed ich okupacją. Doszczętnie zniszczone miasto i krajobraz krainy sprawiły, że Constantine był zdecydowany wypędzić złego ducha z przywódcy Smerfów. Jak się jednak okazało, gdzieś po drodze do Tysiącmilowego Lasu ktoś Constantine`a zauważył, doniósł prędko do najwyższego z przywódcy niebieskich – Wujka Romana, a ten dłużej się nie zastanawiając wykonał smerfny telefon do Papy Smerfa, który przekupił nawet wrogiego Gargamela i wraz z Klakierem zdołał powstrzymać pogromcę demonów, zanim ten dokonał tego, czego miał dokonać. Lord Mourinhmort powracał powoli do sił. Wykonywał wiele telefonów, by upewnić się, kto wzmocni jego smerfne szeregi. Wszystko jednak było wiadome tylko jemu. Całość spowiła mgła tajemnicy…
I tak wszystko się toczyło… Diabły ładowały akumulatory, Smerfy niebezpiecznie milczały i nie było nadal wiadomo, czy Lord będzie ich przywódcą. Krasnale z herbem świnki Reds rosły w siłę, aby pomścić swa rodzinę. Kot Keane z Sunderlandu zaś wyszkolił swoje wojsko w rygorze i spartańskich warunkach, dzięki czemu jego armia powróciła do elitarnych oddziałów.
Ale czas bitew zbliżał się nieubłaganie… Diabły musiały opuścić swoją krainę, nękaną przez Wujka Końską Twarz i pozostawić wszystko, by przygotować się do nadchodzących wydarzeń.
Zwyczajem każdego Czerwonego Diabła było odbycie dalekiej pielgrzymki. Tym razem padło na jedną z większych krain, położoną obok Śródziemia, uważaną za jedną z najpiękniejszych – mowa tu Azji. Mówimy tu o wielkich odległościach i przemierzeniu wielu, ale to wielu krajów, o spartańskich warunkach, medytacjach… Diabły odwiedziły także kraj swojego wielkiego wroga – Lorda Mourinhmorta, skąd uratowały dwóch bardzo obiecujących adeptów walki na piłki świetlne – don Luísa De Abreu Oliveira i don Luísa Carlosa Almeida da Cunha. Zachęceni tymi dwoma sukcesami udali się do Dojczlandii, a dokładniej do Bawarii, gdzie z odbili swojego rodaka Wszystkomającego OH4 ze szponów złej szajki (podobno mającej jakieś konszachty z Lordem Mourinhmortem po tym, jak Lord pozyskał Misia Ballacka…). Potyczka o Wszystkomającego OH4 trwała dobre dwa lata, jednak Diabłom udało się wreszcie uratować swojego rodaka. Tym o to sposobem nasi bohaterowie byli gotowi do dalszej podróży. Jednak nie była to wycieczka krajoznawcza czy urlop – Diabły musiały stawić ponownie czoło nowym tubylcom. Okazało się, że przed Czerwonymi Diabłami kontynent odwiedziło kilku, pochodzących ze Śródziemia, Mistrzów walki na piłki świetlne. Diabelskie wojsko pokonało wiele drużyn, a w tym Urawę, która opanowała tajniki wschodniej sztuki otaczania piłek świetlnych czerwonymi diamentami. Ojciec Dyrektor Muminek testował swą armię także w Korei, gdzie miażdżącą przewagę mało wojsko z Czerwonej Diabelskiej Krainy. Następnym przystankiem w podróży był Makao, gdzie podopieczni Ojca Dyrektora Muminka rozgromili tubylców aż 6:0, ale może dlatego, że – jak to w Makao – wszyscy zgłębiali tam tajniki gry w karty, a nie w piłki świetlne… Nieoficjalne źródła Gumisiów (tak one są wszędzie, wiedzą wszystko i wiedzą wszystko o wszystkich, bo ze wszystkimi zwykli pijać w knajpie hektolitry soku z gumijagód) mówią, że po tak wielkiej wygranej Czerwone Diabły poszły się zabawić. Nie jest to co prawda zgodne z kodeksem walki na piłki świetlne, ale piłkowstrzymywacz Van der Czupryna nieźle się zabawił, ale koniec z nieoficjalnymi wieściami z Agencji GWWioW (Gumisie Wiedzą Wszystko i o Wszystkich ).
Czerwone Diabły pod wodzą Ojca Dyrektora Muminka musiały wrócić do swojego domu – Czerwonej Diabelskiej Krainy. Jednak jak to bywa w życiu, nasi ulubieńcy zamiast do celu swej drogi powrotnej trafili do… dżungli. Nie wiedzieli, co tam robią dopóty, dopóki nie spotkali podejrzanego Indianina… Zachwycił ich swoją techniką walki na piłki świetlne, a Ojciec Dyrektor Muminek chciał, aby od zaraz zasilił szeregi jego armii. Po kilku dniach okazało się, że ów Indianin należy do szczepu Apaczów i jest więziony przez złe Młoty (skąd my to znamy). Diabły uznały to za punkt honoru i postanowiły uratować swojego nowego przyjaciela z niecnych szponów Młotów z „Zachodniej Szynki”. I tym razem walka była bardzo zacięta: używano najbardziej wymyślnych metod, aby wprowadzić zamęt w szeregach przeciwnika, ale po pewnym czasie Apacz zasilił szeregi naszych bohaterów, a ojciec chrzestny nadał mu imię Diabelski Carlito.
Piłkarze świetlni z Czerwonej Diabelskiej Krainy, których szeregi zasiliło trzech nowych, nieźle zapowiadających się adeptów, ruszyli w stronę zachodzącego słońca. Ich podróż zaczęła się potwornie dłużyć, zwiedzali odległe kraje, o których geografom się nie śniło. Wreszcie, nikt nie wie jakim cudem, trafili na jakieś lotnisko, gdy je zobaczyli odetchnęli z ulgą…
– Cy…cy….cy..CYWILIZACJA – rzekł Rudy na 102.
– Cud, doprawdy! Myślałem, że zwariuję, bo zapomnialem zestawu do frencza… Ale zostanę ocalony! – rzekł Ronaldo dos Piłkos Obkiwatos Każdegos Bez Problemos.
Niezwłocznie po zakupieniu biletów wsiedli do samolotu i rozsiedli się w wygodnych fotelach. Po kilkunastu minutach wystartowali…
Po kilku godzinach lotu nagle i bardzo niepokojąco zadrżało. Odezwał się głos z kabiny pilota:
– Proszę państwa, proszę się nie denerwować, mamy małą awarię. Proszę przejść na lewą stronę samolotu i spojrzeć przez okienka.
– Walijski Smoku, podejdź ino do okna, jako i oni podchodzą… Ja nie mogę, bo oto czekam na niewiastę, która zajmie się moimi bezcennymi pazokciami… – rzekł Ronaldo dos Piłkos Obkiwatos Każdegos Bez Problemos.
Diabły przechodzą na lewą stronę, samolot się przechyla, a pilot mówi:
– Jak państwo słusznie zauważyli, lewy silnik płonie.
Mała panika na pokładzie, ale od czego drugi silnik? Za chwilę jednak znów głos:
– Proszę państwa, a teraz spokojnie i powoli proszę przejść na drugą stronę samolotu i spojrzeć przez okienka…
Diabły już bardziej podenerwowani przebiegają na drugą stronę;
– Jak widać, proszę państwa, drugi silnik również płonie…
Panika zaczyna wybuchać na pokładzie…
– A teraz proszę spojrzeć w dół.
Wszyscy przylepili się do okienek.
– Jak widać, pod nami rozpościera się ocean, a pośrodku widać mały niebieski pontonik. Z małego niebieskiego pontonika mówiła dla państwa załoga samolotu… Pozdrowienia od Lorda Mouriniomorta! Ha ha ha ha!
Niestety sytuacja naszych bohaterów nie była najlepsza – byli bez pilota, silniki nie działały, a do najbliższego lotniska było nie wiadomo jak daleko… Wtem usłyszeli głos Shreka:
–Ahh It’s Fuckin bloody bad! Oops, sorry…
Wydawało się, że sytuacja jest tragiczna, ale wtem Rudy na 102 spostrzegł w oddali Wyspę, która, jak mu się zresztą wydawało, przyciągała ich. Wszyscy jednak, poza Ronaldo dos Piłkos, który pochłonięty był bezgranicznie kolejnym złamanym paznokciem, histeryzowali, krzyczeli, płakali… Ale raptem, niewiadomo skąd, na niebie widoczne były trzy niewielkie latające punkty. I tak pojawiły się Atomówki… Świadome swej nadprzyrodzonej siły Bójka, Bajka i Brawurka, które postanowiły poświęcić życie walce ze złem i Mourinhmortem… I tak dziewczynki uniosły lekko samolot i bezpiecznie położyły go na wyspie, do której tak bardzo ciągnęło tę maszynę, gdyż nawet one nie miały dość siły, by przeciwstawić się temu przyciąganiu. Wziąwszy autografy od swoich idoli odleciały do rodzimego Townsville.
Tymczasem świetlni piłkarze wychodzili z samolotu.
Ferdynand Wspaniały mówi:
– Walijski Smoku, co my teraz zrobimy? Nie mamy jedzenia!
– Mamy przecież owoce.
– Nie mamy wody…
– Mamy przecież źródło…
– Nie mamy kibiców, stadionu…
– Mamy przecież ciszę i spokój…
– To chociaż manicure, Walijski Smoku, proszę! – rzekł w końcu Ronaldo dos Piłkos(…).
Lecz Walijski Smok poważnie skwitował to milczeniem. Ferdynand Wspaniały podjął jednak ostatnią próbę:
– Walijski Smoku… Nie mamy Smerfów i Krasnali, by z nimi RYWALIZOWAĆ…!
– Racja, szukajmy łodzi!
I tak wyruszyli w dziką dżunglę, w której czyhały tryliony niebezpieczeństw. Po wielogodzinnej męczącej wędrówce spostrzegli pomost. Ruszyli biegiem na brzeg wyspy. Ronaldo dos Piłkos Obkiwatos Każdegos Bez Problemos przeskakiwał to w lewo, to w prawo niczym nad świetlną piłką pomiędzy drzewami i kłosami trawy. Stanęli na pomoście. Nie mogli uwierzyć własnym oczom – przy pomoście stała Yellow Submarine (Żółta Łódź Podwodna). Cisza jak makiem zasiał. Kiedy Captain Gary zrobił krok do przodu, chlupnęła woda przy pomoście. Po drabince wchodził… John Locke. Wszyscy oniemiali. Locke podszedł spokojnym krokiem i powiedział:
– Przykro mi.
I rozległ się huk, jakiego piłkarze nigdy w życiu nie słyszeli. Kawałki żółtego metalu leciały w powietrze, ale do tego leciało jeszcze coś dziwnego. Raptem przy zabłoconych korkach Ferdynanda Wspaniałego wylądował mały skrawek czerwonego materiału z wyhaftowanym herbem świnki Reds z feniksem. Nad tym herbem było jednak również przyczepione agrafką „C”.
– Co to oznacza? – myślał głośno Rudy na 102.
Ale zanim zdążył krzyknąć „UWAŻAJ!!”, ciekawski Puszczak chciał we własnych rękach oglądnąć skrawek materiału, by potwierdzić obawy o świadomym spisku Lorda Mourinhmorta i architekta z Hiszpanii. Jednak w momencie, kiedy dotknął materiału i odczytał na głos napis po drugiej stronie „Captain” , coś nim szarpnęło i zniknął. Gruchnął mocno o ziemię i spostrzegł, że… znalazł się we własnej bazie szkoleniowej! Dał znać przez komórkę kumplom i po chwili oni również byli w domu. Jak później donosiły nieoficjalnie Gumisie – kapitan Krasnali, które planowały dokonać zamachu na Diabłach, w swojej czapce miał świstoklik, przenoszący całą swą armię prosto do ośrodka szkoleniowego armii w Czerwonej Diabelskiej Krainie, by po pokonaniu świetlnych piłkarzy na tajemniczej Wyspie, upokorzyć ich jeszcze bardziej niszcząc i spalając ich bazę szkoleniową.
W sumie to dobrze się złożyło – nasi bohaterowie wylądowali w swojej bazie szkoleniowej dzięki czemu mogli przygotować się do następnej bitwy w wojnie przeciwko Smerfom. Tym razem gra była warta świeczki tfu! Znaczy się tarczy. Ale do ostatniej chwili nikt nie wiedział kto wróci z Tarczą, a kto… na tarczy.
Do bitwy miało dość na neutralnym terenie, który znany jest z bitew nań przeprowadzonych. Walczyli tam wielcy polscy hetmani, a do historii zapisał się Jan Domarski, który w jaskini lwa pokonał angielskiego piłkowstrzymywacza, ale nie o tym ta bajka.
Nasi bohaterowie po wielu przygodach byli gotowi do pojedynku. Niestety Louis SaWalker dalej nie doszedł do siebie po ostatnich bitwach, ale Ojciec Dyrektor Muminek był dobrej myśli. Nie mylił się, bo Czerwone Diabły jako pierwsze umieściły świetlną piłkę w bramce smerfnego piłkowstrzymywacza Piotra z Czech. Aczkolwiek szczęście nie trwało długo i Smerfy doprowadziły do remisu… Wszystko wskazywało na to, że bitwę rozstrzygną rzuty karne – i tak z resztą się stało. Jednak Czerwone Diabły miały asa w rękawie, a był nim nie kto inny jak słynny Panoramix, który został wysłany na szkolenie do swoich „ziomków” Celtów, ale po drodze nie mógł powstrzymać się od odwiedzenia starego kumpla – Ojca Dyrektora Muminka.
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak zbawienny był to zbieg okoliczności. Panoramix widząc, że zanosi się na karne i sędzia Rysio z Klanu nie przedłuży meczu o ani minutę dłużej, przygotował specjalny napój, ale nie ten którym częstował Asterixa i Obelixa (którzy niestety musieli pojechać ponownie pomóc Kleopatrze!). Tym razem Panoramix przeszedł samego siebie – stworzył magiczną miksturę, która zwiększała refleks do poziomu 500% ponad normę. Dał ją nie komu innemu jak Van der Czuprynie.
Gdy doszło do wspomnianych karnych, nasi bohaterowie spisywali się na medal, ale Van der Czupryna, który nie zasłużył się wcześniej zbytnimi umiejętnościami jeśli chodzi o ten aspekt sztuki piłkowstrzymywaczowania, zaskoczył wszystkich broniąc wszystkie trzy strzały Smerfów. W ten sposób powstał bezgol trzyosobowy ze zniżkami oraz możliwością przedłużenia promocji wyjątkowo dla Smerfetki, Baranka Shauna oraz Klaudia Pieczara.
Wujek Roman był tak zdenerwowany ów wynikiem, że za karę wysłał Smerfy do swojego imiennika i dobrego znajomego Wujka Końska Twarz, a ten z kolei wysłał ich na sam koniec świata, aby znaleźli największy kąt na ziemi i za karę przez całe wakacje w nim stali! (Nie)stety przy samym końcu świata Smerfy spotkały Jacka Sparrowa, który ich tak nie lubił (jak podaje Agencja GWWioW Jack jest fanem United xD) odesłał ich powrotem do Anglii, gdzie czekały na nich już na nich Czerwone Diabły, Kot z Sunderlandu, Krasnale ze Świnką Reds i „Zachodnie Szynki”, ale to już początek innej opowieści.