Nie przegap
Strona główna / Naszym okiem / Naszym okiem: City – United

Naszym okiem: City – United

Naszym okiem: Manchester City - Manchester United - Carlos Tevez
Minął tydzień od spotkania Manchesteru United przeciwko Reading, a krzywa wskazująca wyniki Czerwonych Diabłów zamiast wznosić się ku górze spada co raz niżej. O skuteczności podopiecznych sir Alexa Fergusona lepiej już nie wspominać. Na początek więc małe pocieszenie, gorzej już być nie może.

Oglądając derby przecierałem oczy ze zdumienia. United cały czas atakuje, a City strzela bramkę. Goście rozpoczęli to spotkanie dobrze, a nawet bardzo dobrze. Już w 5 minucie mogli wyjść na prowadzenie, ale Nani strzelił w krótki róg bramki i Schmeichel nie miał zbyt wielu problemów z obroną tego strzału. Mecz stał na wysokim poziomie, a tempo było zawrotne. Warty odnotowania jest fakt, że Manchester – ten z Old Trafford miał wręcz miażdżącą przewagę i raz po raz skórę kolegów ratował Micah Richards.

The Citizens rozgrywali swobodnie piłkę jedynie na swojej połowie, nie potrafili nawet przedostać się na 30 metr od bramki Van der Sara. I tak po niespełna 25 minutach gry padł pierwszy strzał na bramkę Czerwonych Diabłów. Uderzał Michael Johnson, ale rozregulowany celownik młodego Anglika pozwolił jedynie umieścić piłkę w wyższych sektorach trybun City of Manchester Stadium. Minęło pół godziny gry, gol dla United wisiał w powietrzu. Tymczasem słabe krycie w środku pola, niezdecydowanie Vidica i piłka w siatce. Geovanni jednak ma patent na Van der Sara i spółkę. Przypomina się mecz sprzed 2 lat z Benficą w Lidze Mistrzów i „szczupak” Brazylijczyka.

Więcej bramek w tym spotkaniu nie padło, a powinno. Carlos Tevez nie potrafiący skierować piłki do bramki z 50 cm. Nani, który już prawie wpisuje się na listę strzelców, ale jednak coś staje na jego drodze. Poprzeczka Vidica, zła poprawka Scholesa. Kolejna sytuacja Carlito po dośrodkowaniu Giggsa. I tak dalej i tak dalej. Krótko ujmując, gdyby Evra, Nani, Scholes, Vidic, Tevez wykorzystali 50% z szans, które mieli razem, United na swoim koncie miałoby jakieś 4 bramki.

Czerwone Diabły po prostu musiały ten mecz wygrać, ale jak widać takie słowo w futbolu nie istnieje. Co mnie jeszcze zastanawia to frustracja piłkarzy United, bo o ile Ferdinand jest już znanym „krzykaczem”, o tyle Paul Scholes tak się nie zachowuje. Tak, Paul Scholes wrzeszczący na Naniego już po piętnastu minutach i pierwszym nieudanym podaniu Portugalczyka. W drugiej połowie sytuacja się powtarza. Wyglądało to tak, jakby rudowłosy pomocnik obrał sobie za cel narzekanie na grę młodszego kolegi. A może po prostu doświadczony piłkarz United ma już dość. Woli rozegrać akcję mniej koronkowo, a bardziej efektywnie. Bliźniaczo podobne zdarzenia do tych z Cristiano Ronaldo, który robił dużo szumu, a drużyna nie odnosiła z tego żadnych korzyści. Na całkowitą aklimatyzację i pokazanie pełni możliwości przez zawodnika z numerem 7 trzeba było trochę poczekać. Scholes ma może deja vu, albo brakowało mu cierpliwości. Paul nie chce przeżywać tego po raz kolejny i wyłącznie patrzeć na techniczne popisy kolegi.

Następną rzeczą, która mocno rzuca się w oczy. Kiedy Tevez schodził na skrzydło, to w ataku robiła się luka. Nawet wejście Giggsa na szpicę nie wiele zmienia. Argentyńczyk lubi również cofnąć się po piłkę i stamtąd zacząć szybką wymianę podań bądź drybling. Oczywiście z City nie mógł tego robić. Otóż, brak drugiego napastnika. Tylko, że na to nie ma rady. Trzech kontuzjowanych snajperów. Sprawa fatalna. Cała nadzieja w tym, że Saha będzie mógł zagrać z Tottenhamem, tylko jaka będzie dyspozycja Francuza…

Kończąc, kolejny dobry mecz w wykonaniu United, ładne, składne akcje. Duża przewaga w polu. Wręcz muszę stwierdzić, iż we wczorajszym spotkaniu gra Czerwonych Diabłów była po stokroć lepsza niż w poprzednich derbach, które odbyły się w maju. Wtedy goście jednak zwyciężyli.

Za tydzień podopiecznych sir Alexa czeka kolejny trudny mecz. Spotkanie z Tottenhamem może być kluczowe. Wiem, że przed starciem z The Citizens mówiono tak samo, lecz teraz gramy na Old Trafford. Trzeba w końcu zacząć gonić czołówkę, bo naprawdę jest co odrabiać. Osobiście mam nadzieję, że następna notka z serii: „Naszym okiem” będzie dużo weselsza i będziemy mogli rozpisywać się w niej o bramkach zdobytych przez Manchester United.

Przewiń na górę strony