Nie przegap
Strona główna / Nam strzelać nie kazano… tylko Rooneyowi

Nam strzelać nie kazano… tylko Rooneyowi

Wayne Rooney
Mógłbym rzec: „a nie mówiłem?”. I nie tylko ja, ale też spora część kibiców Manchesteru United, która w tej chwili łapie się za głowę. Oto podstawa ataku, jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) zawodników na Old Trafford doznaje urazu. Wyrok: dwa miesiące w zawieszeniu na kolejne 30 dni. Surowa kara, ale to niestety jest recydywa. Winna: kość śródstopia. A dokładniej jej lewa siostra. Prawa ponad rok temu spowodowała podobny, a nawet groźniejszy, wypadek, po którym Wayne’a Rooneya o mało co nie ominął występ na mundialu w Niemczech. Co z tego, skoro jego forma poważnie wtedy na tym ucierpiała. Jednak teraz ważniejsze jest co innego. Kto będzie strzelał bramki…?

Odpowiedź wiernego fana MU to bez wątpienia: „John O’Shea!”, ale żarty na bok. Popularny „The Cat” faktycznie wystąpił w pierwszym meczu sezonu w roli atakującego, ale nie ukrywajmy, to nie jest jego pozycja (mimo, że John tak naprawdę nominalnej nie posiada – gra wszędzie, dosłownie). Irlandczyk, w ciągu 33 minut spędzonych na boisku, oddał zaledwie jeden, niegroźny strzał, ale poza tym nie był zbyt widoczny. Ba, powiedziałbym nawet, że był niewidoczny. Widać, lubi siedzieć na Gadu-Gadu. Aha, miały być żarty na bok…

Dlaczego O’Shea grał w napadzie? Z bardzo prostego powodu. Sir Alex Ferguson nie miał wśród rezerwowych żadnego napastnika. W zasadzie jedynym ofensywnie usposobionym piłkarzem był Nani Almeida, reszta to pomocnik i dwóch obrońców… A nie, przepraszam. Pomocnik, obrońca oraz piłkarski MacGuyver i Kobieta-Kot w jednym. Manchesterowi brakowało egzekutora, kogoś, kto z zimną krwią potrafiłby wykończyć jedną z wielu ofensywnych akcji przeprowadzonych przez piłkarzy z Old Trafford (aż 23 okazje na zdobycie gola). Brak jakiegokolwiek napastnika na ławce był spowodowany kontuzjami Louisa Sahy i Ole Gunnara Solskjaera oraz brakiem ogrania dopiero co pozyskanego Carlosa Teveza…

I na tym lista nominalnych napastników się kończy, choć na tej pozycji może grać jeszcze 19-letni Anderson. Brazylijczyk jednak nie zasmakował gry w Premiership (bo nie miał jak), więc pozostawienie go poza składem jest zrozumiałe. No tak… Trzech napastników i żaden, z tego, czy owego powodu, nie może zagrać. O ile mnie pamięć nie myli, jeszcze tydzień, może półtora, temu Ferguson miał do dyspozycji Alana Smitha i Giuseppe Rossiego. Owszem, Smith chciał regularnie grać w pierwszej jedenastce, a po transferze Teveza miałby na to bardzo małe szanse. Można zrozumieć więc transfer „Smudge’a” do Newcastle. Natomiast co z Rossim?

Młody, perspektywiczny, bardzo utalentowany i bramkostrzelny (fakt, że w rezerwach MU, ale zawsze coś) napastnik, który mógłby się jeszcze pogodzić z rolą zmiennika, o ile dawałoby mu się szanse na grę. Niestety, został sprzedany do Villarreal, gdzie zdążył już zdobyć dwie bramki w dwóch sparingach. Dobrze, dobrze… Liga hiszpańska, to nie to, co twarda, szybka i brutalna Premier League, Arrrrgh! (jakby to wyartykuował z siebie niejeden porządny pirat). W tejże ekstralidze angielskiej radzi sobie pan Mikel Arteta (nomen omen Hiszpan), panicz Krystiano (sąsiad Artety, z tego samego półwyspu) i można by wymienić jeszcze paru bardzo wątłych, brzydzących się brutalnością tego okropnego sportu i w ogóle innych „ała, to boli! jestem z kontynentu” grajków. Nie wspominając o Rolando Bianchim, który w swoim ligowym debiucie w barwach Manchesteru City zdobył gola. Tak, tak, to również Włoch i też bramkostrzelny (18 w Serie A w minionym sezonie). Nie sądzę, że Rossi nie poradziłby sobie na Wyspach, nawet jeżeli nie jest jakoś dobrze zbudowany (Nani zapewne sprzedałby mu, i to ze zniżką, odpowiedni zestaw ćwiczeń na siłowni). No, ale to już przeszłość, bo Giuseppe jest już hen daleko, gdzie (z)robi karierę…

„I co teraz będzie?!” – martwi się zapewne część kibiców. Na szczęście menedżer „Czerwonych Diabłów” ma kilka wariantów i z pewnością jego zespół ocknie się po, jakby nie było, lekkiej wpadce z inauguracyjnego meczu w lidze.

Przede wszystkim, do zdrowia wracają Saha i Solskjaer, którzy tym samym zostali włączeni do kadry na mecz z Portsmouth. Znakiem zapytania jest jednak ich forma. W tejże kadrze znalazł się również Carlos Tevez, który jest teraz w niektórych kręgach uważany za „mesjasza”. Szczerze powiedziawszy, liczę na to i trzymam za niego kciuki. Mocno. Bardzo. Ała!

Jednak co będzie, jeśli napastnicy nie wykażą się na treningu dobrą dyspozycją, przede wszystkim strzelecką? Pozostaje wtedy liczyć na niesamowitego, wspaniałego, niezastąpionego, genialnego, utalentowanego… Johna O’S…hit… Przepraszam najmocniej… Cristiano Ronaldo! Portugalski skrzydłowy pokazał naprawdę kawał dobrego futbolu w pierwszej kolejce, a dodając do tego wyczyn z ubiegłego sezonu oraz całkiem niezłą formę z przedsezonowych przygotowań, może być motorem napędowym, a nawet głównodowodzącym siły ataku United. Wtórować mu może Nani, który umiejętności posiada (strzeleckie również), jedyne, czego mu brakuje, to zgranie się z partnerami. Wzmocnieniem przedniej formacji będzie również przesunięcie Ryana Giggsa z powrotem na lewe skrzydło, bo Walijczyk w ataku się nie sprawdza. I tak, atak złożony z CR7 i jednego z napastników, będzie wsparty potężnym uderzeniem Scholesa (oraz jego podaniami) i głową Vidica, który wsadza ją tam, gdzie inni nie włożyliby nogi, ani żadnej innej części ciała…

Bramki naprawdę ma kto strzelać. Pozostaje tylko wykalibrować celowniki i nie zapominać o zimnej krwi. W końcu jeden Rooney wiosny nie czyni, chociaż faktycznie – bez niego może być trochę mroźno i śnieżno…

Przewiń na górę strony